Zaprowadzają pokój w sercach ludzi, są tam, gdzie Kościół ich wzywa – misjonarze Shalom z Brazylii. W Polsce swoją misję rozpoczęli dwa lata temu od pomocy w przygotowaniach do ŚDM. O charyzmacie wspólnoty w rozmowie z Eweliną Słomką opowiada Michele Magalhães, odpowiedzialna za krakowską misję.
Zanim przybliżysz nam samą wspólnotę, opowiedz, jak wyglądało Twoje pierwsze spotkanie z Shalom.
Kiedy miałam siedem lat, mama pojechała pierwszy raz na rekolekcje Shalom, zabierając mnie ze sobą. Podczas modlitwy cały czas wpatrywałam się w osoby śpiewające, które dla mnie wyglądały tak pięknie. Wzruszona tym obrazem zaczęłam płakać. Ludzie modlili się różnymi językami, a ja, chociaż nie wiedziałam, co mówią, zaczęłam ich naśladować, a przy tym cały czas płakałam. Modlitwa mnie dotykała. W końcu moją mamę zaczął niepokoić ten nieustanny płacz i wtedy ja, siedmiolatka, powiedziałam jej: „Mamo, nie wiem, co się dzieje, ale wiem jedno, jestem Shalom”.
A co to znaczy „być Shalom”?
To przede wszystkim urzeczywistnianie charyzmatu naszej wspólnoty. Rozumiemy przez to spotkanie z Jezusem, który zaprasza nas do podążania nową drogą za Nim i który wysyła nas w świat, byśmy byli Jego apostołami pokoju. Tego nie da się osiągnąć bez życia modlitwą w intymności z Bogiem. Oprócz osobistej relacji z Nim troszczymy się również o relacje z innymi w życiu wspólnotowym, jednocześnie dzieląc się doświadczeniem poprzez ewangelizację tych, których dane nam jest spotkać.
Ci, którym Shalom jest choć trochę znane, kojarzą wspólnotę z pizzerią lub barem z przekąskami, od którego wszystko się zaczęło. Rzeczywiście taki był początek misji Shalom?
Moyses Azevedo – założyciel wspólnoty – zwykł mówić, że pizzeria była jednym ze sposobów działania Boga, a Shalom powstało, gdy on, jako młody chłopak, ofiarował życie Bogu. W 1980 roku podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Brazylii tamtejszy biskup polecił Moysesowi, aby wręczył papieżowi prezent w imieniu wszystkich młodych ludzi w Fortalezie. Moyses, wtedy młody chłopak, zastanawiał się, co on, zwykły student, może dać ojcu świętemu. Zdecydował się napisać list, w którym ofiarował swoje życie Bogu i poświęcił je ewangelizacji młodych osób oraz tych, którzy są oddaleni od Kościoła. Po tym niezwykłym spotkaniu długo myślał, w jaki sposób ma zrealizować treść swojego ofiarowania. Wiedział, że jeżeli zaprosi młodych do kościoła, to nie przyjdą. I wtedy Bóg mu podpowiedział, aby zaprosić ich do pizzerii.
I pomysł się sprawdził?
Moyses co do swojego pomysłu miał wiele wątpliwości. Na szczęście znaleźli się przyjaciele, którzy mocno wsparli tę ideę. Nie podejmowali żadnej decyzji bez uprzedniej modlitwy. Znaleźli miejsce na bar przekąskowy, biskup go pobłogosławił i już pierwszego dnia przybyło wielu ludzi. Krok po kroku Bóg budował wspólnotę, do której co jakiś czas dołączały kolejne osoby pragnące ofiarować swoje życie ewangelizacji.
Taki był początek. Teraz wspólnotę Shalom tworzą tysiące misjonarzy. Do kogo wychodzicie z przesłaniem Ewangelii?
Chcemy przyciągnąć do Kościoła ludzi od niego oddalonych. Staramy się to robić w kreatywny sposób. Próbujemy dotknąć serca tych, którzy sami z siebie nie przekroczyliby murów kościoła. Chcemy dawać ludziom szansę na spotkanie z Jezusem, bo kiedy już wejdą z Nim w relację, często sami odkrywają powołanie. Apostolat wspólnoty jest podzielony na dwie części: pierwsza to ewangelizacja, a druga formacja. Tworzymy grupy modlitewne i towarzyszymy młodym, aby to doświadczenie spotkania z Bogiem nie zgasło, żeby trwało przez modlitwę i życie we wspólnocie, dopóki ta osoba sama nie zacznie ewangelizować.
Jak wygląda kreatywne przyciąganie ludzi do Kościoła?
Organizujemy wydarzenia, a takim sztandarowym jest Festiwal Halleluya. To kilka dni imprezy, wielka scena, koncerty, spowiedź, a w kulminacyjnym momencie adoracja. Jest też część sportowa, w której kiedyś do wygrania był np. samochód. I to jest tak, że na początku ludzie chcą uczestniczyć tylko w konkursie, a potem tak się dzieje, że jednak zostają na adoracji.
W niektórych miastach Brazylii często można się natknąć na tzw. autobus imprezowy, z którego słychać muzykę. Podczas festiwalu wysyłamy też taki autobus i wielu ludzi wchodzi do niego z myślą o imprezie. Na początku jest muzyka, ale po kilku minutach ustaje i następują 15-minutowe rekolekcje i modlitwa. Wszyscy opuszczają autobus z płaczem, a ludzie z zewnątrz zadziwieni pytają, co tam jest. W odpowiedzi słyszą: „Musisz tam wejść, żeby się dowiedzieć”. Tworzą się długie kolejki.
Czego może się spodziewać osoba, która zechce dołączyć do waszej wspólnoty? Jak wygląda formacja w Shalom?
Często zaczyna się od grupy modlitewnej. Ci, którzy uczą się codziennie modlić i uczestniczą w życiu Shalom, zauważają, że bycie we wspólnocie od czasu do czasu jest niewystarczające. Chcą jej ofiarować całe życie i wtedy wchodzą na drogę rozeznawania powołania, która trwa zazwyczaj rok. Przez ten czas chętni poznają charyzmat Shalom i modlą się, prosząc Boga, by wskazał im właściwe miejsce w Kościele. Są dwie ścieżki, którymi można podążać w Shalom: Wspólnota Życia i Wspólnota Przymierza.
Czym one się różnią?
Moyses podkreślał, że Wspólnota Życia jest jak serce Shalom, które pompuje krew do tętnic i żył, czyli do Wspólnoty Przymierza. Misjonarze Wspólnoty Życia zostawiają studia, pracę, rodzinę i wędrują tam, gdzie zwierzchnicy ich poślą, żyjąc w posłuszeństwie, ubóstwie i czystości. Zarówno we Wspólnocie Życia, jak i Przymierza znajdują się celibatariusze, kapłani i powołani do małżeństwa, ale ci drudzy działają w swoich środowiskach, rodzinach, pracy, przekazując to światło ludziom wokół nich. Misjonarze Shalom codziennie uczestniczą we Mszy, spędzają minimum dwie godziny na osobistej modlitwie, odmawiają różaniec, liturgię godzin i przygotowują się do ewangelizacji.
Obecnie misjonarze Shalom są rozproszeni w 25 krajach świata. 9 lipca tego roku wspólnota będzie świętować swoje 35-lecie. Do Krakowa przybyli na zaproszenie kard. Stanisława Dziwisza. Organizują adoracje, koncerty, tworzą grupę modlitewną. Choć samych misjonarzy na razie jest pięcioro, to grono ich przyjaciół rozrasta się błyskawicznie.