Wielka wiara małych ludzi

 

Mało kto o tym wie, ale do największego zgromadzenia ludzi na świecie doszło na Filipinach w 1995 roku. 15 stycznia do parku Luneta w Manili przyszło ponad pięć milionów osób, a w większości byli to młodzi. Co mogło być powodem tak wielkiego zgromadzenia w tym odległym, egzotycznym kraju? Dlaczego młodzież przyjechała w jedno miejsce i co ją do tego zachęciło? Rewolta, strajk, walka o lepsze życie, koncert najsłynniejszej grupy rockowej…?

Otóż nie! Sprawcą tego wydarzenia był nasz wielki rodak Jan Paweł II, który poprzez swoje podróże apostolskie i Światowe Dni Młodzieży jak nikt inny na Ziemi gromadził tłumy. Zadziwiającą kwestią jest liczba zgromadzonych – ponad pięć milionów osób! Przecież Filipiny podobnie jak Australia leżą na końcu świata. Dodatkowo Filipiny są archipelagiem wysp, rozsypanych na długości 2000 km, natomiast Australia jest najmniejszym kontynentem. Dlaczego zatem w Sydney w 2008 roku zgromadziło się tylko 400 tysięcy wiernych?

Odpowiedź jest prosta. Filipiny to jedyne katolickie państwo w Azji. Filipińczyków na samych wyspach jest około stu milionów, z czego 80% to zadeklarowani chrześcijanie, a ponad 80% z nich regularnie uczestniczy we Mszy św. w kościele. Czyni to Filipiny trzecim najbardziej katolickim krajem na świecie.

z Jezusem na ramieniu

Wiara na Archipelagu Filipińskim przejawia się mocno w życiu codziennym. Trycykle, motory z podczepioną kabiną, pełnią tam rolę taksówek. Można je spotkać na każdym kroku, a na pewno wszędzie tam, gdzie są turyści. Przyjętym, choć nie pisanym zwyczajem jest to, że każdy z nich ma z tyłu napisaną frazę odnoszącą się do wiary. Często są to bezpośrednie cytaty z Biblii albo myśl, która dosłownie i w przenośni ma kierować trycyklistą. Podobnie sprawa ma się z Jeepneyami, czyli autobusami krótkodystansowymi. Prawie każdy z nich ma na sobie graffiti ze świętym patronem albo przynajmniej jakiś „Boży” cytat.

Jednym z najbardziej zaskakujących momentów na Filipinach było odkrycie porannych Mszy św. w galeriach handlowych. Z samego rana, jeszcze przed otwarciem dużych sklepów, w holu marketu odprawiana jest Msza św. Jest to moment dla tych, którzy ze względu na całodniową pracę nie mogą uczestniczyć we Mszy św. w kościele. Normą są też kaplice adoracyjne w galeriach handlowych oraz wspólne odmawianie modlitwy o godzinie 15.00 i 18.00.

Wrażenie robią też widoki w stolicy Filipin, Manili. Doskonale pamiętam moment, gdy na jednym wyłaniającym się zza rogu drapaczu chmur zobaczyliśmy olbrzymie korale połączone w łańcuchy. Dopiero pełny widok wieżowca uświadomił nam, że był to różaniec w całości opatulający budynek z podwieszonym napisem Ave Maria. Dalej można było zobaczyć parometrowe posągi św. Józefa i Świętej Rodziny patrzące na wszystkich z dachów wysokich bloków mieszkalnych albo napisy na murze w centrum metra zrobione przez kibiców: „Gramy twardo, modlimy się mocno”. Od razu wpadliśmy w zadumę i z uśmiechem wspomnieliśmy, co też nasi polscy „kibice” piszą na ścianach. Europejczycy często na całe życie tatuują sobie na skórze chiński alfabet, smoki, znaki nieznanych religii. Natomiast na Filipinach ludzie mają najczęściej wytatuowany na bicepsie, klacie lub sercu np. obraz Jezusa Ukrzyżowanego, napis „Jezus mnie kocha!” czy po prostu „Jezu, ufam Tobie!”. Tutaj nikt nie wstydzi się wiary. Wręcz przeciwnie, Filipińczycy z dumą manifestują to, co dla nich w życiu jest najważniejsze.

Ich przynależność do Boga widać szczególnie w momentach kryzysowych. Kiedy dochodzi do katastrofy naturalnej, np. ogromnego tajfunu czy trzęsienia ziemi, Filipińczycy spotykają się w schronieniach przy obrazie Jezusa Miłosiernego i wszyscy razem, całymi rodzinami modlą się z największą wiarą w sercu, prosząc o przetrwanie.

wziąć wiarę w swoje ręce

Filipiny, mimo swojego chrześcijańskiego potencjału, są krajem misyjnym. Bierze się to stąd, że pod koniec ubiegłego wieku do kraju została dołączona wyspa Mindanao, która w swojej historii była kalifatem muzułmańskim. Życie kapłana w tym miejscu nie jest łatwe. Jeżeli połączyć wszystkie wyspy razem, to pod względem terytorium kraj ten ma bardzo podobną powierzchnię lądową do Polski, ale ludzi jest 2,5 raza więcej. Dodatkowo małe wyspy stanowią często jakby oazę na otwartym morzu i nie wszędzie kapłani mogą dotrzeć w niedziele. Czasami bywa tak, że ksiądz ma szansę przypłynąć do kościoła co miesiąc albo dwa. Okazuje się, że mimo nieobecności duchownego życie parafialne jest cały czas bardzo żywe. Zdarza się, że po dwóch miesiącach nieobecności księdza w parafii… przybywa wiernych! Jak to? Przecież nie miał kto prowadzić Mszy św. niedzielnej, grup parafialnych, apostołować. Filipińczycy biorą sprawy w swoje ręce. Miałem raz okazję być na wyspie na nabożeństwie niedzielnym bez księdza, w kościele zapełnionym po brzegi. Wszystko było świetnie przygotowane! Śpiewy, modlitwy, czytania, tacę, nabożeństwo, a nawet ogłoszenia parafialne prowadzili wierni. I jest to normą w całym kraju. To wszystko dopełniają liczne grupy modlitewne, ruchy chrześcijańskie, stworzone po to, by wspólnota wiernych mogła się mocno trzymać, a nawet powiększać, gdy nie ma księży.

To wszystko jest bardzo ciekawe i zaskakujące, szczególnie że piszemy przecież o tej samej wierze co nasza! Miło jest zobaczyć tę wiarę z innej, nowej perspektywy, na chwilę zastanowić się i pomyśleć: Czy bylibyśmy w stanie manifestować wiarę tak otwarcie? Czy moglibyśmy aż tak bardzo zaangażować się w Kościół? I jaka jest nasza rola tu i teraz w polskim Kościele…?

Avatar

Author: Andrzej Patyra

Share This Post On

Submit a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.