Są ludzie, którzy nie myślą, że mogliby czegoś pragnąć. Świat sterylny od emocji, marzeń i zdrowych relacji może istnieć dramatycznie blisko nas. To świat dziecka, którego rodzice są rodzicami jedynie na papierze. W ilu domach dzieją się podobne dramaty? O ucieczce z własnego domu z Moniką rozmawia ks. Radosław Warenda SCJ.
Pamiętasz ten dzień, kiedy rodzice się rozwiedli?
To nie był jeden dzień. To trwało latami, bo mamie zależało na tym, żeby dostała rozwód z orzeczeniem o winie taty. Wszystko ciągnęło się bardzo długo. Nie było takiego jednego momentu, w którym rodzice podjęli decyzję, że się rozwodzą, bo robili to co awanturę. Odkąd pamiętam, zawsze tata „się wyprowadzał”.
Czyli bardziej bolało Cię to, że rodzice się kłócą, niż to, że kiedyś się rozwiodą?
Bolało i jedno, i drugie, ale rozwód był tylko konsekwencją tych nieporozumień, kłótni i przemocy. Pamiętam, że będąc w gimnazjum, strasznie się zdziwiłam, że ludzie normalnie się nie kłócą albo nie biją… Dla mnie to było oczywiste, że dorośli się biją, dziecko dostaje lanie, a w domu nie rozmawia się, tylko krzyczy.
Kto Cię bił?
Tata. Bił nie tylko mnie. Najmocniej mamę i najstarszego brata. Wdawał się też w bójki z gośćmi, którzy do nas przychodzili. Wtedy było najlepiej, bo wiedzieliśmy, że nie dostanie się nam, tylko im. Byliśmy bezpieczni. Ja i tak miałam taryfę ulgową, bo byłam jego jedyną córką.
Za co Cię bił?
Każdy powód był dobry – złe spojrzenie, źle umyta łazienka, szklanka, brudny ekran telewizora. Cokolwiek. Myślę, że tak naprawdę nie jest ważne za co. Każdy, nawet najmniejszy klaps to przemoc, choć w moim wypadku często było dużo, dużo gorzej. Jednak najmocniej bolały słowa.
Jak myślisz, dlaczego się znęcał?
Bo sam nie doświadczył miłości. Myślę, że po prostu wyniósł z domu zranienia, które nie pozwoliły mu normalnie funkcjonować w rodzinie, którą założył.
Czy miałaś kogoś, kto przeżywał podobne problemy i z kim mogłaś porozmawiać na ten temat?
Miałam (i mam) przyjaciółkę. W jej rodzinie tata jest alkoholikiem. Rozumiałyśmy się doskonale i bez słów.
Bez słów? To znaczy, że nigdy o tym nie rozmawiałyście?
Rozmawiałyśmy, ale w pewnym momencie już nam się nie chciało o tym mówić, bo to były cały czas te same historie, ten sam schemat: alkohol, kłótnia, przemoc, czasem policja. Żeby nie oszaleć, często spędzałyśmy weekendy u naszych wspólnych znajomych lub po prostu gdzieś wyjeżdżałyśmy.
Czego bałaś się, kiedy wracałaś ze szkoły i wiedziałaś, że możesz zastać rodziców, dom, Twój pokój w różnym stanie?
Nie bałam się, bo dla mnie to było normalne. Strach zaczął ze mnie wychodzić, dopiero kiedy zaczęłam dojrzewać i wyprowadziłam się z domu, bo wcześniej te wszystkie uczucia były zamrożone. Dosłownie wszystkie. W ogóle nie istniało coś takiego jak moje potrzeby. Pamiętam, że kiedyś strasznie płakałam, bo bardzo bolały mnie oczy. Mówiłam o tym rodzicom, wręcz krzyczałam z bólu, a tata powiedział mi: „Dobrze, pojedziemy do okulisty”, i na tym temat się zakończył. Po prostu nie było moich potrzeb. Do dziś to wspomnienie wywołuje we mnie ukłucie żalu. Takich chwil było całe mnóstwo, a ja byłam dzieckiem, które tak naprawdę nie istniało.
Dlaczego tata nie opiekował się Tobą?
Myślę, że bał się zaangażować w rodzicielstwo. Pomimo że jest naszym ojcem, to jest nim tylko ze względów czysto biologicznych. Po prostu nie podołał tej roli. Rodzice pobrali się tylko dlatego, że pojawił się mój najstarszy brat.
Mama nie żyje. Tata dalej żyje. Wiesz gdzie? Wiesz, co robi? Masz z nim kontakt?
Nie mam z nim kontaktu.
Ożenił się ponownie?
Nie. Ale wiem, że zdradzał mamę. Pierwszy raz „odszedł” od mamy… w dniu ich ślubu. Nie wiem do kogo i czy w ogóle. Mama mówiła o tym przez łzy, dawno temu. Po śmierci mamy ujawnił swój związek z pewną kobietą, z którą był od dawna.
Od kiedy o tym wiedziałaś? Kłócili się o to?
O to się nie kłócili. Myślę, że mama wiedziała, że gdyby to wypomniała, znów by dostała. Moja mama, gdy miałam roczek, znajdowała się już na krawędzi życia. Była wtedy w czwartej ciąży i kiedy tata dowiedział się, że mój najmłodszy brat jest pod jej sercem, to ją tak skatował, że on nie przeżył, a moja mama przeżyła tylko dlatego, że zabrano ją do szpitala i uratowała ją transfuzja krwi. Ciężko to wytłumaczyć, ale podskórnie czułam, że mam więcej rodzeństwa. O moim najmłodszym bracie dowiedziałam się, kiedy moja mama znów została pobita w okrutny sposób. Szlochała i przez łzy mówiła: „Nie wiem, co mu zrobiłam, że mnie tak bije. Trójkę dzieci mu urodziłam, jedno poroniłam… Wszystko miał rozwinięte – rączki, nóżki… Położna zdążyła go tutaj ochrzcić… Ja nie chciałam tego dziecka”. W domu zapadła śmiertelna cisza. Poczułam, że świat się zatrzymał. Miałam 12 lat i wzburzony ocean tęsknoty za Adasiem, nienawiść do rodziców i samotność. Ogromną, potężną samotność. Szlochałam bez końca.
Kiedy zaczęłaś rozpoznawać swoje potrzeby? Kiedy to wszystko zaczęło się otwierać? Kiedy powiedziałaś „dość”?
W liceum. Uciekłam z mamą i braćmi z domu, kiedy byłam w gimnazjum. Uciekliśmy po tysięcznej z kolei awanturze. Tata jechał wtedy do pracy i na odchodne rzucił: „Jak wrócę, to was, k…, wszystkich pozabijam”. A poszło tylko o to, że moja mama chciała iść do sąsiadki na kawę i to mu się nie spodobało. Tata pojechał. Mieliśmy kilka godzin na to, żeby się spakować, i uciekliśmy z domu. Wtedy ruszyła cała procedura – rozwód, sądy, przesłuchania. Ale od czasu ucieczki było spokojniej. Kiedy byłam w liceum, poprosiłam pewnego zakonnika o kierownictwo duchowe. On był pierwszą osobą, która pochyliła się nad moimi zranieniami. Pracował nade mną i ze mną kilka lat, a ja dzięki niemu odkryłam bezwarunkową miłość Boga do mnie. Wejście w taką poważną relację z Chrystusem było moim uzdrowieniem.
Tata Was znalazł?
Nie, on się nami nie interesował.
A widziałaś go od tego momentu, kiedy się wyprowadziliście?
Tak, w sądzie. To nie było tylko „wyprowadzenie się” z domu, to była ucieczka. Ja uciekłam ze swojego domu przed swoim ojcem. Gdy byłam już pełnoletnia, tata próbował się ze mną kontaktować. Koniecznie chciał, żebym skończyła jakiś uniwersytet za granicą. Zadzwonił kiedyś do mnie po pijaku. Byłam wtedy w klasie maturalnej. Stwierdził, że załatwił mi miejsce na uniwersytecie medycznym we Włoszech, ale ja mu wtedy powiedziałam: „Tato, ale ja już wybrałam. Nie potrzebuję twojej propozycji”. Wysłał mi takiego SMS-a: „Wiesz co, powiedz temu twojemu Bogu, żeby cię najpierw nauczył tego, jak się rodziców traktuje”. To był ostatni moment, kiedy wykonał jakikolwiek ruch w moją stronę.
Ile lat temu to było?
Z 6-7 lat.
Ucieczka z domu, cały ten klimat, kłótnia, małżeństwo rodziców, które tak naprawdę nigdy nie było małżeństwem w tej kategorii miłości. Jak to wpłynęło na Twoje dorosłe życie?
To temat-rzeka. Dzisiaj dużo rzeczy mam już przepracowanych, choć to nie był łatwy proces. Jest jednak wciąż wiele obszarów, których się boję. Czasem myślę sobie, że moje drugie imię to strach. I chociaż mieszkam sama, bez rodziców, bez rodziny – już 7 lat – to do tej pory są takie sytuacje, kiedy serce podchodzi mi do gardła i czuję lęk. Kiedy mam gorszy dzień, to potrafię się rozpłakać, bo np. słyszę czyjeś kroki na korytarzu. One kojarzą się ze sceną, w której słyszałam kroki taty i później tylko trzask rozwalanych drzwi, łamanego stołu, wrzaski albo widok mamy, która zwija się i płacze z bólu, bo jest akurat kopana. To są takie momenty, nad którymi ciężko jest mi zapanować. Po prostu wracają pewne obrazy.
Myślę, że najtrudniej wciąż jest mi wejść w relacje. Bardzo źle się z tym czuję. Widzę, że to jest obszar wciąż niedopracowany, nieprzerobiony i niepokochany do końca. Kolejna i chyba najważniejsza rzecz jest taka, że ciężko jest mi kochać samą siebie, tj. zaakceptować i troszczyć się o siebie, zwracać uwagę na swoje potrzeby. Kiedy byłam dzieckiem, moim głównym zadaniem, żeby przetrwać, było to, żeby nie wkurzyć rodziców albo nie zrobić czegoś, co wywołałoby wojnę. Często wchodziłam w role – byłam albo idealna, albo niewidzialna, albo dorosła.
Czy wtedy był dorosły w ciele dziecka, a teraz jest dziecko w ciele dorosłego?
Mogę powiedzieć z ogromną ulgą, że ten etap mam już za sobą. Nie muszę już żebrać o miłość ani na nią zasługiwać.
Czy masz żal do swoich rodziców?
To chyba najtrudniejsze pytanie. Tak, mam żal. Żal za to, że zostawili mnie samą ze strachem i że długo nie mogłam odpowiedzieć sobie na pytanie, kim tak naprawdę jestem. Na szczęście przyszedł taki moment, kiedy zaakceptowałam swoją przeszłość. Jasne, że to wszystko bolało. Jako dziecko nie miałam wpływu na decyzje moich rodziców, a myślałam zupełnie inaczej. Często brałam winę na siebie, choć tak naprawdę miałam żyć życiem dziecka, a nie katastrofy rodzinnej. Długo musiałam się tego uczyć. Dziś pogodziłam się z tym, co trudne, i widzę dobre strony tamtych lat. W dorosłym życiu bardzo często spotykam ludzi, którzy mają podobną historię. Dzięki mojej przeszłości mogę usiąść obok drugiego człowieka i powiedzieć mu: „Rozumiem cię”. Wiem, że te słowa i obecność są wystarczającym lekarstwem na najgłębsze rany.
Oczekujesz od taty czegokolwiek?
Nie. Ale czasem się zastanawiam, czy on się jeszcze odezwie. Chcę mu napisać o sobie – o tym, jak funkcjonuję po tym życiu, które dzieliliśmy razem do pewnego momentu. Chcę nazwać te okrucieństwa po imieniu. Bolało mnie to, że bił moją mamę, mnie, moich braci i że nami poniewierał. Dużo mnie kosztowało dojście do tego momentu, w którym jestem teraz. Chcę, żeby wiedział, że wiem o Adasiu. Chcę, żeby to wszystko miał na piśmie.
Myślisz, że dotrze to do niego?
Nie wiem, ale na pewno jest mi to potrzebne.
Co chciałabyś, żeby tata zrobił po otrzymaniu takiego listu?
Chcę, żeby poszedł do spowiedzi świętej i spotkał tam Ojca, który kocha. Wiem, że to najcudowniejsze doświadczenie, bo Bóg w konfesjonale jest żywy, czuły, cierpliwy i dotyka najgłębszych i najtrudniejszych momentów naszego życia. On tam uzdrawia.
Chcesz, żeby był w przyszłości dziadkiem Twoich dzieci?
Myślę, że mogę dać mu szansę, ale nie wiem, czy będzie potrafił z niej skorzystać. Jednak na razie jest to temat zbyt odległy, by zaprzątać sobie nim głowę. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
Czy nie myślisz czasem, patrząc na historię swojego dzieciństwa, że gdyby rodzice rozeszli się szybciej, to uniknęłabyś wielu ran?
Nie wiem. Może te, które są, byłyby nieco płytsze. Po prostu latami była wiercona jedna i ta sama rana. To też jest takie niepotrzebne gdybanie… To nic nie zmieni. Moim zadaniem teraz jest to, żeby zaakceptować wszystko, co się stało, i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Staram się to robić, choć nie jest to łatwe. Nieustannie pracuję nad sobą. Pewnie, że są rzeczy, z którymi jeszcze sobie nie radzę, ale są i takie, które mogę uznać za sukces, np. odkrywam w sobie pasje, na które nikt mi nigdy nie pozwalał. To mnie cieszy i motywuje.
Kim była dla Ciebie mama?
Mamą.
Tata nie był tatą?
Nie, tata nie spełnił swojej roli.
Ale przecież mama też piła.
Piła, ale ja z nią rozmawiałam na ten temat. I powiedziałam jej: „Mamo, dopóki jesteś pijana, nie chcę z tobą rozmawiać, bo nie rozmawiam wtedy z tobą, tylko z alkoholem, który jest w tobie”. Wtedy już byłam świadoma sytuacji i zranień. A mama, pomimo że piła (żeby nie robić z niej alkoholiczki, która leżała w rynsztoku, co to to nie), nigdy nas nie zostawiła bez jedzenia, bez czystego ubrania. Wypełniała swoje obowiązki. Owszem, miałam do niej żal, ale powiedziałam jej, czego mi brakowało. Ona to przyjęła, uszanowała to. Myślę, że była niesamowicie silną kobietą. Kiedy się z nią żegnałam, stojąc nad jej trumną, popatrzyłam na nią i jej twarz zastygłą w grymasie bólu. Myślę, że cierpiała, kiedy umierała. W tej twarzy zobaczyłam całe to cierpienie, które musiała nieść. Pomyślałam sobie, że tak umierają święci. Dla mnie najpiękniejsze jest to, że pomimo przeróżnych momentów w naszej relacji dzień przed śmiercią (której nikt z nas się nie spodziewał, bo mama zmarła nagle) rozmawiałam z nią przez telefon i powiedziałam jej ostatnie słowa: „Mamuś, odpocznij sobie, zostań z Bogiem, kocham cię, pa”. I kiedy na drugi dzień dowiedziałam się, że nie żyje, dziękowałam Panu Bogu za to, że po prostu zdążyłam jej tę miłość wyznać. Bo ja ją naprawdę kochałam i do tej pory za nią tęsknię. Wiem, że tęsknota jest normalna i daję sobie do niej prawo. I to też pokazuje, że chociaż rodzice nie byli rodzicami na 100%, to te relacje mogą być ostatecznie dobre.