Parafia to nie biuro
„Stary proboszcz powtarzał mi do znudzenia: nie bój się tracić czasu dla Boga i wychodzić do ludzi. Lepiej odmawiać brewiarz w pustym konfesjonale, niż w czterech ścianach swego pokoju. Jak jest ksiądz, będą i ludzie” – wspomina będący na dyżurze ks. Gaston.
Nie taki churching straszny?
Każdy program, który próbuje wyjść naprzeciw człowiekowi jest dobry. Tyle, że czasami kusi księży, żeby za wszelką cenę związać ludzi z parafią, a przecież powinno chodzić przede wszystkim o to, żeby doprowadzić ich do Jezusa.
Ducha świeckich nie gasić
Myślę, że jeśli chodzi o obecną sytuację, to stanowi ona rezultat zaangażowania wielu pokoleń, a spora liczba istniejących obecnie grup parafialnych nie jest kwestią przypadku. Poszczególne wspólnoty rodziły się w związku z konkretnymi okolicznościami oraz zapotrzebowaniem mieszkańców. W moim przekonaniu są one pewnym owocem otwarcia wszystkich na Ducha Świętego.
Jak ożywić wspólnotę? Historia parafii „odbudowanej”
Przez pięć lat ks. Michael i Tom angażowali się w sposób, który przynosił odwrotny skutek. Wbrew oczekiwaniom, wierni nie chcieli się angażować, zamiast tego stali się wymagającymi klientami oczekującymi fachowej obsługi. Starsi parafianie byli niezawodnym i nieustępliwym źródłem sprzeciwu wszelkim zmianom.