„Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: „Pójdźcie, błogosławieni u Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”. (…) „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”.
Mt 25,34-36.40
Koniec roku liturgicznego kieruje naszą uwagę na czasy ostateczne, kiedy to doświadczymy powtórnego przyjścia Chrystusa na ziemię w całym majestacie Jego królewskiej władzy. Wtedy nastąpi koniec świata i będzie miał miejsce Sąd Ostateczny całej ludzkości. Według biblijnego przekazu koniec świata poprzedzą przerażające zjawiska, m.in. trzęsienia ziemi, huk morza, spadanie gwiazd i wojny. Będą to dni strachu i grozy. Chrystus nie określił jednak konkretnej daty tego wydarzenia, lecz wezwał nas jedynie do czujności, abyśmy nie byli zaskoczeni, gdy koniec świata stanie się faktem.
Na przestrzeni dziejów wielokrotnie pojawiały się takie zjawiska, które odbierano jako zapowiedź czasów eschatologicznych. Wielu wizjonerów, zwłaszcza związanych z różnymi sektami, wyznaczało nawet konkretne daty, kiedy nastąpi koniec świata. Takie dywagacje można usłyszeć również w naszych czasach. Efektem tego jest sianie zamętu w sercach ludzkich. Rzecz bowiem w tym, że wszelkie przepowiednie apokaliptyczne głoszone przez ludzi są ich osobistym wymysłem. Nie ma więc sensu, abyśmy ulegali ich przesłaniom i z tego powodu wpadali w panikę. Dawalibyśmy wówczas satysfakcję diabłu, który właśnie na to czeka.
Astrologowie przepowiadając człowiekowi przyszłość, patrzą w górę, na gwiazdy. Tymczasem uczeń Chrystusa nie może z konstelacji gwiezdnych odczytywać swojej przyszłości. Jeśli chce wiedzieć, co go czeka, gdy zakończy czas ziemskiego życia, musi rozglądać się wokół siebie. Ze swojego stosunku do bliźnich może wywnioskować, co go spotka w dzień Sądu Ostatecznego. Taką regułę obrał nasz Pan, który „powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych”. On powiedział: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Według słów Chrystusa jesteśmy zatem tak blisko Boga, jak blisko jesteśmy drugiego człowieka, zwłaszcza tego najuboższego, najbardziej pokrzywdzonego i potrzebującego naszej pomocy; na ulicy, w pracy, w domu czy też w szkole.
Jezusowa miara może nas zaskakiwać. Bardziej bowiem jesteśmy skłonni określać swoją bliskość z Bogiem lub oddalenie od Niego miarą naszych modlitw, postów, liczbą przyjętych Komunii Świętych, odbytych pielgrzymek czy odmówionych różańców. Tymczasem modlitwa, czyny pokutne i wszystkie praktyki pobożne są tylko środkiem do celu, którym dla każdego człowieka jest MIŁOŚĆ. Bóg, który jest Miłością, utożsamiając się z każdym człowiekiem, wzywa nas do miłości. Aby wejść do Jego królestwa, nie możemy minąć obojętnie ani jednego człowieka, który nas potrzebuje. To trudne zadanie, ale zarazem możliwe dla każdego, kto żyje w zjednoczeniu z Bogiem. Tą bliskość z Nim zdobędziemy właśnie poprzez modlitwę i przyjmowanie sakramentów świętych. Modlitwa jest więc niezbędna, ale na niej nie możemy poprzestać. Potrzeba czynów miłości!
Zatem nie traćmy czasu na dociekanie, kiedy nastąpi koniec świata i czy obserwowane przez nas zjawiska są zapowiedzią bliskiego końca naszej ziemskiej egzystencji. Takie kalkulacje nie uchronią nas przed rzeczywistością, którą zapowiedział Boski Sędzia – Chrystus Król, Władca świata. Ową prawdę zwięźle wyraził św. Jan od Krzyża: „Na końcu życia będziemy sądzeni z miłości”.