Nie ma ściśle naukowych dowodów na istnienie nieba czy piekła. Jak dotąd nikt też stamtąd nie wrócił, by opowiedzieć, jak tam jest. Wielu z nas słyszało o rozmaitych wrażeniach, których miały doświadczyć osoby bliskie śmierci. Niemal powszechnie znane są opowiadania o ciemnym tunelu ze światłem na końcu. Stanowią one wręcz elementy opowiadań czy żartów. Nie chodzi jednak o to, żeby snuć wizje rodem z archiwum X, zajmować się wnikliwie zjawiskami nadprzyrodzonymi czy paranormalnymi. Przyjrzyjmy się tym świadectwom i zastanówmy, na ile są one wiarygodne.
kwestia wiary czy biologii?
Świadectwa osób, które były w czymś w rodzaju śmierci klinicznej, są rozmaite. Część opisuje wizje wspomnianego tunelu. Inni przekonują o spotkaniu jakichś postaci. Niektóre z nich jawią się jako jasne, inne ciemne. Ci, którym udało się wrócić na naszą stronę życia, opowiadają raz o odczuciach spokoju, innym razem o stanie lęku. Wydaje się, że często świadectwa te wiążą się z kulturą oraz religią świadka życia nie z tego świata. Chrześcijanie nazywają spotkaną postać Jezusem, muzułmanie Mahometem, zaś wyznawcy hinduizmu nie widzą nikogo. Być może dlatego, że ci ostatni podzielają pogląd o nieistnieniu czegoś takiego, jak dusza osobowa. W tych relacjach zdarzają się również takie opisy, w których umierający są otoczeni bliskimi, krewnymi czy świętymi. Wizje pochodzące ze świadectw nie są zatem zbieżne. Być może wiąże się to z osobistymi doświadczeniami wiary, które nadają świadectwom osobliwy i jednostkowy wydźwięk.
Relacjami z tamtego świata zajmują się różni badacze, między innymi neurobiolodzy. Wskazują oni często, że tego rodzaju wizje są w większości halucynacjami. O ile świadectwom możemy mniej czy bardziej ufać lub podchodzić do nich sceptycznie, zjawisko halucynacji nie stanowi kwestii wiary, ono po prostu istnieje. Halucynacje u umierających tłumaczone są jako rezultat niedotlenienia mózgu czy wzrostu serotoniny – tak zwanego hormonu szczęścia (jego wysoki poziom występuje u osób zakochanych).
Co się stanie, jeśli sięgniemy do osobistych doświadczeń, wydarzeń z naszego życia? Przypuszczalnie każdy z nas chociaż raz doświadczył wrażenia bycia w miejscu, co do którego miał pewność, że jest tam nie po raz pierwszy, chociaż nic na to nie wskazywało, lub świadomości wykonania czegoś, co do czego był przekonany, że nigdy wcześniej nie mógł tego zrobić. Próby wytłumaczenia tych fenomenów prowadzą często do analizy snów, jakichś wizji, wcześniejszego życia czy założeń o istnieniu równoległego alternatywnego wszechświata. Zjawisko to nazywane jest często déjà vu. Specjaliści interpretują je jako anomalię funkcjonowania mózgu, która występuje u osób zdrowych. Jest ono przedmiotem badań neurologii, psychiatrii czy psychologii. W pewnym stopniu pozwala spojrzeć racjonalnie na świadectwa osób, które doświadczyły śmierci klinicznej. Wyrazem tego jest choćby nieumiejętność wytłumaczenia poczucia prawdziwości danego miejsca, wydarzenia czy czynności przez osoby, które jedną nogą były „po drugiej stronie”. Czy takie założenie jest jednak wystarczające?
jak w baśni
O relacjach z pobytu na „tamtym świecie” powstało wiele książek i filmów. Niedawno na ekranach kin mogliśmy oglądać choćby produkcję pod tytułem Czy niebo istnieje naprawdę? Jest to obraz ukazujący losy pewnej amerykańskiej rodziny. Chłopiec o imieniu Colton trafia pewnego dnia do szpitala. Okazuje się, że czterolatek musi przejść natychmiastową operację. Na szczęście dziecko odzyskuje zdrowie. Po niedługim czasie Colton zwierza się niedowierzającemu ojcu, że w czasie szpitalnego zabiegu był w niebie. Opowiada, że słyszał tam śpiew aniołów, a także widział Jezusa, któremu nawet siedział na kolanach. Ojciec nie wie, co ma o tym sądzić. Z jednej strony bardzo chce wierzyć w relację syna, którego przecież dobrze zna i wie, że dziecko go nie okłamuje. Z drugiej strony jednak nie może się w tym wszystkim odnaleźć. Do zwierzeń syna nastawiona sceptycznie jest również matka. Tłumaczy wizję bogatą wyobraźnią Coltona. W ten sposób interpretuje między innymi kolor niebieskawo-zielonych oczu Jezusa z relacji dziecka, który uzasadnia projekcją wyglądu rodziców w czasie narkozy. Ona ma oczy zielone, ojciec niebieskie. Również psycholog, do której udaje się ojciec Coltona, jako przyczynę wizji dziecka podaje hormony, wydzielane przez organizm czterolatka, oraz efekt bystrości jego umysłu. Wątpliwości co do prawdziwości świadectwa dziecka wzbudza w rodzicach także jego przekonanie o tym, że Jezus ma w niebie kolorowego konia. Colton jest przy tym świadom niemożności wyraźnego określenia owych kolorów. Twierdzi bowiem, że w niebie jest ich dużo więcej niż na ziemi. Dziecko wspomina również o znacznej ilości zwierząt w niebie. Czymś, co wyraźnie intryguje rodziców, są szczegóły opowiadań syna dotyczące operacji, której był poddany. Colton zwierza się z tego, że pamięta, jak podczas chirurgicznego zabiegu uniósł się nad stołem operacyjnym i przypatrywał lekarzom. Najbardziej frapująca w uszach rodziców jest jednak relacja syna o tym, że podczas operacji obserwował on ojca modlącego się w kaplicy oraz widział matkę, która w tym czasie dzwoniła do znajomych i przyjaciół. Niesamowite w tych zwierzaniach jest to, że to wszystko naprawdę miało miejsce. Co więcej, chłopiec jest przekonany, że podczas zabiegu chirurgicznego spotkał swojego pradziadka, którego nigdy nie poznał, oraz młodszą siostrę, która zmarła jeszcze w łonie matki. Colton relacjonuje, że nie miała ona imienia, ponieważ w momencie śmierci jej rodzicie nie wiedzieli nawet, jakiej płci jest ich dziecko. To wszystko sprawia, że rodzice zaczynają wierzyć opowiadaniom syna.
Czy świadectwa o tamtej stronie życia są prawdziwe? Prawdopodobnie nikt nie może na to pytanie odpowiedzieć definitywnie. Jeśli jednak skłaniają nas do bycia lepszymi, to dobrze. Jeśli wierzymy, że niebo istnieje, naprawdę mamy szansę się w nim znaleźć.