„«Dobry pasterz daje życie swoje za owce» (J 10,11). Aż do chwili, gdy stanę się odpowiedzialnym za dusze, moje zadania wobec bliźnich ograniczają się do zbudowania moich współbraci przykładem i dobrą rozmową oraz do okazywania szczególnej przyjaźni, wdzięczności i cierpliwości, do czego opatrzność Boża przygotowała mnie poprzez moje relacje w rodzinie”.
L. Dehon, Zapiski codzienne, 29 grudnia 1867 roku
Powyższe słowa o. Dehon zapisał, kiedy był w seminarium francuskim w Rzymie, gdzie przygotowywał się do kapłaństwa. Był klerykiem i dopiero myślał o kapłaństwie. Nie był jeszcze „odpowiedzialnym za dusze”, czyli nie mógł odpowiadać za zbawienie innych ludzi w taki sam sposób jak kapłani.
Kiedy dwudziestoczteroletni kleryk Leon Dehon medytował nad fragmentem 10. rozdziału z Ewangelii św. Jana, mówiącym o Dobrym Pasterzu, który oddaje życie za swoje owce, zdawał sobie sprawę z tego, że jego obowiązki wobec bliźnich są nieco inne niż kapłańskie. Chciał budować swoich współbraci z seminarium dobrymi rozmowami, właściwym przykładem i przyjaźnią. Pisał, że do tego wszystkiego przygotowała go Opatrzność i – co charakterystyczne – jego relacje w rodzinie. To ona była dla niego pierwszym seminarium, gdzie poznał wiarę i nauczył się prawdziwych i niepowierzchownych relacji z ojcem, matką i rodzeństwem.
To dzięki tym relacjom każdy człowiek dojrzewa i dorasta, stając się osobą zdolną do wejścia w autentyczną i głęboką relację z Bogiem i innymi ludźmi. Jest to ważna i nie do zastąpienia rola, jaką ma spełnić każda wspólnota rodzinna. Ojciec Dehon był szczęściarzem, gdyż posiadał taką właśnie rodzinę.
O swoich rodzicach wyrażał się zawsze ciepło i z szacunkiem, a relacje z nimi pozostawały serdeczne, nawet wtedy gdy doświadczał nieporozumień z własnym ojcem, który był przeciwny jego kapłańskiemu powołaniu. Zmienił zdanie dopiero po święceniach syna.
Założyciel księży sercanów szczególnym uczuciem darzył swoją matkę. Nigdy nie przestawał dobrze o niej mówić. Uważał ją za jeden z największych darów Boga i za instrument wielu łask. To właśnie jej zawdzięczał swoją wiarę i zachwyt Bożym Sercem. Pełne miłości relacje łączyły go także z jego starszym bratem Henrykiem. W zapiskach o. Dehona pod datą 13 i 14 maja 1886 roku możemy przeczytać: „Dni poświęcone wizycie mojego brata. Wycieczka do Fayet i Verberie. Życie wewnętrzne nie ucierpi zbytnio z tego powodu”. Nawet kiedy poświęcał czas swojej rodzinie, zawsze na pierwszym miejscu stawiał życie wewnętrzne. Dlatego też w jego zapiskach możemy znaleźć słowa z 1 maja 1888 roku: „Czyż dzięki Bożemu usynowieniu niebo i ziemia nie stały się jedną rodziną? (…) Prawdziwe uczucie rodzinne dla wszystkiego tego, co jest z nami połączone (…). Traktować Boga jak Ojca, ale jak Ojca ukochanego; traktować Jezusa Chrystusa jak brata, ale brata, który jest naszym Bogiem i naszym sędzią; traktować Maryję jak matkę; z poszanowaniem pełnym ufności, żywym współczuciem, z prawdziwą sympatią traktować jak braci świętych w niebie (…). Wnieść do naszych relacji ze światem nadprzyrodzonym serdeczne i szlachetne gesty, które stanowią urok i zaszczyt pokrewieństwa ziemskiego”.
Dostrzegamy, że o. Dehon z jeszcze większą serdecznością niż swoją rodzinę na ziemi traktował rodzinę niebieską: Boga Ojca, Jezusa Chrystusa, Maryję i świętych. To dzięki głębokim i pięknym relacjom z obu tymi rodzinami: ziemską i niebieską, osiągnął dojrzałość wystarczającą do realizacji swojego kapłańskiego powołania.