Nie istnieje jedna wspólna dla wszystkich religii świata i wyznań chrześcijańskich definicja małżeństwa i rodziny. Zgodne są jednak w tym, że niezależnie od zakątku naszego globu rodziny borykają się z wieloma problemami. Na watykańskim kolokwium stwierdzono, że stoją wręcz nad przepaścią, a ludzkości grozi samobójstwo.
Jeden z afrykańskich biskupów na zakończenie synodu poświęconego temu kontynentowi stwierdził: „Czarny Ląd poddawany jest wielorakim presjom. Jednak bogaty świat musi zrozumieć, że Afryka nie przyjmie wszystkiego, co jej się wciska wraz z neopogańską etyką rujnującą jej korzenie”. Wydaje się to zaczynać rozumieć i sam Zachód, który stworzył samowyniszczającą ideologię prowadzącą go powoli do zagłady. Dla przykładu kilka liczb, które nawet nie wymagają komentarza. W 2013 roku we Włoszech urodziło się zaledwie pół miliona dzieci, a i tak wiele z nich to potomkowie emigrantów (w znacznej mierze wyznawców islamu). Jeszcze przed 50 laty we Włoszech było dokładnie dwa razy więcej noworodków. Najbardziej niepokoi zapaść demograficzna na południu Italii, która zawsze słynęła z wielkiej dzietności i była demograficznym rezerwuarem dla reszty kraju. W ubiegłym roku urodziło się tam najmniej dzieci w historii, a zgonów było więcej niż narodzin. Z takim zjawiskiem południe Włoch spotkało się tylko dwa razy: w 1867 roku i na zakończenie I wojny światowej. Tym razem sytuacja jest gorsza, bo mamy do czynienia z trwałą tendencją, która zdaniem socjologów spowoduje demograficzne tsunami, a jego skutki trudno dziś przewidzieć. W ubiegłym roku w południowych Włoszech współczynnik dzietności wynosił 1,34 dziecka na kobietę. Dodajmy, że w Polsce był on jeszcze niższy (1,32). Nie bez przyczyny papież Franciszek porównywał Europę do babci, która już jest bez sił i bez możliwości przekazywania życia. Dając nam do przełknięcia gorzką pigułkę chrześcijańskiego realizmu, apelował o szukanie dróg ratunku. Jeśli Europa nie wejdzie na drogę transformacji sumień, czeka ją tragedia. Już dziś jest ona miejscem, gdzie trzeba walczyć o pokój i podstawowe prawa człowieka, a ton obecnej kondycji Starego Kontynentu nadaje wypaczona antropologia. I tu tkwi istota problemu. „Nadeszła pora, aby wspólnie budować Europę, która nie obraca się wokół gospodarki, ale wokół świętości osoby ludzkiej” – mówił Franciszek na forum Parlamentu Europejskiego w Strasburgu.
przebudzenie Europy?
Warto zastanowić się, czy właśnie to dokonuje się na naszych oczach w laickiej Francji. Od 3 lat jesteśmy tam świadkami niewiarygodnego wręcz fermentu. Na ulice wychodzą setki tysięcy osób, które chcą pozwolić usłyszeć swój głos, a nie tylko poddawać się dyktatowi mniejszości. Ramię w ramię manifestują ludzie różnych religii, chrześcijanie różnych wyznań, ateiści i agnostycy, politycy i obrońcy życia, całe rodziny i single, młodzi i starzy. Łączy ich dobro rodziny i dzieci. Manif pour tous (Manifestacja dla wszystkich) zrodziła się, gdy prezydent Francji ogłosił, że małżeństwo w tym kraju będzie mogło zawierać też dwóch mężczyzn albo dwie kobiety i że będą mogli adoptować dzieci bądź wynająć kobietę do urodzenia im dziecka. Na ulice francuskich miast wyszło wówczas ponad milion ludzi. Takiej mobilizacji nikt się nie spodziewał. Stanęli w obronie prawa dziecka do ojca i matki. I choć prezydent François Hollande przeforsował w parlamencie tzw. małżeństwa jednopłciowe, obrońcy rodziny nie dają za wygraną i nadal zabiegają o odwołanie kontrowersyjnego prawa. Co więcej, do Francuzów przyłącza się coraz więcej ludzi z innych krajów Europy, którzy starają się to prorodzinne przebudzenie przeszczepić także u siebie. Fakt, że inicjatywy te są zupełnie przemilczane przez mainstreamowe media nie oznacza, iż wielkie ideały, które inspirowały Europę, straciły siłę przyciągania.
Rodziny stojące nad przepaścią, od runięcia w którą dzieli je zaledwie krok, coraz bardziej interpelują różne środowiska, a zarazem łączą je we wspólnej walce o to, by zapobiec samobójstwu ludzkości. Z watykańskiej perspektywy służyły temu dwa niezwykle ważne międzysynodalne wydarzenia. Na początku bieżącego roku 240 osób z 30 krajów świata, głównie małżeństw reprezentujących 80 ruchów i stowarzyszeń małżeńskich, rodzinnych i obrony życia, debatowało nad tym, czego naprawdę potrzebuje współczesna rodzina. Prawdą jest bowiem, że wokół rodziny robi się wiele hałasu, ale „troszcząc się o rodzinę”, koncentruje się bardziej na tym, co ją wyniszcza. Zastanówmy się przez chwilę, jaki obraz rodziny widzieliśmy ostatnio w mediach. Kolejny z rzędu ślub celebrytów w gronie ich dzieci z różnych związków? Pigułkę „dzień po” prezentowaną jako szczęśliwe antidotum na nieudane związki? Aktorki poddające się in vitro lub wynajmujące surogatki? Kto z nas pamięta prezentowany w mediach, także reklamach, obraz normalnej, kochającej się rodziny, być może wielodzietnej, gdzie wierność małżonkowi jest wartością? „Z prawdą o małżeństwie i rodzinie trzeba dziś dotrzeć do milczącej większości, która nie wyraża głośno swojego zdania, bo jest albo zdezorientowana, albo została uciszona oskarżeniami o dyskryminację, co często stosuje się względem tych, którzy bronią rodziny” – podkreśla kard. Gerhard Müller. Pójście pod prąd ogólnoświatowym trendom i obrona prawdy o rodzinie to jedne z najważniejszych wyzwań stojących dziś przed ludzkością.
rodzina ponad religiami
„Mamy różne tradycje i różne wyobrażenia o rodzinie. Ale w sprawie niezbędnej komplementarności mężczyzny i kobiety jesteśmy zgodni, odwołujemy się do tej samej natury małżeństwa i człowieka. Udało się dać zgodne świadectwo o podstawowej prawdzie dotyczącej małżeństwa” – mówił prefekt watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary podczas wyjątkowej konferencji o komplementarności kobiety i mężczyzny. Zgromadziła ona końcem ubiegłego roku w Watykanie ponad 400 specjalistów od rodziny i małżeństwa z 23 krajów. Reprezentowali oni 14 religii i wiele wyznań chrześcijańskich. Spotykając się z nimi, Franciszek apelował, by nie wpaść w pułapkę koncepcji ideologicznych: „Rodzina jest faktem antropologicznym, a dopiero potem społecznym, kulturowym itd. Nie możemy jej określać koncepcjami natury ideologicznej, które zachowują moc jedynie w pewnym momencie historii, a potem ją tracą. Nie można dziś mówić o rodzinie konserwatywnej albo postępowej: rodzina jest rodziną! Nie dawajcie się określać takimi czy innymi koncepcjami natury ideologicznej. Rodzina ma moc sama w sobie”. Ojciec święty przypomniał, że dzieci mają prawo do rodziny, do ojca i matki oraz że „rewolucja małżeńska” przyniosła spustoszenie duchowe i materialne bardzo wielu ludziom, zwłaszcza najsłabszym: „Coraz lepiej widać, że upadek kultury małżeństwa wiąże się z narastaniem ubóstwa i całą serią licznych innych problemów społecznych, dotykających w nieproporcjonalnej mierze kobiety, dzieci i starców”.
W watykańskim kolokwium uczestniczył rabin Jonathan Sacks, który rozkład małżeństwa i rodziny nazwał wprost „zbrodnią, której ofiarą są niewinne dzieci”. Przywołał tu dramatyczne dane ze swego kraju. W 2012 roku aż 47,5% dzieci urodziło się w Wielkiej Brytanii poza małżeństwem. Do przyszłego roku będzie to już większość dzieci. Coraz mniej ludzi zawiera związek małżeński, czynią to coraz później, a 42% małżeństw kończy się rozwodem. „W konsekwencji w niesłychanym tempie szerzą się negatywne zjawiska wśród młodych ludzi. Takie jak problemy z jedzeniem, nadużywanie alkoholu, narkomania, depresje, samobójstwa oraz schorzenia będące konsekwencją stresu. W Wielkiej Brytanii 3 miliony dzieci żyje w nędzy z powodu tej nowej formy ubóstwa, jaką jest rodzina niepełna. A brzemię tej sytuacji dźwiga kobieta, bo to ona staje się głową rodziny w 92% takich przypadków. Milion brytyjskich dzieci nigdy nie pozna swego ojca” – mówił rabin Sacks. Wyznał, że wziął udział w watykańskim spotkaniu nie dlatego, iż uważa, że religie mają monopol na mądrość i rodzinę, ale by powiedzieć, że małżeństwo potrzebuje naszego wsparcia i zasługuje na nie ze względu na przyszłe pokolenia. Te głosy słychać coraz mocniej także na innych kontynentach.
zaufajmy nauczaniu Jezusa
„Istnieją ideologiczne kolonizacje rodziny i musimy być czujni w obliczu tych kolonizacji, które usiłują ją zniszczyć” – przestrzegał Franciszek podczas spotkania z filipińskimi rodzinami w Manili. Zarówno Azja, Afryka, jak i Ameryka Łacińska doświadczane są przez coraz potężniejszy kryzys antropologiczny i przeżywają szok kulturowy wywołany przymusowym importem do siebie rozwiązań przeciwnych życiu człowieka i godności rodziny w zamian za pomoc rozwojową. „Dobroczyńcy południa globu” dają hojną ręką, wymagając wprowadzania narzucanych przez nich praw i pseudowartości. Stąd choćby propagowanie antykoncepcji stojącej w totalnej sprzeczności z afrykańskim rozumieniem życia i pragnieniem posiadania potomstwa widzianego jako dar i błogosławieństwo czy zasiewanie indywidualizmu tak bardzo nieprzystającego do kultury Azji.
W odbywającej się w Watykanie międzysynodalnej debacie nad przyszłością rodziny pojawiały się głosy z wielu krajów globu, by z uwagi na odmienność warunków życia w różnych częściach świata, zróżnicowanie warunków społecznych, religijnych i kulturowych dać możliwość bardziej indywidualnego interpretowania Ewangelii, także w kwestiach dotyczących życia, małżeństwa i rodziny. W tym kontekście przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny, która była organizatorem kongresu, przytoczył słowa jednego z duchownych prawosławnych. Powiedział on, że „przesunięcie warstw geologicznych w głębi ziemi choćby o milimetr może spowodować trzęsienie ziemi w skali globalnej. Dlatego nie należy zmieniać niczego w nauczaniu Kościoła”. Stąd apel rodzin, by nie zmieniać nauczania, ale je pogłębiać. A także promować ogólnoświatowy i ponadreligijny ruch w obronie małżeństwa i rodziny. „W sprawach rodziny musimy mieć zaufanie do nauczania Jezusa. Dziś bowiem bardzo mało się o tym mówi, a w niektórych częściach świata nie są to tematy mile widziane” – podkreśla abp Charles Chaput, gospodarz Światowego Spotkania Rodzin, w którym we wrześniu weźmie udział Franciszek. Ci, którym leży na sercu dobro przyszłości świata i ludzkości – w imię tzw. tolerancji i szacunku dla inaczej myślących – nie mogą dać się uciszyć dyktatowi antyrodzinnego lobby. Choć krzyczy ono głośno na całym globie, na szczęście wciąż jest mniejszością.