dar
Z perspektywy wiary płodność to nie tylko zdolność do przekazywania życia. To dar. W Księdze Rodzaju pada pierwsze przykazanie, które wypowiedział Bóg do człowieka: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1,28). To nie żart. To jest rzeczywiście pierwsze przykazanie, jakie wybrzmiewa z ust Boga. Płodność i rodzicielstwo to szczególny dar dla samych małżonków, gdyż ich dzieci konkretyzują ich miłości. Potomkowie stają się więc ucieleśnieniem ich miłości, a przy tym rzeczywistym „pragnieniem Boga”. Pragnienie, by posiadać dziecko, jest więc czymś naturalnym. Powstaje jednak pytanie, czy samo pragnienie posiadania potomstwa daje prawo do posiadania dziecka. Bo chcę? Bo pragnę? A co, jeśli nie mogę? W nauczaniu Kościoła dziecko na każdym etapie istnienia to człowiek. Sama decyzja o jego poczęciu to decyzja o byciu bądź nie osoby, bliźniego. Gdy chodzi o poczęcie dziecka czy gdy jest mowa o przekazywaniu życia, nie mówi się o czymś, ale o kimś, o człowieku. On jest zawsze podmiotem, a nigdy przedmiotem. Nawet jeśli dziecko jest „tylko” pragnieniem dwojga ludzi, to jednak w tej „potencji” stanowi „główną osobę wydarzenia”. Staje się „pięknym zamiarem” zaistnienia. To wszystko sprawia, że na kwestię jego bycia należy patrzeć z perspektywy jego praw jako osoby. Ona ma zatem prawo do życia, godnego poczęcia się, narodzenia w miłości. Pragnienie dziecka ze strony małżonków jest czymś naturalnym i nawet pożądanym, lecz nie generuje żadnego „prawa do dziecka”. Ważny dokument kościelny, dotyczący życia i jego przekazywania, Donum vitae mówi: „Dziecko nie jest jakąś rzeczą, która należałaby się małżonkom i nie może być uważane za przedmiot posiadania. Jest raczej darem, i to największym, najbardziej darmowym małżeństwa, żywym świadectwem wzajemnego oddania się jego rodziców”.
nieszczęście
Niepłodność. Coraz więcej par ma z tym problem. Coraz więcej kobiet i mężczyzn. Z prowadzonych badań wynika, że trudności z płodnością ma około 20-25% par, czyli w wymiarach ogólnoświatowych około 60-80 mln związków małżeńskich. Wskaźnik ten cały czas wzrasta, o około 2 mln rocznie. Dane te podobnie przedstawiają się w Polsce, przy czym 4% stanowią osoby niepłodne, a 15% z ograniczoną zdolnością wydania potomstwa. Godzić się z tym? Szukać moralnie właściwych rozwiązań? A może in vitro? Przecież bycie rodzicem to wielkie szczęście, dar. Czy nie można sobie pomóc, by je urzeczywistnić? Niewątpliwie niepłodność jest dramatem, wielkim nieszczęściem. We wspomnianym dokumencie padają trudne słowa: „Prawdziwe i właściwe prawo do dziecka sprzeciwiałoby się jego godności i naturze. Z tego tytułu dziecko ma prawo, by być owocem właściwego aktu miłości małżeńskiej swoich rodziców, i by również mieć prawo do szacunku jako osoba od chwili swojego poczęcia”. Bezpłodność to ciężka próba. Jak bowiem małżeństwa bezpłodne mają uznać, że gdy rodzicielstwo nie jest możliwe, ich życie małżeńskie nie traci na wartości? Kościół przekonuje, że nie można tego problemu rozwiązywać za wszelką cenę. Dlaczego?
osoba i jej godność
Dziecko nigdy nie jest rzeczą, przedmiotem, który można nabyć czy kupić dla zaspokojenia swych pragnień. Na każdym etapie rozwoju jest ono osobą, której należy się niezaprzeczalne prawo do szacunku. Nie jest ono również okazją do niwelowania braków, jakie napotykają naszą ludzką kondycję. Nawet głębokie cierpienie małżonków z powodu ich niepłodności nie stanowi z tej racji podstawy do tego, aby rościli sobie prawo do posiadania potomstwa za wszelką cenę. Brzmi strasznie. Dlaczego Kościół sprzeciwia się sztucznemu zapłodnieniu? Czy pragnienie dziecka to coś złego? Te pytania zadają często pary, które słyszą wyrok: nie będziecie mieli dzieci. Wszystko rozbija się o godność przynależną każdemu człowiekowi. Kościół dostrzega problem, uczy o godności, ale często nie widzi dramatu tych małżonków, traktując go jako zjawisko wtórne. Chce pomóc, ale czy daje jakieś remedium?
co w zamian?
Kiedyś zaproponowałem parze, która szukała pomocy w swojej trudnej sytuacji:
– Istnieje coś takiego jak naprotechnologia.
– A co to takiego?
– Bardzo skuteczna metoda przezwyciężania niepłodności. To jej leczenie, nie zaś doraźny sposób na to, by dziecko zaistniało, ale wymaga wysiłku.
– Pierwsze słyszę…
– Serio. Kościół to popiera i jest bardziej skuteczna niż in vitro.
– Czy Kościół umie profesjonalnie pomóc?
– I to konkretnie.
– Brzmi jak science fiction.
Uświadomiłem ich, że in vitro nie leczy bezpłodności, tylko przeskakuje problem, gdyż po urodzeniu dziecka kobieta lub mężczyzna dalej są bezpłodni. Istnieje wypracowana etyczna, skuteczniejsza i tańsza metoda walki z bezpłodnością, którą jest naprotechnologia. Zadałem sobie pytanie: czy jako Kościół nie mamy siły przebicia w tym względzie? Czy może faktycznie tylko nauczamy, „jak ma być”, bez pomocy w najgłębszych pragnieniach ludzkich? Z drugiej strony zdałem sobie sprawę z tego, że człowiek często chce wszystkiego na już, teraz, doraźnie. To signum pokolenia „kawy instant” (kawa, cukier i śmietanka w jednym opakowaniu).
co jeśli in vitro?
Jako wierzący jesteśmy przekonani, że dawcą życia jest zawsze Bóg. Czy dziecko może zatem powstawać w procesie technicznego wyrobu? Nikt nie zaprzeczy przecież, że w wyniku produkcji nie tworzy się coś, tylko poczyna człowiek, a zatem „ktoś” o ludzkiej godności. Jest to oczywiście osoba chciana i kochana przez Boga. Czy rzeczywiście Bóg nie usankcjonował życia, nie ucieszył się nim? Ten rozdźwięk pojawia się dlatego, że pewna norma moralna, wyrażona językiem etyki i teologii, spotyka się z emocjami, dramatami, z konkretnymi ludźmi, ich naturalnymi pragnieniami. Człowiek stawia czasem pytania o życie i udział Boga w jego powstawaniu. Co wtedy odpowiedzieć? Dzieci, które poczęły się w wyniku sztucznego zapłodnienia, nie są istotami drugiego sortu, lecz Bożymi stworzeniami, to metoda ich „powstania” jest niegodziwa.