Po prostu. Dla ludzi

Mija właśnie 30 lat odkąd nazwa „Priest of the Sacred Heart” zaczęła nabierać filipińskich kolorów i społecznej treści. Sercanie na Filipinach oznaczają bowiem nie tylko tych, którzy oddają cześć Bożemu Sercu, ale żyją dla zmarginalizowanych przez życie i z nimi.

Pomysł na obecność sercanów na Filipinach skonkretyzował się dzięki międzynarodowej grupie ośmiu współbraci z Argentyny, Indonezji, Wysp Brytyjskich, Niemiec i Polski. 17 maja 1989 roku wylądowali oni na Filipinach. Choć plany były nieco inne…

Ksiądz Franciszek Pupkowski SCJ, należący do pierwszej grupy sercańskich misjonarzy na Filipinach, pamięta dyskusje i plany, które pojawiły się kilka lat wcześniej. Przez ostatnie lata to on moderował sercańską działalność na Filipinach jako przełożony regionalny.

„Nieżyjący już kardynał Jaime Sin poprosił nas, abyśmy ze względów bezpieczeństwa pozostali w stolicy, Manilii. Zaprosił nas do pracy w swojej archidiecezji na tamtejszych parafiach” – wspomina ks. Delio Ruiz SCJ. Sercanie zrobili zatem dokładnie… na odwrót. Pojechali na południe, do dużo bardziej niebezpiecznego i wymagającego miejsca Mindanao. Dla pierwszej grupy misjonarzy priorytetem było bowiem posługiwanie na rzecz ubogich, a nie rozgaszczanie się w dużym mieście. Trochę w stylu założyciela sercanów o. Dehona, który nad bezpieczne przestrzenie preferował ryzykowne i trudne dzieła.

pierwszy wspólny dom

Sercanom zaoferowano pracę na trzech parafiach w prowincji Zamboanga del Sur: Dimataling, Margosatubig i Kumalarang. Na wiele lat musieli zapomnieć o tym, co to telewizor, lodówka czy telefon, a nawet… przejezdna droga. „Boże, ile mieliśmy z tym problemów” – wspomina ks. Franciszek. „Fatalne drogi! W porze suchej pyłu co niemiara, a w czasie deszczu zamieniają się w nieprzejezdne błoto”.

Pierwszy własny kąt stworzyli po prawie 9 latach w 1998 roku w Cagayan de Oro City. To dom formacyjny, w którym kandydaci do Zgromadzenia stawiają pierwsze kroki. Dziś własnych kątów sercanie mają dużo więcej, bo 11, a wśród nich 5 nowych i pięknych kościołów. Nie są to puste przestrzenie. Filipińskie struktury sercańskie współtworzą obecnie 44 współbracia, z czego grubo ponad połowa to Filipińczycy.

czarna godzina

„Ludzie nas lubią. Kiedyś jeden z naszych bliskich znajomych – jezuita, powiedział, że jesteśmy jezuitami z sercem. Ludzie nas znają, a nam na tych znajomościach bardzo zależy. Utrzymujemy stały kontakt z naszymi dobroczyńcami, dzieląc się tym, czym sami żyjemy” – dumnie opisuje rzeczywistość ks. Franciszek. Jak sam mówi, nie trzeba wiele. „Dbamy o naszych pracowników w najprostszy ze sposobów, czyli płacimy im tyle, ile im się należy”.

Ale i tak czarny scenariusz, jaki czasem rodzi się w głowie misjonarza, urzeczywistnił się. Nie chodzi wcale o jeden z tajfunów, który sponiewierał ludzi i ich pracę, ale o coś, czego można uniknąć.

„Rok 2001 był dla mnie najtrudniejszy. Chyba zresztą dla nas wszystkich. W październiku porwano jednego z naszych – ks. Giuseppe Perantoniego (Włocha), którego nazywaliśmy Beppe. Porywacze przetrzymywali go w niewoli przez sześć miesięcy, po czym – dzięki międzynarodowym naciskom, o których wiemy – Beppe odzyskał wolność. To był koszmar, przy którym wszystko inne jest żadnym wyzwaniem, jak nauka kolejnego lokalnego języka, psie mięso na talerzu czy balut (kacze jajka z embrionem w środku)”.

misjonarska satysfakcja

Z czego nasz pierwszy misjonarz jest dumny szczególnie? Z sercańskiego stylu pracy, w którym nie chodzi jedynie o religijny kult, ale o bliskość z potrzebującymi i zaradzanie ich potrzebom. „Cieszę się, że jak to się w Polsce mówi, nie zostawiliśmy «na lodzie» ani biednych rybaków w Dimataling, ani bystrą, ale biedną młodzież, która nie miała środków i szans na ukończenie edukacji, ani chorych, którzy nie mieli na leki”.

Jest jednak jedno dzieło, które powstało równo 20 lat temu, dzięki wrażliwości jednego z pierwszych misjonarzy – ks. Eduardo Aguero SCJ, dzisiejszego ewangelizatora w Chinach. To Fundacja Kasanag Daughters. W ciągu tych lat schronienie w fundacji i szansę rozwoju znalazło około 200 dziewcząt w wieku od 6 do 22 lat, ofiar przemocy seksualnej. Wiele z nich, korzystając z tego programu pomocowego, ukończyło szkoły, powychodziło za mąż, podjęło pracę. Dziś Kasanag Daughters jest domem dla 22 dziewcząt.

śpię spokojnie

Społeczeństwo filipińskie nie jest monolitem. Kraj wysp jest mocno zróżnicowany, a tendencje rozwoju niekoniecznie zmierzają w przewidzianym kierunku. „Obawiamy się tak zwanego kryzysu powołań. To jest dla nas na dziś wyzwanie numer jeden. Zaraz za nim stoi numer dwa – jakość życia sercanów. Zdecydowana większość z nas to wspaniali duszpasterze, choć mamy i takich, którzy życie zakonne pojmują trochę inaczej niż my”.

Innym trudnym rozdziałem, który zdaje się nie mieć końca, jest relacja państwo – Kościół. „Ja śpię spokojnie i śnię sobie, że sercanie na Filipinach za 10 lat pójdą w stronę pracy nie tylko parafialnej, ale i duszpasterskiej w ramach domu rekolekcyjnego oraz tej dedykowanej typowo młodzieży czy innym społecznym zaangażowaniom, które w jakikolwiek sposób wskaże nam Bóg”.

ks. Radosław Warenda SCJ

Author: ks. Radosław Warenda SCJ

Człowiek, chrześcijanin, sercanin, ksiądz. W takiej, a nie odwrotnej kolejności, choć to ostatnie przenika aż do początku. Dzieciństwo spędziłem w Sosnowcu, młodość zakonną w Stopnicy i Stadnikach. A pierwsze kapłańskie kroki w lubelskiej parafii Dobrego Pasterza i Społecznych Szkołach im. Klonowica, też w Lublinie. Niegdyś studiowałem na Gregorianie, a później w latach 2011-2015 byłem redaktorem naczelnym "Czasu Serca". Dziś pracuję w kurii generalnej w Rzymie. Z zabranych ze sobą książek wziąłem wszystkie Tomáša Halíka.

Share This Post On

Submit a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.