„Oczekiwanie trwa. Jezus jest dobry. On mnie podtrzymuje. On przygotowuje cuda dla swego Dzieła. Stan obecny jest stanem śmierci. Zmartwychwstanie nadejdzie wkrótce, a po nim Zesłanie Ducha Świętego, i wtedy łaski spłyną w obfitości i Dzieło rozkwitnie”.
L. Dehon, Zapiski codzienne, 14-22 września 1889 roku
Powyższy cytat pokazuje, w jaki sposób o. Dehon przeżywał i doświadczał prawdziwych cudów, których Bóg dokonywał w jego życiu. Nie myślał on nigdy o nadzwyczajnych zjawiskach ani nawet o uzdrowieniach. Tym bardziej nie miał na myśli różnych „cudowności” mających niby wydarzać się tu i ówdzie. Jeśli mówił o cudach, to nazywał tak wielkie interwencje Boga w swoje życie i w funkcjonowanie powołanego przez siebie zgromadzenia, które rozwiązywały problemy po ludzku nierozwiązywalne lub pokonywały przeszkody nie do pokonania.
Tak było w 1889 roku, kiedy bp Thibaudier, ordynariusz diecezji Ojca Założyciela, został zwierzchnikiem innej diecezji, gdzie zamieszkał, a jednocześnie był jeszcze odpowiedzialny za swoją starą diecezję, aż do objęcia jej przez jego następcę. Sytuację tę wykorzystali przeciwnicy o. Dehona zazdrośni o rozwój zgromadzenia i powodzenie, jakie miało Kolegium św. Jana, największa i najlepsza szkoła w diecezji. Nieobecność biskupa i brak możliwości wydania sprawiedliwego osądu pozwoliły im na szkalowanie Ojca Założyciela i wyolbrzymianie błędów w prowadzeniu kolegium. Donosy te były tak natarczywe i liczne, że biskup postanowił nakazać zgromadzeniu połączenie się z innym, już istniejącym, które podjęłoby się także prowadzenia Kolegium św. Jana.
W swej pokorze o. Dehon przyjął postanowienie biskupa i rozpoczął korespondencję z przełożonymi innych zgromadzeń, prosząc o możliwość przyłączenia się do nich. Wiązało się to z utratą własnej tożsamości zakonnej, przyjęciem odmiennej formacji duchowej i intelektualnej oraz oddaniem dziesięciu domów, które zgromadzenie wtedy posiadało.
Wszystko to o. Dehon czynił w tajemnicy przed swoimi współbraćmi, których było w zgromadzeniu około stu, w tym 30 księży, gdyż nie był pewien, czy postanowienie biskupa zostanie przez nich zaakceptowane. Nie wiedział o tym krzyżu nawet najbliższy współpracownik o. Dehona, o. Rasset, który w liście do swojej siostry pisał, że Ojciec Założyciel ma oblicze człowieka poddawanego ogromnej próbie. Ojciec Dehon przeżywał także olbrzymie cierpienie związane ze świadomością niewypełnienia woli Bożej i zmarnowania dzieła, którego Bóg pragnął.
Jednocześnie w pokorze pełnił on wolę biskupa i modlił się o ocalenie zgromadzenia. W jego zapiskach z tego okresu odnajdujemy takie zdania: „Panie, ratuj, giniemy” albo „Wierzę w zmartwychwstanie i życie”. Z tego czasu oczekiwania na cud pochodzi też powyższy cytat, który dopiero po tych wyjaśnieniach możemy dobrze zrozumieć. Czas wyczekiwania na rozwiązanie zgromadzenia był rzeczywiście stanem śmierci. To był czas oczekiwania na cud i Założyciel księży sercanów wierzył, że on nastąpi, bo pisał: „Jezus jest dobry. On mnie podtrzymuje. On przygotowuje cuda dla swego Dzieła”.
Wyczekiwany cud nastąpił, ale nie był on spektakularny, widoczny z daleka, oczywisty dla wszystkich, wręcz przeciwnie… Wszystkie odpowiedzi na prośbę o. Dehona o przyłączenie zgromadzenia i przejęcie opieki nad Kolegium św. Jana były odmowne. Nikt nie był w stanie podołać temu dziełu. Biskup musiał odstąpić od swojej decyzji, gdyż nie była ona możliwa do wypełnienia.