Niemal od początku naszych dni towarzyszą nam słowa. Najpierw je odbieramy, słuchamy, potem posługujemy się nimi, uczymy się je odczytywać. Dorastając, zaczynamy zdawać sobie sprawę z ich mocy. Są słowa, które mobilizują, budują wewnętrzne przekonanie o własnej wartości. Jednak nie brakuje też takich, które wprowadzają zamęt, rodzą smutek, przygnębiają, a nawet ranią, czasem śmiertelnie. Tak dużo zależy od ładunku emocjonalnego towarzyszącego słowu, a także od jego zgodności ze stanem faktycznym rzeczy, czyli z prawdą. Gdy brakuje słowa w naszych ludzkich kontaktach, nie jest dobrze. Gdy zalewa nas potok słów, odczuwamy znużenie i zmęczenie. A jednak raz po raz odzywa się w nas tęsknota za słowem, zwłaszcza naładowanym dobrem. Bywa, że takie słowa naprawdę odmieniają ludzkie życie.
dźwięki miłości w Ewangelii
Z takim właśnie słowem – Ewangelią – wychodzi naprzeciw człowieka Jezus Chrystus, odwieczne Słowo Ojca. Mówi „od serca”, dlatego przekonywająco, co jest szczególnie ważne dla niemocnych i grzesznych. A gdy nie może już mówić, zmęczony cierpieniem i męką krzyżową oddziaływującą także na gardło i usta, niejako krzyczy w znaku swojego rozdartego Serca: „Jestem miłosierną Miłością, przyjmij moc przebaczenia!”. Tę szczególną, gwałtowną „mowę Boga” zrozumiał o. Leon Jan Dehon, założyciel zgromadzenia księży sercanów, i od tego momentu nie mógł o tej miłości nie mówić. Wszystkich zaś, z którymi zetknęła go opatrzność Boża, pragnie zapalić, by stawali się echem Bożych słów w swoim życiu. Potwierdzeniem jego zapału jest niewątpliwie Koronka do Najświętszego Serca Pana Jezusa i wielokrotnie powtarzana modlitwa: „spraw, niech Cię kocham coraz więcej”. W piątej tajemnicy części radosnej o. Dehon pochyla się nad prawdą oddania Jezusowego Serca niemocnym i grzesznikom.
a może najważniejsze jest odpuszczenie grzechów?
Ewangeliści opisali wiele spotkań Chrystusa z ludźmi słabymi, grzesznymi i zagubionymi moralnie. W ich towarzystwie Jezus spożywał posiłek, wprowadzając w zakłopotanie uczonych w Piśmie. Swą uzdrawiającą łaską dotykał ludzi pogrążonych w otchłaniach swoich własnych słabości i odstępstw od Prawa, zwiedzionych i zniewolonych przez złego ducha. Ludziom słabym i pozornie przegranym, ale wzywającym litości dawał nadzieję. Ciekawe jest to, że wszelkim uzdrowieniom, także duchowym, towarzyszą słowa. I jest ich więcej niż gestów. Jeśliby spróbować wybrać spośród nich te najważniejsze, o szczególnym znaczeniu dla ludzkiej kondycji, to w takim rankingu nie mogłoby zabraknąć zapewnień o uwolnieniu od osobistego grzechu. Najlepsze, co może się przydarzyć grzesznikowi, to usłyszeć słowa: „Odpuszczają ci się twoje grzechy…”. Czy może być coś piękniejszego i ważniejszego dla pogrążonego w mocy zła człowieka? Ile w tych słowach nadziei, życzliwości, miłosiernej miłości, i to skierowanych nie tylko ogólnie do wszystkich, ale do konkretnej osoby obdarzonej indywidualnym imieniem, po którym jest ona rozpoznawana. Niejednokrotnie w swoim życiu doświadczamy paraliżu grzechu, czasami rodzi on w nas chorobę nałogu, a wina związana z duchowym przestępstwem spędza sen z powiek. Przestajemy cieszyć się życiem i oddychać jego pełnią. Zaczynamy emanować swoim nieszczęściem, obwiniać dokoła innych, przestajemy w kontaktach z otoczeniem używać zrozumiałego dla poszczególnych stron języka. Jakże w takim właśnie stanie potrzeba dobrego słowa, leczącego i dającego nadzieję na przyszłość. Dobrze, że mamy konfesjonał i tę możliwość, by raz po raz słyszeć zza kratek Bożego życia: „Odpuszczają ci się twoje grzechy. Idź i nie grzesz więcej”. Być może tęskniąc za dobrym słowem od współmałżonka, dziecka, rodzica, krewnego czy dawnego przyjaciela, tak naprawdę oczekujemy płynącego z Jezusowego Serca zapewnienia o tym, że grzech nasz i jego konsekwencje można przezwyciężyć. I choć nasze świadome non serviam – „nie będę służył” – wprowadza człowieka w stan duchowej śmierci, to jednak można je przełamać zmartwychwstaniem z Chrystusem na drodze Słowa i faktu, czyli odpuszczenia.
moc słów odpuszczenia
Jeśli więc myślę o dobrym słowie, którego nie chciałbym być nigdy pozbawionym, to wracam do Jezusowej mowy: „Odpuszczają ci się twoje grzechy”. Bez tych słów i ich mocy, patrząc na ludzkie możliwości, nie da się żyć pełnią życia, wypełnić do końca swojego powołania ani uszczęśliwić innych. Nie wolno nam o tym zapominać. Żyjąc w świecie, który programowo nie chce upatrywać przyczyn ludzkich nieszczęść w sidłach grzechu, pewnie nie jest łatwo łączyć osobiste zwycięstwo i sukces z Chrystusową mocą przebaczenia. Tym bardziej nam, chrześcijanom, potrzeba powracać do tych cudownych słów. Skłaniają one samego Boga do pochylenia się ze swoją miłosierną miłością nad nami, nieszczęśnikami dzisiejszych czasów. Dopóki w uszach będą nam rozbrzmiewać słowa: „Odpuszczają ci się twoje grzechy”, dopóty nie umrze w nas nadzieja. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza gdy do zagubienia i załamania będzie tylko jeden krok.
Niech Bóg Ojciec będzie uwielbiony za Słowo skierowane w naszą stronę w Jezusie Chrystusie, narodzonym z Niewiasty, otwierającym przed nami swoje Serce zatroskane o nasz byt codzienny i wieczny. Z Jego miłującego Serca wypływają nie tylko dobre słowa, ale też takie, które stają się miłosierdziem i przebaczeniem. Cóż nam pozostaje uczynić wobec takiego faktu? Zamilknąć… a może powtarzać, angażując w to swoje serce: „Jezu, spraw niech Cię kocham coraz więcej!”.