Franciszek wiele mówi o Maryi jako Matce i każde spotkanie z Nią bardziej go umacnia. Pokazuje, że jest Ona doskonałą nauczycielką wiary w działaniu każdego dnia, tak by w swym życiu robić więcej przestrzeni dla Boga.
człowiek maryjny
Rzymska bazylika Matki Bożej Większej jest miejscem, które Franciszek najczęściej odwiedza. Był tam nazajutrz po wyborze na Stolicę Piotrową. Jest zawsze przed i po każdej pielgrzymce. Gdy w Watykanie dzieją się ważne wydarzenia, prosi, by przywieźć na nie przechowywaną w tej papieskiej bazylice ikonę patronki Rzymu – Salus Populi Romani. Tak było m.in. wówczas, gdy nad światem zbierały się czarne chmury trzeciej wojny światowej i papież zawezwał do modlitwy o pokój. „To jest człowiek niezwykłego formatu duchowego, czerpiący siłę do życia z modlitwy. Wstaje o świcie i dzień zaczyna na kolanach” – mówił mi kilka godzin po zakończeniu konklawe argentyński jezuita, o. Hugo Gulliermo Ortiz. Ksiądz Jorge Bergolio był jego pierwszym przełożonym zakonnym, a następnie rektorem seminarium, w którym przygotowywał się do kapłaństwa. Kiedy spytałam go o najważniejszy rys duchowości papieża, bez wahania stwierdził: „To człowiek przede wszystkim maryjny”. Kolejne lata pontyfikatu są tego najlepszym dowodem.
Maryję papież przywołał już w pierwszych słowach wypowiedzianych z balkonu bazyliki watykańskiej do świata zadziwionego jego wyborem. Jej opiece zawierzył posługę papieża seniora oraz zapowiedział, że nazajutrz pojedzie do Madonny modlić się, by strzegła całego Rzymu. Pojechał jak syn z bukiecikiem kwiatów. Tak właśnie chciał. Poprosił, by przygotowano mu kwiaty dla Matki. Wyraźnie wskazał, że mają być skromne. I drugi obraz kilka tygodni później, gdy przyjechał do Bazyliki Matki Bożej Większej, by dokonać oficjalnego ingresu. Zanim zainicjował modlitwę różańcową, podszedł do czczonej tam ikony patronki Rzymu i delikatnie ją pogłaskał, tak jak to mają w zwyczaju Latynosi. Wymowne świadectwo tak często wypowiadanych przez niego słów, by się nie bać okazywać czułości i wrażliwości.
przełomowy różaniec
Maryjność Franciszka to jednak coś więcej niż tylko tkliwe gesty. Kiedyś wyznał: „Do Chrystusa zbliżamy się także, modląc się do Maryi i prosząc, by jak mama nas umacniała. Takie jest moje doświadczenie kruchości wiary. I to, co mnie czyni mocniejszym, to jest codzienna modlitwa różańcowa. Kiedy idę do Matki, czuję się silniejszy”. Papież z krańca świata uczył się miłości do różańca od papieża z dalekiego kraju. Dziś nie ma dnia, by Franciszek nie odmawiał wszystkich tajemnic. Jak sam opowiadał, zadecydowało o tym spotkanie z Janem Pawłem II w Watykanie w 1985 roku na wspólnej modlitwie różańcowej. „On był z przodu, na kolanach. Widziałem go od tyłu i stopniowo pogrążałem się w modlitwie – wspominał kard. Bergoglio po śmierci papieża Polaka. – Nie byłem sam. Modliłem się pośród Ludu Bożego pod przewodnictwem naszego Pasterza. Kiedy spojrzałem na papieża, przyszła chwila rozproszenia. Jego pobożność była świadectwem. Wyobraziłem go sobie jako młodego kapłana, seminarzystę, poetę, robotnika, dziecko w Wadowicach w tej samej pozycji, co teraz, odmawiającego zdrowaśki jedna po drugiej. Jego świadectwo pobożności zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Zdałem sobie sprawę z prawdziwego znaczenia słów, jakie Matka Boża z Guadalupe skierowała do św. Juana Diego: «Nie lękaj się, czyż nie jestem twoją Matką?». Zrozumiałem obecność Maryi w życiu Jana Pawła II. Od tej chwili odmawiam codziennie cały różaniec”.
Franciszek uczy wiary właśnie przez pryzmat macierzyństwa Maryi. Przypomina, że Maryja pomaga swym dzieciom wzrastać, zmierzyć się z życiem, być wolnymi. „Mama pomaga dzieciom dorastać i pragnie, by wspaniale rosły. Dlatego uczy je, by nie ulegały lenistwu, które wypływa także z pewnego dobrobytu; by nie przyzwyczajały się do wygodnego życia, zadowalając się tylko posiadaniem rzeczy – podkreśla. – Mama troszczy się o dzieci, by rosły silne, zdolne do wzięcia na siebie odpowiedzialności, angażowania się w życie, realizacji wielkich ideałów. Maryja właśnie to robi z nami. Pomaga nam wzrastać w naszym człowieczeństwie i w wierze, być silnymi i nie ulegać pokusie bycia ludźmi i chrześcijanami tylko powierzchownie. Uczy nas życia odpowiedzialnego i dążenia cały czas ku temu, co wysokie”. Franciszek przypomina, że mama dba o zdrowie dzieci, ucząc je także stawiania czoła życiowym trudnościom, a także podejmowania odpowiedzialnych decyzji.
supełki papieża
Dzieląc się ze światem swą miłością do Maryi, Franciszek wyznaje, że doświadczył jej w rodzinnym domu. „Pierwsze przesłanie chrześcijańskie otrzymałem w domu. Piękne to jest! – wspominał kiedyś w Watykanie. – To każe nam myśleć o miłości wielu mam i babć przekazujących wiarę. To one przekazują wiarę. Nie odkrywamy wiary abstrakcyjnej. Zawsze jest ktoś, kto głosi, kto mówi o Jezusie, kto daje ci wiarę, jej pierwsze przesłanie. Takie było moje pierwsze doświadczenie wiary”. Idąc za tym osobistym doświadczeniem, papież często zachęca, by w rodzinach wspólnie odmawiać różaniec. Mówi o tym, by matki nie bały się modlić ze swymi dziećmi, bo to one są tymi, które prowadzą do Boga.
Maryja jest także tą, która mocno łączy Franciszka i Benedykta XVI. Gdy Bergoglio studiował w Niemczech, podarowano mu obraz czczonej w Augsburgu bawarskiej Madonny. Wziął go ze sobą do Argentyny wraz z tysiącami maleńkich obrazków i stał się gorliwym propagatorem jej kultu. Obecnie Matka Boska rozwiązująca supełki jest bardziej znana w Ameryce Łacińskiej niż w ojczyźnie Ratzingera. Na obrazie widać brzemienną Maryję trzymającą wstążkę z supełkami. To nawiązanie do dawnej niemieckiej tradycji, która nakazywała związanie wstążką na supełek ramion pary młodej, na znak nierozerwalności ich związku. Obraz został namalowany jako wotum dziękczynne za rozwiązanie w 1615 roku wielu zapętlonych małżeńskich supełków Sophie i Wolfganga. Stąd właśnie wezwanie Matki rozwiązującej węzły lub supełki. Kielich z jej wizerunkiem kard. Bergoglio podarował Benedyktowi XVI. Kopia obrazu trafiła do Watykanu, gdy został papieżem. Miał zwyczaj powtarzać, że gdy poplątaną wstęgę naszego życia oddamy w ręce Maryi, ona odda nam ją wygładzoną. Wskazuje przy tym, że macierzyństwo Maryi jest „zaraźliwe”, rodzi się z niego bowiem macierzyństwo Kościoła. „Myśleć o Kościele bez tego macierzyństwa, to wyobrażać sobie sztywne stowarzyszenie, stowarzyszenie bez ludzkiego ciepła, osierocone. Kiedy zabraknie macierzyńskości, zostaje dyscyplina. Tam, gdzie jest macierzyństwo, jest życie, radość, pokój”.