„Przez wiele lat pracowałem z młodzieżą. Nie ma co ukrywać – ta młodzież już mi wyrosła i pozakładała rodziny. Z biegiem czasu ich sprawy zamiast sprawami młodych stały się sprawami małżeństw. Moje kapłaństwo rosło razem z tą moją młodzieżą. Pojawiła się u mnie duchowa potrzeba, aby teraz służyć małżeństwom” – tak o swojej drodze do ruchu Equipes Notre-Dame mówi ks. Sławomir Knopik SCJ w wywiadzie z Karoliną Krawczyk.
Jak to się stało, że został Ksiądz doradcą duchowym w ruchu Equipes Notre-Dame?
Kiedy zostałem proboszczem w Krakowie-Płaszowie, zależało mi na tym, aby otoczyć opieką małżeństwa. W naszym kościele, który jest jednocześnie sanktuarium, obejmujemy modlitwą tych małżonków, którzy modlą się o dar poczęcia. Dlaczego by nie objąć opieką także tych, którzy już mają dzieci? Oni także potrzebują opieki i duszpasterstwa. Przez wiele lat pracowałem z młodzieżą. Nie ma co ukrywać – ta młodzież już mi wyrosła i pozakładała rodziny. Czułem się wśród nich trochę staro. Oni mieli swoje – już nie młodzieńcze – sprawy, to były sprawy małżonków. Moje kapłaństwo rosło razem z tą moją młodzieżą. Pojawiła się u mnie duchowa potrzeba, aby teraz służyć małżeństwom, a młodzież zostawić młodzieży, tj. młodszym ode mnie kapłanom.
Po co jest ktoś taki jak doradca duchowy?
Żeby dobrze zrozumieć funkcję doradcy duchowego w ruchu, trzeba sięgnąć do powstania END. Inicjatywa założenia ruchu wyszła od małżeństw, a tak naprawdę od kobiety, która zawarła związek małżeński. Przyszła do o. Caffarela, który jest założycielem Equipes Notre-Dame, i poprosiła go o towarzyszenie duchowe. Przyprowadziła swojego męża. Później ci małżonkowie przyprowadzili kolejne osoby, przyjaciół. Tak utworzyła się pierwsza ekipa. A zatem – jak pani może zauważyć – inicjatywa wyszła od małżeństw. Chcieli kapłana, który pokazałby im drogę do Chrystusa, taką autentyczną, osobistą. W END cenne jest to, że to nie jest duszpasterstwo zmasowane, ale bardzo indywidualne. W jednej ekipie jest od 4 do 7 małżeństw. Takiej ekipie zawsze towarzyszy ksiądz.
Towarzyszy Ksiądz indywidualnie małżonkom czy raczej parom małżeńskim?
To bardzo ciekawe – otóż towarzyszę małżeństwom. Sam charyzmat ruchu END jest skierowany ku małżonkom. Nie ku indywidualnościom, ale ku wspólnocie małżeńskiej. To oczywiście nie depersonalizuje osoby jako jednostki, bo przecież małżeństwo to wspólnota dwóch osób, ale wzrost duchowy dokonuje się przez sakramentalne małżeństwo, czyli przez wspólnotę. Doradca duchowy towarzyszy parze, ale także całej ekipie. W zależności od potrzeb taka obecność doradcy duchowego ogranicza się do obecności w ekipie, natomiast jeśli pojawia się potrzeba, to doradca jest dostępny, aby posłużyć też indywidualnie.
Czego przede wszystkim potrzebują małżonkowie od kapłana doradcy?
Obecności. Może to dziwne, ale przez cały ten czas, odkąd jestem w END, a są to 4 lata, muszę powiedzieć, że to, czego małżonkowie najbardziej oczekują od duszpasterza, to po prostu obecność. Zresztą niedawno mieliśmy spotkanie doradców duchowych z całej Polski i to bardzo mocno wybrzmiało. Tam, gdzie w END doradca jest zaangażowany, nawet jeśli nie robi spektakularnych rzeczy, to wspólnoty także są zaangażowane. Doradca duchowy daje małżonkom gwarancję, że będzie przestrzegany charyzmat END. Jest on zachowywany przez wzrost duchowy, modlitwę i spotkania. W ruchu chodzi o to, aby osiągać świętość razem. Tak jest zapisane w dokumentach Equipes Notre-Dame – uczestnictwo w ruchu ma prowadzić małżonków ku świętości. To – choć może brzmi górnolotnie – jest istotą ruchu. Sakrament małżeństwa to dotyk świętości.
Bardzo często pojawia się zarzut, że kapłani nic nie wiedzą o małżeństwie, ponieważ żyją w celibacie.
Te najpiękniejsze rzeczy, kiedy człowiek uczy się chodzić, jeść, pisać, wierzyć itd., dzieją się w rodzinie. Kapłan przecież wychodzi z rodziny. Ja o małżeństwie wiem bardzo dużo dzięki małżeństwu moich rodziców.
Nie każdy kapłan ma takie szczęście.
Wierzący rodzice, cieszący się sobą nawzajem, na dodatek praktykujący – to podstawowa wiedza księdza na temat małżeństwa. Kiedyś takie wierzące rodziny były w znacznej większości. Drugim źródłem wiedzy jest seminarium i studia teologiczno-pastoralne. Oczywiście, że to wiedza teoretyczna, ale też wbrew pozorom my nie żyjemy w sterylnych warunkach. Zresztą narzeczeni, którzy chcą zawrzeć związek małżeński, też w pewnym sensie eksperymentują. Nie wiedzą, co to będzie. Mają pewne wyobrażenie, ale nie jest to pewność przyszłości. Bez wiedzy o małżeństwie kapłan nie mógłby posługiwać, bo przecież w większości posługujemy małżonkom, ludziom w związkach, rodzinom… Kolejny zasób wiedzy pochodzi z sakramentu pokuty i pojednania. Ta wiedza jest absolutnie bezcenna. Małżonkowie spowiadają się, pokazują problemy, z jakimi muszą się borykać jako osoby indywidualne, rodzice i małżonkowie. Dla mnie bezcennym źródłem są właśnie ekipy. Tam przez bezpośrednie spotkanie z małżonkami, rozmowy, dzielenie się życiem i wiarą doświadcza się ich radości, trudności, bolączek, ale też piękna sakramentu małżeństwa, które cieszy nie tylko ich, ale także i mnie.
Powiedział Ksiądz, że małżeństwa oczekują obecności. Czy to także taka zwyczajna obecność, np. przy kawie w wolne popołudnie?
Tak. Bycie w ekipie przekształca się z czasem w bycie w gronie przyjaciół zżytych ze sobą. Spotkałem się z takimi małżeństwami, nawet tutaj w naszej parafii, kiedy zapraszałem je do uczestnictwa w ruchu END, które miały spory opór – a bo spotkania w małej grupie, bo trzeba się modlić wspólnie… Mnóstwo obaw, z których robi się bariera nie do pokonania. Podam pani przykład. Pewien mąż nie lubił opowiadać o swoich uczuciach czy przeżyciach duchowych. Po kilku spotkaniach ekipy, na które przychodził, zaczął mówić diametralnie inne rzeczy. Dla niego było to niesamowite, że można z kimś normalnie porozmawiać na tematy religijne, duchowe i nie trzeba udawać, tak jak np. w pracy czy w najbliższej rodzinie. Tam zazwyczaj nie rozmawia się na tematy religijne, a jeśli już to na zasadzie plotek. Dla niego było to fascynujące, że tutaj można dzielić się zwyczajnie swoją wiarą. To dowód na przenikanie się tych dwóch sakramentów – kapłaństwa i małżeństwa. One są sobie nawzajem potrzebne. Małżonkom jest potrzebny kapłan-świadek. Te rodzące się przyjaźnie pokazują, jak można pięknie dzielić się wiarą nie tylko w czasie niedzielnej Mszy Świętej, ale tak zwyczajnie podczas uroczystości religijnych, spotkań nieformalnych.
Jest Ksiądz zapraszany na uroczystości rodzinne?
Tak. Zdarza się, że rodziny proszą mnie o chrzest swojego dziecka albo o pobłogosławienie związku małżeńskiego swoich dorosłych już dzieci. Doradca duchowy ma się stać przyjacielem rodziny, któremu można powierzyć swoje sprawy.
Czuje się Ksiądz członkiem którejś z rodzin?
Tak. Czuję się też przede wszystkim członkiem ekipy. To dzieje się latami. Znam takiego doradcę duchowego, który pełni swą funkcję ponad 10 lat i on rzeczywiście wrósł korzeniami w ekipę. Oni wszędzie go zabierają. Może też, dlatego że jest bardzo dyspozycyjny, nieco bardziej niż ja (śmiech).
Z jakim bagażem na drodze wiary małżonkowie przychodzą dziś do ruchu?
Dzisiaj bardzo często małżonkowie są katechizowani. Przeszli całą drogę katechezy – od przedszkola do liceum – ale w całym tym procesie katechetycznym nie spotkali żywego Chrystusa. Są zkatechizowani, ale nie zewangelizowani. I to jest zasadnicza trudność, z jaką się spotkaliśmy, tworząc nowe ekipy. Małżonkowie chcą pomocy w spotkaniu, w doświadczeniu Boga. Pragną, żeby pokazać im, że „Bóg” to nie jest zbiór zasad i przykazań, ale Osoba. Dla niektórych kapłanów posługa w END może się wydawać stratą czasu. Dlaczego? Ponieważ to naprawdę mała grupa, zaledwie 4-7 małżeństw. W tym samym czasie można przecież wygłosić konferencję dla kilkuset osób. A tutaj… tylko kilka par. Istnieje taka pokusa, żeby zająć się inną, większą grupą. A tak naprawdę, jeśli tylko pomożemy tym małżeństwom doświadczyć żywego Boga, to oni nie wytrzymają i będą musieli mówić o tym, czego doświadczyli.