Poza śmiercią w wymiarze ściśle ludzkim, egzystencjalnym i poza wieczną miłością Boga do człowieka nic nie jest pewne. A jednak te dwie rzeczywistości są w stanie zdeterminować do takiego sposobu życia, który przemijaniu i niepewności nadaje trwały sens. W owym przemijaniu możemy się bowiem „zafiksować”, to znaczy zapętlić w chwilowych i doraźnych przygodach, które gdy trwają, satysfakcjonują, gdy zaś się kończą, pozostawiają jedynie jałową codzienność i pustkę. W takich realiach chcemy przyjrzeć się małżeństwu, które dla tworzących je staje się celem bądź drogą do celu. Co jest wartościowsze?
cel osiągnięty i co dalej? faryzeizm ludzki i religijny
Pułapka tkwi w potraktowaniu małżeństwa jako jednorazowo osiągniętego celu, zdobyczy, którą gdy raz wywalczę, nigdy nie stracę. Tymczasem istnieje aż nadto przykładów, że tak nie jest. Małżeństwa się rozpadają, a ściślej rzecz ujmując, ludzie tworzący je często się wycofują. Dlaczego?
Powód pierwszy to faryzeizm małżeński w wymiarze ludzkim. Polega on na przeświadczeniu jednej bądź obu stron, iż wszystko już wiem, to znaczy nic więcej nie muszę ze sobą robić, nie powinienem się zmieniać, kontrolować, nie muszę współodczuwać z żoną/mężem, nadal poznawać tę drugą stronę, być z nią w nieustannej drodze. To postawa egoizmu i egocentryzmu małżeńskiego, przez który cały dom musi być mi podporządkowany, a także zaprzeczenie istotowej dla miłości wzajemności. To zatwardziałość wobec drugiego człowieka, co Biblia dosadnie nazwie „sercem z kamienia”.
Powód drugi to faryzeizm w wymiarze religijnym. Ma on miejsce, kiedy człowiekowi wydaje się, że nie potrzebuje Boga, że jego przygoda z Nim zakończyła się na celebracji ślubnej, a teraz wystarczą mu mechaniczne gesty od czasu do czasu, jak udział we Mszy, bo inni patrzą, czy wymuszona spowiedź. Faryzeizm duchowy to swego rodzaju samowystarczalność człowieka, a zatem budowanie małżeńskiego domu na piasku.
po drodze ze szczęściem, czyli koncepcja Jezusa
Szczęście jako stan serca ludzkiego to owoc daru z siebie dla drugiego i dla Boga. Jest ono rezultatem wspólnej drogi. Nie ma innych źródeł trwałego szczęścia. To przeciwieństwo każdego faryzeizmu, który ostatecznie rujnuje przecież samego człowieka. Bóg proponuje człowiekowi takie szczęście. Sam się w nie angażuje poprzez to, że chce w nim wymienić serce z kamienia na to z ciała, które jest zdolne do miłości i współodczuwania.
Pomysł Jezusa na małżeństwo sprowadza się do Jego chęci wejścia na wspólną drogę, po której idą mąż i żona. On chce być na niej z nimi, aby ich chronić przed przekleństwem chwiejności, chowania się czy wycofania ze stawania w prawdzie przed sobą, współmałżonkiem i Bogiem. Jezus chce iść razem z małżonkami, to znaczy z nimi budować wspólnotę. Z naszej strony wymaga to jednak zarówno dojrzałości (znania siebie), jak i duchowej otwartości (znania Boga).