Klaudiusz od miłości

Rok 1562. Początek wojny religijnej we Francji. W Saint-Symphorien-d’Ozon, niewielkiej miejscowości nieopodal Lyonu, grupa uzbrojonych hugenotów otoczyła kościół. Pod wodzą niejakiego Pontiera zrabowała kościół i plebanię. Wreszcie zażądała, by wydano im wszystkie ozdoby i przedmioty związane z kultem religijnym, grożąc, w razie odmowy, splądrowaniem całego miasta. Gdy Benoît la Colombière wręczył Pontierowi srebrny krucyfiks, ten z nieukrywaną satysfakcją i zapałem godnym lepszej sprawy począł uderzać nim w kamienny mur, aż roztrzaskał go na drobne kawałki. Nie zważając na drwiny, Benoît pozbierał wszystkie fragmenty krzyża jak cenną relikwię i przycisnął je do piersi.

Hugenoci opuścili miasteczko, ale to wydarzenie trwale wpisało się w pamięci rodu. Blisko 80 lat później na świat przyszedł prawnuk Benoît’a – Klaudiusz. Niewiele wiemy o jego młodości i motywach wstąpienia do zakonu jezuitów, który wybrał, mając 17 lat. Domyślamy się jednak, że podejmując tę decyzję, musiał stoczyć ze sobą prawdziwą walkę, gdyż – jak sam później wyznał – czuł przemożną niechęć do wybieranej właśnie drogi życia. Pociągała go literatura, sztuka, życie towarzyskie. Był zdolny i wiedział o tym. Lubił błyszczeć i otaczać się ludźmi, którzy go podziwiali… Na pewno nie znał swojej przyszłości, ale jako uczeń jezuickiego kolegium musiał wiedzieć, że jako członek Towarzystwa Jezusowego musi się liczyć z możliwością bycia skierowanym na jakąś zapadłą dziurę, ot taką jak choćby Paray-le-Monial, i nie podobało mu się to.

salonowy etap

W czasie studiów filozoficznych okazał się wybitnie uzdolniony w kierunku filozofii, tak że przełożeni zdecydowali się wysłać go do prestiżowego Kolegium Clermont w Paryżu, gdzie miał okazję nie tylko stać się świadkiem słynnego sporu między jezuitami a jansenistami, ale też poznać wielu wybitnych ludzi swej epoki. Był lubiany, zapraszany na salony, ale nie zapomniał, kim jest i jaką decyzję podjął. Świadomy swych słabości – zamiłowania do próżnej chwały i łatwości przywiązywania się do ludzi – starał się o uzyskanie wewnętrznej wolności, a mimo to konieczność opuszczenia miejsca, w którym był znany i ceniony, przyrównał do czegoś w rodzaju śmierci.

W 1675 roku po 3 probacji, jako jezuita w pełnym tego słowa znaczeniu, został skierowany do małego burgundzkiego miasteczka, w którym nikomu bliżej nieznana wizytka mąciła spokój swoim przełożonym i współsiostrom…

Gdy w latach 1522-1523 św. Ignacy z Loyoli spisywał swe przeżycia duchowe, nadając im postać Ćwiczeń duchownych, przeczuwał zapewne, że mogą być użyteczne dla innych. Z pewnością jednak byłby zaskoczony, jak wiele pokoleń ludzi rozmaitych stanów i zawodów odkryło dzięki nim swoje powołanie i zrozumiało, czego oczekuje od nich Bóg oraz skąd pochodzi dana myśl czy natchnienie. Chyba nie jest też przesadą, że bez dobrej znajomości ignacjańskich Reguł o rozeznawaniu duchów ani o. Klaudiusz, ani nikt inny nie byłby w stanie rozwikłać problemu, który został postawiony przed naszym bohaterem: Jaki duch stoi za wizjami wizytki z Paray-le-Monial: Boży czy ludzki, a może diabelski?

harmonia

Ojciec Klaudiusz miał świadomość, że Pan Bóg może posłużyć się każdym, nawet najlichszym narzędziem. Dlatego nie skupiał się na „zewnętrznych dekoracjach” (miejscu objawień, osobowości św. Małgorzaty Marii Alacoque, przychylności otoczenia czy jej braku), lecz na istocie sprawy. Choć był spowiednikiem świętej wizytki tylko przez półtorej roku, jako utalentowany kierownik sumień i znawca Reguł o rozeznawaniu duchów miał odwagę jako pierwszy uspokoić wizjonerkę, że nie ulega złudzeniu ani podstępom szatana, lecz prowadzi ją duch Boży. To jemu zawdzięczamy to, że dziś Paray-le-Monial łączymy wręcz automatycznie z kultem Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Być może jednym z czynników, które ułatwiły mu pozytywne odczytanie przesłania, był fakt, że to, co o braku odpowiedzi na Bożą miłość mówiła św. Małgorzata Maria Alacoque, rezonowało bardzo dobrze z tym, co potomek Benoît’a la Colombière wiedział dobrze z własnego i rodzinnego doświadczenia: serca ludzkie łatwo zapominają o tych, którym wiele zawdzięczają, a nawet więcej – z łatwością przyzwyczajają się do otrzymanych dobrodziejstw, traktując je jak swoje, należne z natury, a nie otrzymane w darze. Dlatego przejęty do głębi tajemnicą Bożej miłości do ludzi sam oddał się na służbę Bożemu Sercu, prosząc w ułożonym przez siebie akcie ofiarowania, by Jezus sam nauczył go zapominać o sobie i wzrastać w czystej miłości.

Można dalej opowiadać życiorys o. Klaudiusza, bo na spotkaniu ze świętą mistyczką wcale się nie kończy – czeka go jeszcze podróż do Anglii, niesłuszne uwięzienie, utrata zdrowia, opieka nad młodymi jezuitami studiującymi filozofię (w tym nad przyszłym prowincjałem Lyonu, którego wiedza i upór pomogły przezwyciężyć przeszkody, na jakie natrafiał kult Serca Jezusa), wreszcie śmierć w 1682 roku w wieku 41 lat. Wydaje się jednak, że zamiast zasypywać czytelnika nowymi datami i faktami, ciekawiej będzie zaprosić go do wczytania się i uznania słów, które chyba najtrafniej podsumowują sylwetkę duchową i relację z Chrystusem Panem o. Klaudiusza:

„O Jezu!

Ty jesteś moim prawdziwym Przyjacielem,

moim jedynym Przyjacielem.

Ty uczestniczysz we wszystkich moich niepowodzeniach –

bierzesz je na siebie,

Ty wiesz, jak obrócić je w błogosławieństwa.

Słuchasz mnie z największą dobrocią,

kiedy powierzam Tobie wszystkie moje kłopoty,

i zawsze masz coś na uleczenie moich ran.

Odnajduję Cię o każdej porze dnia czy nocy,

gdyż znajduję Cię we wszystkim, co tylko może się zdarzyć.

Ty nigdy mnie nie opuszczasz.

Gdybym zmienił miejsce mojego zamieszkania,

znajdę Cię, dokądkolwiek się udam.

Nigdy nie nużysz się słuchaniem mnie.

Nigdy nie męczy Cię świadczenie mi dobra (…).

Jakkolwiek nędzny mógłbym być,

nikt znakomitszy, bardziej inteligentny, a nawet świętszy

nie może stanąć między Tobą a mną

i pozbawić mnie Twojej przyjaźni.

Nawet śmierć, która oddziela nas od wszystkich innych przyjaciół,

na zawsze połączy mnie z Tobą.

Wszystkie upokorzenia towarzyszące podeszłemu wiekowi

albo utrata honoru

nigdy nie oddzielą Cię ode mnie;

przeciwnie, nigdy nie cieszyłbym się Tobą pełniej,

a Ty nigdy nie byłbyś bliżej mnie, jak wtedy

gdy wszystko wydawałoby się sprzysięgać przeciw mnie

i odbierać mi odwagę (…).

O Jezu, podaruj mi tę łaskę, żebym mógł umrzeć, uwielbiając Cię,

żebym mógł umrzeć, kochając Cię,

i żebym mógł umrzeć dla Twojej miłości.

Amen”.

Avatar

Author: s. Natalia Tendaj SłNSJ

Imię zakonne Celina, od 1992 r. sercanka (i nie jest to rok urodzenia). Pochodzi z Lublina, ale z zasiedzenia czuje się prawie krakowianką. Katechizuje w V LO w Krakowie i czerpie z tego mnóstwo radości. Od dzieciństwa nie minął jej zwyczaj zadawania pytań, zaczynających się od słówka "dlaczego?" i nie uznaje łatwych odpowiedzi. Ma nadzieję, że kiedyś trafi do nieba, w którym uzyska odpowiedzi na najbardziej nurtujące ją pytania. Lubi podróże i ludzi, z którymi można podyskutować. Mówi, że matematyka to poezja, a nowe technologie są fascynujące, ale na roślinkach i zwierzątkach kompletnie się nie zna. Przy okazji - jest doktorem teologii fundamentalnej, czego jednak nie należy kojarzyć ani z medycyną ani fundamentalistami.

Share This Post On

Submit a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.