Gdzie Pan Bóg urzęduje?
Maria siedząca u stóp Jezusa i słuchająca Go nie tłumaczy się Marcie z tego, że nie pomaga jej w kuchni. Ona wie, że wybrała to co najlepsze. Jezusa urzekła swym skupionym słuchaniem. W tym były do Niej podobne Małgorzata Maria Alacoque (1647-1690), Teresa z Lisieux (1873-1897) i wiele innych. Mottem pierwszej było „zwyciężyć albo umrzeć”, zaś drugiej „wszystko albo nic”. Obie pomimo cierpienia przeżyły szczęście na ziemi. Były mistyczkami, bo przez pewność swej wiary pozwoliły się przemienić w Chrystusie. Doszły do tego, jak zresztą wszyscy inni mistycy, drogą pokory, a przede wszystkim miłości. W jaki sposób? Postawiły sobie jasny i wyraźny cel życia. Nie wystarczyła im własna osoba, ani nawet inni jako obiekt swych starań.
cel scalający osobowość
Świat zawsze ma wiele do zaoferowania. Człowiek ze swej strony musi się określić poprzez wybór celu. To co jest ostatnie w porządku działania, jest pierwsze w porządku tworzenia. Cel motywuje, czyli skłania do takiego, a nie innego postępowania. Ukierunkowuje nas. Komuś, kto nie ma żadnego celu, trudno jest się nawet zwlec z łóżka albo zadbać o higienę. Jeżeli cel ograniczony jest w czasie, to osiągając go, natychmiast trzeba znaleźć następny. Na przykład chcąc podróżować, planuje się następny wyjazd jeszcze przed powrotem. Cel, który jest nadrzędny wobec wszystkich innych, pomniejszych celów, scala osobę, tzn. nadaje jej bardzo konkretny rys i określa jej zachowanie. Cel spełniający te warunki musi być dalekosiężny – wychodzić poza moment śmierci, jak również niezmienny. Można by powiedzieć: „jaki cel – takie życie”. Dobrze, żeby był ową najlepszą cząstką.
Dlaczego nie jest to takie oczywiste, że życie pozbawione Boga jest rozkawałkowane?
Bóg jest niepojęty
Czemu Bóg nie przyjmuje w jakimś biurze, gdzie mógłbym się z Nim umówić i pozałatwiać sprawy? – takie pytanie zadał mi 14-letni Kamil.
Pytanie o podobnej treści postawił Janowi Pawłowi II Vittorio Messori. Papież zwrócił uwagę, że to Bóg przybliżył się do człowieka. Stał się dla niego widoczny i poznawalny jako człowiek – w Jezusie, a w pewnym sensie poszedł nawet za daleko. Ludzie nie mogli znieść tej bliskości, woleli mieć Boga na odległość. Bóg cierpiący wywoływał ich sprzeciw. Ta miłość ich przerażała. W dzisiejszych czasach ludzie również są podejrzliwi, nieufni. Nawet z trudnością przyjmują prezenty lub jakąś przysługę, bo nie wierzą w bezinteresowność. Co tu dopiero mówić o miłości, którą Bóg nas kocha – w głowie się nie mieści. Dlatego trzeba nie mniejszej odwagi niż miał św. Paweł. Pragnął Jezusa i nazwał to szaleństwem (por. 2 Kor 11,23). Dla człowieka w każdych czasach pewnego rodzajem szaleństwem jest pokora na drodze odkrywania Boga. Trafnie połączył tęsknotę za Bogiem z czystością serca Søren Kierkegaard: „Czystością serca jest pragnąć jednego”.
oczyszczanie serca
Czyste serce to serce, w którym Bogu pozwalamy się przemieniać. By taki stan osiągnąć, konieczne jest ćwiczenie się w pokorze, czyli świadomym pozwalaniu na bycie mniejszym w oczach innych. Zwykle dzieje się na odwrót i ludziom przeważnie zależy na tym, by „dobrze wypaść”. Zdolność do pokory jest cechą dojrzałego psychicznie człowieka, który nie zabiega o względy innych i rzeczy nieistotne nie zaprzątają jego umysłu. Opinia społeczna nie jest w stanie zachwiać jego systemu wartości. Jest silny świadomością przynależenia do Kościoła Chrystusowego. Zna swoją wartość umiłowanego dziecka Bożego. Dla zdrowia psychicznego właściwym byłoby promowanie właśnie takiej postawy: w pełni świadomym swej wartości – przezwyciężać samego siebie, nie mając żadnego świadka prócz Boga.
Samo jednak oczyszczenie i wzrastanie w pokorze nie wystarcza do zjednoczenia z Bogiem. Do tego niezbędna jest Miłość. Teresa z Lisieux powiedziała swojej kuzynce, która się jej poskarżyła: „Proszę Cię, zajmuj się trochę mniej sobą, potroszcz się o to, by kochać Pana Boga, a siebie zostaw w spokoju. Twoje smutki, kłopoty, wszystko to kręci się wokół ciebie, zawsze się kręci wokół tej samej osi. Ach! Proszę cię, zapomnij o sobie, myśl o tym, by zbawiać dusze!”.
nowy wymiar cierpienia
Osoby, w których zjednoczenie z Bogiem już się dokonało, cechuje głęboki pokój, radość i przedziwne odczuwanie cierpienia. Dopiero w kontekście ich rozwoju duchowego można zrozumieć, dlaczego cierpieniu poświęcają wiele uwagi, jak np. Małgorzata Maria Alacoque, która powiedziała o sobie, że zawsze cierpiała z pokojem. Pragnęła cierpieć, bo jednocześnie doświadczała Bożej obecności. Wiedziała, że Bóg był z Nią. Inaczej nie zniosłaby upokorzeń, zniewag i przeciwności z pokojem ducha: „Mocna i bezpieczna czułam się w moim wnętrzu”– wyznała w swoim pamiętniku. Jej tajemnica polegała na tym, że im cierpienia były cięższe, tym czuła się swobodniej i zarazem radośnie w głębi swego ducha, ponieważ w tym stanie mogła jeszcze bardziej utożsamić się z cierpiącym Jezusem i duchowo się z Nim zjednoczyć.
Teresa z Lisieux posunęła się jeszcze dalej i zadała sobie pytanie, czy będąc jednym z Jezusem można w ogóle cierpienie nazwać cierpieniem? Tak to ujęła: „dużo wycierpiałam, odkąd jestem na ziemi, lecz jeśli w dzieciństwie cierpiałam ze smutkiem, tak teraz cierpię w radości i pokoju. Jestem prawie szczęśliwa ze cierpię. Doszłam do tego, że nie mogę już więcej cierpieć, gdyż każde cierpienie jest dla mnie słodyczą”.
życie w pełni
W rozmowach z młodymi ludźmi odnoszę niekiedy wrażenie, że obawiają się zbytniej „ingerencji” Pana Boga w ich prywatne życie, a szczególnie jakiegoś ciężkiego doświadczenia albo samotności. Gdy komuś się dobrze powodzi przypisuje to raczej swojej zasłudze, natomiast w razie przeciwności, desperacko szuka winnego – nierzadko pada na Pana Boga.
Wydaje się, że niektórzy czują się bezpieczniej, gdy im się zdaje, że w pełni mogą kontrolować swój los. Tymczasem banalna prawda, że cierpienie i śmierć są wpisane w ludzką egzystencję jest tak oczywista, że aż zapominana. Wiele problemów można rozwiązać bardzo małym nakładem sił, jeżeli pokusi się o twórcze i nonkonformistyczne rozwiązanie. Być w Bożej obecności. Tak robili wszyscy mistycy. Błogosławiona Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej radzi: „Myśl teraz i później w ciągu dnia o Nim [Jezusie], który żyje w Tobie, i który pragnie tak bardzo być kochanym”. Zwierzyła się: „… to jest zażyłość z Nim «wewnątrz», która była pięknym słońcem, oświecającym moje życie, czyniącym z niego już tutaj jakby antycypację nieba…”. Cóż, te świadectwa zdają się jasno zaprzeczać obawom ludzi, stojącym przed wyborem swojej drogi.
Odpowiadając Kamilowi: – Kiedy już dotrzesz do „biura” Boga w Twoim sercu, to otworzy się przed Tobą nowa rzeczywistość, gdzie na wszystkie sprawy będziesz patrzył z miłością. Będziesz niezwykle odważny. Poznasz to po głębokiej, stałej radości.