Filipińskie złoto

 

O prawdziwym filipińskim złocie, którym są ludzie, a także o „grzechu misjonarza”, którym byłoby zapomnienie o owym złocie, Katarzynie Mitrut opowiada ks. Janusz Burzawa, sercanin pracujący na Filipinach.

Zacznijmy tradycyjnie: czym jest powołanie do pracy na misjach i jak się Ksiądz odnajduje w tej pracy?

Nie mam jakiejś gotowej odpowiedzi. Zawsze cieszę się, kiedy Kościół przypomina, że każdy ochrzczony jest misjonarzem. Gdziekolwiek się znajdujemy, powinniśmy być misjonarzami. Pracowałem przez dwa lata po święceniach kapłańskich w lubelskiej parafii pw. Dobrego Pasterza i nie było dla mnie wielkim problemem napisanie podania o pracę za granicą. Miałem wyobrażenie, że zmienię tylko klimat i otoczenie, a pracę duszpasterską będę miał taką samą. I nie myliłem się! Moja praca jest bardzo zbliżona do tej w Polsce, ponieważ ludzie – według mnie – są wszędzie tacy sami. Trzeba się nimi z miłością opiekować. Nie rozróżniam więc tak drastycznie powołania kapłańskiego, zakonnego i misyjnego.

Jak to jest pojechać do całkiem innego kulturowo regionu świata i tam głosić Ewangelię?

Zanim trafiłem na Filipiny, przeszedłem przygotowanie językowe w USA. Kiedy przyjechałem na misje, wiedziałem, że należy poznać tych ludzi. Nie trzeba nic wielkiego robić! Na początku oczywiście były trudności i problemy, ale to jest porównywalne z przenosinami księdza z parafii do parafii w Polsce.

Jeżeli chodzi o miejscową kulturę, to nie można jej próbować zmieniać… Starałem się przystosować do ich kultury, a nie naginać ich do mojego charakteru, pobożności, stylu pracy duszpasterskiej. Z tego powodu najprawdopodobniej nie miałem większego problemu z przystosowaniem się do ich kultury.

Czym konkretnie zajmuje się Ksiądz na Filipinach?

Od samego początku pracuję w duszpasterstwie parafialnym, najpierw jako wikariusz, a teraz już jako proboszcz. Pracujemy z ludźmi, podobnie jak w Polsce. Tam tylko struktury są inne i sposób dotarcia do ludzi. To nie oni przychodzą lub przyjeżdżają do centralnie usytuowanego kościoła, ale to my, księża, dojeżdżamy do nich. Jesteśmy zmuszeni do tego przez panujące tam warunki. W mojej poprzedniej parafii było jedynie… 86 kaplic. Trzeba ludzi zebrać w tych kaplicach. Jest to trochę inny styl pracy niż w Polsce, ale nie ma tak wielkiej rozbieżności między Polską a Filipinami, jak może to sobie ktoś wyobrażać. Na pewno misje na Filipinach są zupełnie inne od tych afrykańskich.

Oprócz codziennego duszpasterskiego towarzyszenia macie także plany… budowlane.

Dwa lata temu zostałem proboszczem w miejskiej parafii w Cagayan de Oro. To nie jest jednak jakaś wielka parafia. Mamy w niej 13 kaplic i 7000 parafian, więc jak na warunki filipińskie jest to mała i młoda parafia. W minionym roku obchodziliśmy dopiero 5. rocznicę jej powstania. Już od dawna istniały plany remontowania czy przebudowy dotychczasowego kościoła. Ostatecznie zapadła jednak decyzja, żeby wybudować całkiem nowy kościół. I tak wypadło, że to ja mam dyrygować tym dziełem budowy. Po co nam nowy kościół? Żeby radośniej i powiedzmy sobie szczerze – wygodniej uczestniczyć w liturgii. W dzisiejszych czasach potrzebujemy też większej estetyki w przeżywaniu obecności Pana Boga. W starej kaplicy jest bardzo gorąco, a podczas deszczu nie da się głosić kazania, bo jest taki huk. Przeszkadza on w liturgii i łatwo utracić to, co najważniejsze. Po prostu: musimy coś z tym zrobić!

To jednak chyba nie wszystkie plany budowlane…

Tak. Razem z kościołem zaproponowałem budowę centrum dla młodzieży. Na Filipinach mamy bardzo dużo naturalnych skarbów, tym najcenniejszym jest złoto. Dla mnie jednak największym złotem Filipin jest właśnie młodzież. Na Filipinach jest jej dużo i ona garnie się do Kościoła. Często mówię, że zapomnieć o niej, to byłby „grzech”. W każdym razie prowadzić budowę kościoła i nie pamiętać o tym żywym Kościele, to byłoby bezsensowne! Potrzebujemy takiego miejsca spotkania dla młodzieży, aby dać jej możliwość, poza modlitwą w kościele, budowania wzajemnych relacji.

Sekretariat Misji Zagranicznych Księży Sercanów prowadzi akcję „Srebro na wagę złota”. Zbieramy srebrny złom, odlewamy z niego sercańskie krzyżyki, a dochód z ich sprzedaży wspiera sercańskie projekty misyjne. Zdarza się jednak, że razem ze srebrem do naszych puszek trafia również złoto. Powstała więc inicjatywa, aby z pozyskanego w taki sposób złota odlać limitowaną wersję krzyżyków sercańskich, które stały się cegiełkami na budowę kościoła i centrum dla młodzieży w Cagayan de Oro.

Avatar

Author: Katarzyna Mitrut

Share This Post On

Submit a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.