Tuż za górką, na której znajduje się pomnik Jana Pawła II, widać ogrodzoną łąkę. W płocie jest niewielka brama, a za nią piaszczysta droga. Idąc prosto ścieżką, dochodzimy do niskich, podłużnych białych budynków. Tu właśnie mieści się „polskie” albergue, gdzie na strudzonych pielgrzymów z dróg św. Jakuba czeka wygodne łóżko, tradycyjna ciepła zupa i gościnne serca gospodarzy.
Albergue to rodzaj schroniska przeznaczonego dla pielgrzymów podążających drogami św. Jakuba. Szereg szlaków prowadzących do katedry w Santiago de Compostela, gdzie znajduje się grób św. Jakuba Większego Apostoła, to obok Rzymu i Jerozolimy największa i najbardziej popularna trasa pielgrzymkowa. Tradycja podążania do grobu św. Jakuba sięga średniowiecza. Szlakami Camino de Santiago pielgrzymowali Karol Wielki, św. Franciszek z Asyżu, św. Elżbieta Portugalska, św. Brygida Szwedzka, Izabela Kastylijska, św. Ignacy Loyola, Jan Dantyszek i papież Jan XXIII.
Rozsiane na drogach św. Jakuba albergue przyjmują pod swój dach strudzonych pątników. 150 m od jednej z najpopularniejszych dróg – Camino Francés, a 5 km od celu pielgrzymki, znajduje się „polskie” albergue na Monte do Gozo. Mimo że w rzeczywistości stanowi integralną część Europejskiego Centrum Pielgrzymkowego, przynależnego do lokalnej diecezji, nazywane jest „polskim” z powodu gospodarza i opiekuna – polskiego księdza. Ojciec Roman Wcisło dba, by w prowadzonym przez niego ośrodku panowała przysłowiowa polska gościnność. W dodatku, co roku, począwszy od 2010 roku, w Monte do Gozo pracują polscy wolontariusze.
zostać wolontariuszem
Pracują od maja do października. W tym roku, ze względu na remont ośrodka, rozpoczną dopiero w lipcu. Ochotnicy przyjeżdżają na dwa tygodnie, by pomagać w prowadzeniu domu, dbać o porządek i dobre samopoczucie przyjętych pod dach pielgrzymów. Wolontariuszem może zostać każda pełnoletnia osoba, która sama przeszła ostatnie 100 km Drogi św. Jakuba w Hiszpanii, zna język hiszpański w stopniu komunikatywnym, ma europejską kartę ubezpieczenia zdrowotnego, a przede wszystkim nie boi się pracy. W końcu przyjeżdżają tu po to, by pomagać innym, strudzonym na pielgrzymkowym szlaku. I w tym pomaganiu odnajdują prawdziwą radość.
plan dnia
Dzień na Monte do Gozo rozpoczyna się o 8.30 wspólnym śniadaniem. Po posiłku wolontariusze biorą się za sprzątanie: przygotowują pokoje, czyszczą łazienki, wymieniają pościel. Gdy uporają się z tymi zadaniami, przyjmują gości. Zdarzają się naprawdę ciekawe spotkania. Agnieszka Hajduk, wolontariuszka z maja 2011 roku, wspomina pielgrzyma, który przybył wraz z oślicą o wdzięcznym imieniu Praline, innego pątnika – właściciela ogromnego psa Augusta (mastifa neapolitańskiego, 52 kg żywej wagi – dla czworonoga rozstawiono osobny namiot), a także Polaka – Romka, który całą trasę pielgrzymki przejechał na składaku, dowodząc, że nie ma rzeczy niemożliwych. Paweł Peter z Wrocławskiego Klubu Przyjaciół Camino (wolontariuszem na Monte do Gozo był w 2010 roku) zapamiętał Hansa-Ulricha Grünberga – Niemca, międzynarodowego mistrza szachowego, który do Santiago de Compostela przyszedł na piechotę z Rostocku. W ciągu czterech miesięcy pokonał 3400 km. Ojciec Roman Wcisło wspomina natomiast Marthę Gay z Teksasu, która umilała czas innym pielgrzymom, przepięknie grając na harfie.
O 14.00 wolontariusze jedzą obiad. Po obiedzie znów przyjmują gości, a także przygotowują zupę na tradycyjny posiłek, którym wieczorem częstowani są wszyscy goście. O 19.30 można uczestniczyć we Mszy św. w kaplicy św. Marka, gdzie znajduje się charakterystyczna figura patrona z przewieszonymi przez rękę butami – na znak, że także on opiekuje się pielgrzymami.
O 20.30 wszyscy spotykają się na wspólnym posiłku i rozmowie. Kolacja czasem ciągnie się w nieskończoność. Tak trudno się rozstać. Czas dobrze płynie razem, na rozmowach, wspólnym graniu na gitarach, zabawach z mieszkającymi na Monte do Gozo psami – Pinem i Pukiem, czasem próbach porozumienia się bez słów, bo pod dachem albergue spotykają się ludzie z różnych stron świata.
być z drugim człowiekiem
To właśnie ludzie są w tym miejscu najważniejsi. Każdy jest tu mile widziany. Czasem, jeśli nie ma miejsc w pokojach, na sypialnię zostaje zaadaptowana plebania czy nawet kaplica. Wolontariusze ciężko pracują, żeby przybyli goście czuli się jak najlepiej. Ale, jak przyznają, spotkania z pielgrzymami też wiele im dają. Marta Lipińska, wolontariuszka z maja 2011 roku, opisuje spotkania z ludźmi z różnych stron świata, z którymi mogła zawsze spędzić miło czas, a nawet się zaprzyjaźnić. Paweł Peter wspomina, że przy kolacji można było usłyszeć od pielgrzymów piękne świadectwa o towarzyszącej pątnikom w drodze pomocy św. Jakuba. Te opowieści utwierdzały go w wierze i przekonaniu, że w każdej sprawie może Bogu zaufać. A Agnieszka Hajduk tak opisuje doświadczenie dwóch tygodni spędzonych w „polskim” albergue: „Na Monte do Gozo odnalazłam (zgodnie z nazwą wzgórza – Góra Radości) właśnie radość, a także siłę i spokój, jakie daje codzienna Eucharystia i modlitwa, prostotę życia i pracy, piękno przyrody… Odkryłam ponownie, że do porozumienia i kontaktu z drugim człowiekiem nie jest potrzebna znajomość języka, ale otwarte serce, gest życzliwości i uśmiech… Nie trzeba nawet poznać imienia drugiej osoby ani wiedzieć, czym się zajmuje w codziennym życiu, by być tak blisko niej i jej przeżyć!”.
Dla tego niezwykłego poczucia wspólnoty warto odwiedzić gościnny dom na Monte do Gozo.
W artykule wykorzystałam świadectwa wolontariuszy: Marty Lipińskiej i Agnieszki Hajduk opublikowane na stronie albergue.pl oraz Pawła Petera – zamieszczone na blogu Wrocławskiego Klubu Przyjaciół Camino (www.wrocamino.blogspot.com).