Dobrze, że ksiądz przyszedł. Spotkanie 9.
Kontekst Roku Jubileuszowego nasuwa szereg pytań dotyczących między innymi naszych chrześcijańskich postaw. Jedną z nich jest postawa wielu katolików, którzy pomimo całej swej dobroci, a nawet bezinteresownej miłości, przejawiają w stosunku do niektórych osób niechęć czy wrogość. Dziwne jest to, że prosząc Boga: „(…) odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, czasem zbyt powierzchownie traktują własną deklarację darowania innym doznanych krzywd. Przejawów takiego postępowania jest nazbyt wiele.
Oto w rozmowie z grupą młodzieży jedna z dziewcząt podniosła problem modlitwy za naszych nieprzyjaciół. Okazuje się bowiem, że jakkolwiek z trudem udaje się nam przebaczać wrogom, to już żadną miarą nie mieści się w naszej głowie modlitwa za nich. „Proszę księdza, ja nie noszę w swym sercu urazy do człowieka, który mnie skrzywdził, ale modlić się za niego nie potrafię. Czy to w ogóle jest możliwe?”.
Próbując wniknąć w postawiony problem, natrafiam na słowa Chrystusa: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5,44-45). Przyglądam się także Jego postawie wyrażonej w słowach: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). A więc możliwe jest przebaczenie i modlitwa za naszych wrogów, bo tak czynił Jezus. Co więcej, Jego przykład zobowiązuje nas do takiego właśnie zachowania.
Rok Jubileuszowy stwarza nam okazję darowania wzajemnych win. Jednocześnie powinno nam zależeć na tym, aby z Bożą pomocą dokonała się w naszych bliźnich przemiana na lepsze. Wtedy zapewne mniej będzie zła w świecie, na które powszechnie narzekamy, i będzie nam łatwiej żyć. Czy zatem modlimy się za tych, „którzy nas trapią”? Taka postawa upodobni nas do Chrystusa, któremu zależy na dobru każdego człowieka.