Dobrze, że ksiądz przyszedł. Spotkanie 4.
Człowiek przywiązuje się do świata poprzez osoby, które kocha, i poprzez rzeczy, które zdobywa. Z pewnym niepokojem zatem myśli o śmierci, niweczącej wszystko, co ziemskie. Z drugiej zaś strony, jako wierzący, pragnie zbawienia i dostania się do nieba. W tym kontekście rozumiem jednego z młodych ludzi, który zapytał mnie kiedyś: „Czy człowiek, żeby zostać zbawionym, musi umrzeć?”.
Postawione pytanie zabarwione jest lękiem przed utratą jakiejś wartości na rzecz innego dobra. A przecież przy robieniu takiego bilansu strat i zysków człowiek wierzący nie powinien mieć żadnego dylematu, bo życie wieczne jest wartością przewyższającą wszystko, co posiada. Pozostaje tylko do rozstrzygnięcia kwestia, dlaczego w drodze do nieba trzeba przekroczyć próg śmierci?
Odpowiadając na ten problem, warto zauważyć, że śmierć jest konsekwencją grzechu człowieka. Bylibyśmy od niej wolni, gdyby nie upadek pierwszych rodziców. Na szczęście jednak tragizm śmierci został pokonany przez Chrystusa, który przyjął ją na siebie aktem dobrowolnego poddania się woli Ojca i włączył w swe zbawcze dzieło.
Od momentu chrztu świętego jesteśmy złączeni z Jezusem, stąd też wszystko, co dokonuje się w naszym życiu, ma sens zbawczy. Również nasza śmierć ma taki wymiar, bo jest wejściem w Jego umieranie, będące przypieczętowaniem dzieła Odkupienia. Trzeba zatem popatrzeć na śmierć w sposób pozytywny, jako na możliwość całkowitego zjednoczenia się z Chrystusem, który kocha każdego z nas. Chrześcijańskie rozumienie śmierci jest więc w świetle wiary „dobrym zyskiem” dla człowieka. Skoro tak, to czy godzi się nam robić wymówki Panu Bogu, że zabiera nas z tego świata?