Dobrze, że ksiądz przyszedł. Spotkanie 3.
Był gorący lipcowy dzień. W zatłoczonym pociągu nie było czym oddychać. Pasażerowie drzemali zmęczeni. Zapewne wielu z nich powracało z urlopów i myślało z nostalgią o kończącej się beztrosce wakacyjnej. Mimo woli i ja poddałem się tej atmosferze, dumając o czekających mnie nowych obowiązkach.
W pewnym momencie w drzwiach przedziału stanęła młoda kobieta i zapytała o wolne miejsce. Jej głos sprowadził nas wszystkich na ziemię, wywołując zarazem różne reakcje. Ktoś się uśmiechnął ironicznie, ktoś wzruszył ramionami i pokiwał przecząco głową, ktoś inny zaś twardo odpowiedział: „Przecież widzi pani, że wszystkie są zajęte”. Siedzący obok mnie starszy mężczyzna, ku zaskoczeniu chyba wszystkich, zaproponował jej swoje miejsce. Przez ten gest dał nam wspaniałą lekcję dobroci i miłości bliźniego, a zarazem zwykłej ludzkiej uprzejmości.
Dla mnie nie był to finał całego zdarzenia, bo w nawiązanej po chwili rozmowie dane mi było dotknąć problemów nowej współpasażerki. Osoba ta potrzebowała kapłana, aby odbudować zachwianą nadzieję i z wiarą popatrzeć w przyszłość. Wtedy zrozumiałem logikę Bożej Opatrzności, kierującej naszymi losami, i na nowo odczytałem Jego plany także wobec mnie samego. Pomyślałem też, że jakże dobry jest Bóg, który bezgranicznie kocha nas, swoje dzieci, układając wspaniale sploty wszystkich wydarzeń.