Dobrze, że ksiądz przyszedł. Spotkanie 16.
Powoli kończy się kolejny kalendarzowy rok, a wraz z nim zamyka się pewien etap naszego życia. Listopadowe dni wypełnione modlitwą za tych, którzy odeszli do wieczności, oraz długie grudniowe wieczory również skłaniają do zamyśleń nad ludzkim losem. Trudno zatem oprzeć się refleksji nad osobistym życiem każdego z nas. Pojawia się wówczas pytanie: czym wypełniłem minione dni i tygodnie na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy? Z czym idę ku czekającej mnie wieczności?
Niedawno uczestniczyłem w dość niemiłej scenie bezwzględnego egzekwowania prawa przez funkcjonariuszy Straży Miejskiej. Chodziło o niewłaściwie zaparkowany samochód. Właściciel pozostawił go dosłownie na 3 minuty, aby móc załatwić pewną bardzo ważną sprawę. Paradoks polegał na tym, że działał na rzecz innych, i to całkowicie bezinteresownie. Nie mając innej możliwości, zaparkował pojazd na szerokim chodniku, w żaden sposób nie stwarzając zagrożenia dla bezpieczeństwa ruchu ani nie utrudniając komukolwiek życia, aczkolwiek naruszając znak zakazu. Gdy wrócił do auta, panowie ze Straży Miejskiej przystępowali właśnie do zakładania blokady kół. Nie pomogły prośby i wyjaśnienia; funkcjonariusze wypisali mandat, uzasadniając go wypełnianiem swoich obowiązków.
Całe to zdarzenie nasunęło mi refleksję o tym, jak bardzo łatwo w imię majestatu stanowionego przez ludzi prawa przekreślić dobro drugiego człowieka. Jakże łatwo podeptać prawo miłości, nie biorąc pod uwagę motywów i okoliczności ludzkiego działania. Dzieje się tak, gdy postępujemy według przyjętych sztywnych schematów i bezdusznych norm. A przecież powinniśmy śpieszyć się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą…