Żyjemy w świecie reklam, billboardów, plakatów… Nieustannie ktoś walczy o naszą uwagę, zainteresowanie, a w konsekwencji o naszą przychylność, nasze głosy i najczęściej nasze pieniądze. Psychika człowieka jest tak skonstruowana, że interesujemy się bardziej tym, co niezwykłe, kolorowe, zadziwiające. Zwracamy uwagę na znaki, które wybijają się z otoczenia i coś chcą nam przekazać, zakomunikować. Pan Bóg też przemawia do nas poprzez znaki, szczególnie przez te, których dokonuje Jezus. Co chce nam powiedzieć?
znak dla Mojżesza
Znamy historię Mojżesza, który pasł owce w pobliżu góry Horeb. W pewnym momencie zauważył płonący krzak, który jednak się nie spalał. Zaciekawiony Mojżesz postanowił podejść bliżej, aby przyjrzeć się temu niezwykłemu zjawisku. I wówczas usłyszał głos samego Boga, który objawił mu swoje imię i polecił, aby wyprowadził Izraelitów z niewoli egipskiej (por. Wj 3). To biblijne wydarzenie w bardzo prosty sposób obrazuje, czym właściwie jest cud. Jak w przypadku płonącego krzaku – jest on nadzwyczajnym znakiem, poprzez który Bóg objawia człowiekowi siebie i swoje zbawcze zamiary. Taką drogę wybiera On zawsze, gdy chce nas zbliżyć do siebie, zaprosić do wiary, okazać swoją miłość. Zwraca naszą uwagę poprzez zazwyczaj niewytłumaczalne po ludzku zjawisko.
cuda i znaki Jezusa
Jezus również czynił znaki i cuda, aby przez nie zakomunikować człowiekowi coś bardzo ważnego. Ewangelie odnotowują wiele takich znaków: cud w Kanie Galilejskiej, rozmnożenie chleba, uzdrowienie ślepego od urodzenia, paralityka czy chorych na trąd, uciszenie burzy na morzu, kilka wskrzeszeń z martwych, wyrzucanie złych duchów i wiele innych. Rzesze prostych ludzi przyjmowały je z entuzjazmem jako znaki nadziei i wybawienia. Natomiast faryzeusze nie zawsze je akceptowali, zwłaszcza gdy Jezus uzdrawiał w szabat i nawet wtedy, gdy wskrzesił Łazarza. Drażniło ich to, że ludzie idą za Jezusem. Nigdy jednak nie kwestionowali samych cudów. Owszem, w swojej przewrotności posądzali Jezusa, że wyrzuca złe duchy mocą Belzebuba (por. Mk 3,22).
Z opisów ewangelicznych przebija bardzo ludzkie i trzeźwe podejście do cudów Jezusa ze strony świadków tych wydarzeń. Gdy umarł wspomniany już Łazarz, Jezus zapowiedział Marcie, że jej brat powstanie z martwych. Na to ona odezwała się bardzo sceptycznie: „Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie” (J 11,39). Podobnie było w przypadku córki Jaira, gdy Jezus stwierdził wobec opłakujących dziecko, że dziewczynka nie umarła, ale śpi: wyśmiewali Go, bo dobrze wiedzieli, że ona nie żyje (por. Mk 5,39-40). Jezus zdawał sobie sprawę, że nie będzie Mu łatwo przekonać ludzi do siebie. Znaki, których dokonywał, miały Mu w tym pomóc.
czynił cuda, aby uwierzyli w Niego
Znaki i cuda, które czynił Jezus, miały ludziom otworzyć oczy oraz pomóc im uwierzyć, że przyszedł do nich ktoś niezwykły; ktoś, na kogo od wieków czekali – obiecany Mesjasz. Jednakże chodziło o Mesjasza rozumianego nie tylko po ludzku jako wybawiciela Izraela z niewoli rzymskiej, ale jako prawdziwego Syna Bożego, który chce wybawić każdego człowieka z niewoli grzechu do stanu łaski, ze śmierci do życia wiecznego. Faktycznie, niezwykłe znaki, których dokonywał Jezus, sprawiały, że w Jego uczniach i tłumach, które za Nim kroczyły, rodziła się wiara. Jak zapisują ewangeliści: gdy Jezus dokonał cudu w Kanie Galilejskiej – uwierzyli w Niego jego uczniowie (por. J 2,11); gdy uciszył burzę na jeziorze – uczniowie zastanawiali się, kim właściwie On jest, że nawet groźna natura jest Mu posłuszna (por. Mk 4,41); gdy uzdrowił paralityka – ludzie zdumiewali się i wielbili Boga (por. Mk 2,12); gdy wskrzesił syna wdowy z Nain – wtedy zdumieni mówili, że wielki prorok powstał wśród nich i Bóg nawiedził swój lud (por. Łk 7,16); gdy wskrzesił Łazarza – wielu uwierzyło w Niego (por. J 11,45). Cuda nie były zatem celem samym w sobie, bo przecież nie wszystkich chorych Jezus uzdrowił i nie wszystkich zmarłych wskrzesił. Zależało Mu na tym, by ludzie uwierzyli w Niego i w Jego słowa. Cuda miały być tymi nadzwyczajnymi znakami, które wskazywały, że Jezus jest prawdziwie tym, za kogo się podaje – Synem Bożym.
wierzę, że możesz to uczynić!
Można by powiedzieć, że obok cudów, które Jezus czynił z własnej inicjatywy, było wiele znaków, które dokonywał na prośbę ludzi chorych, sparaliżowanych czy na widok czyjegoś nieszczęścia. Wówczas jednak stawiał jeden warunek: oczekiwał wiary od tych, którzy przychodzili do Niego. Klasycznym przykładem jest tu dialog Jezusa z dwoma niewidomymi, którzy prosili o litość: „«Wierzycie, że mogę to uczynić?» Oni odpowiedzieli Mu: «Tak, Panie!» Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: «Według wiary waszej niech wam się stanie!»” (Mt 9,28-29). Wzorcowa była też wiara setnika, który prosił o uzdrowienie sługi. Jezusa urzekła jego szczerość i prostota, z jakimi zwrócił się, prosząc o pomoc (por. Łk 7,9). Wiara jest swoistym otwarciem drzwi dla Jezusa, uwolnieniem Jego zbawczej wszechmocy.
Ale zdarzały się też sytuacje, kiedy Jezus nie czynił cudów, ponieważ zabrakło wiary w Niego. Tak było chociażby w rodzinnym Nazarecie, gdzie nie mógł zdziałać wielu cudów, gdyż rodacy powątpiewali o Nim (por. Mt 13,57-58), albo też podczas spotkania z Herodem, który wprawdzie domagał się cudu ze strony Jezusa, ale kierował się jedynie niezdrową ciekawością (por. Łk 23,8-9).
Jezus powiedział kiedyś swoim słuchaczom: „Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza” (Mt 12,39). Może czasem i my oczekujemy znaku od Boga. To, czy go otrzymamy, zależy od naszej wiary, ale jeszcze bardziej od mądrości i łaskawości Boga. A jeśli nawet Bóg nie daje nam innych znaków, to zawsze pozostaje ten największy, dany światu raz na zawsze: znak Jonasza, czyli znak pustego grobu, znak zmartwychwstałego Pana. To w nim winniśmy pokładać naszą nadzieję na prawdziwe życie, gdzie nie będą już potrzebne cuda ani znaki wskazujące na Boga, bo staniemy przed Nim twarzą w twarz i poznamy Go takim, jakim jest (por. 1 Kor 13,12).