Młodość to czas uczenia się autonomii, podejmowania samodzielnych wyborów. Objawia się to często negacją tego, co do tej pory było oczywiste, przyjęte w oparciu o autorytet rodziców. Często dorośli denerwują się, że wybory ludzi młodych są dziwne, czasem głupie, a nawet niebezpieczne. A jednak odrzucenie dawnych autorytetów nie oznacza bynajmniej zaniku potrzeby ich posiadania, lecz – wręcz przeciwnie – poszukiwanie takich, za którymi warto podążać, którym można zawierzyć.
dlaczego Jezus, a nie ktoś inny?
Od blisko dwóch tysięcy lat Kościół powtarza, że to Jezus Chrystus jest Tym, któremu warto powierzyć swoje życie, za którym warto iść. Jednak fundamentalne pytanie, jakie się przy tej okazji nasuwa, szczególnie ludziom młodym, brzmi: „Ale w imię czego? Dlaczego właśnie On?”.
kto jest wiarygodny?
Zastanówmy się, dlaczego w ogóle uznajemy kogoś za wiarygodnego. Często o wiarygodności decydują kompetencje i prawdomówność. Ale czy tylko to? Okazuje się, że nasze decyzje rzadko są owocem chłodnej kalkulacji. Gdyby tak było, to w reklamach pasty do zębów nie pojawialiby się przebrani w lekarskie kitle aktorzy, a czekoladowych batonów nie reklamowałyby wyłącznie szczupłe osoby.
Za wiarygodnego uznajemy tego, kto nas rozumie, dla kogo jesteśmy ważni. Jeśli rodzice nie mają czasu dla dorastających dzieci, to znajdują one autorytety w grupie rówieśniczej. Dorośli również nie ufają tym, którzy traktują ich instrumentalnie. Dlatego w kampaniach wyborczych politycy, chcąc się przypodobać wyborcom, obiecują im przede wszystkim poprawę życia. Słowem, wiarygodny jest ten, kto ma do nas pozytywny stosunek. Czy to jednak wystarczy?
urok osobisty
Obok innych przymiotów jest jeszcze tzw. czynnik atrakcyjności. Choć nie łączy się on z kompetencjami czy prawdomównością danej osoby, to często mu ulegamy. Bardziej wiarygodne wydają się nam osoby ładne, dobrze ubrane, uśmiechnięte, niż te, które tych cech nie posiadają. Nawet najlepszy nauczyciel czy sprzedawca nie osiągnie sukcesu, jeśli zabraknie mu czegoś, co nazywamy urokiem osobistym, umiejętnością zjednywania sobie ludzi.
zachwyca piękno
Próbując to wszystko przenieść na płaszczyznę religijną, zapytajmy: „Czy chrześcijaństwo jest w jakiś sposób atrakcyjne?”. Pytanie to nie wydaje się najważniejsze, w praktyce kwestia atrakcyjności nie jest jednak wcale drugorzędna. Jeśli nie dostrzegamy niczego pięknego i pociągającego w jakiejś osobie lub rzeczy, to nie mamy ochoty jej poznać. I odwrotnie – gdy ktoś jest dla nas atrakcyjny, chętniej uznajemy jego prawdziwość.
Dla potwierdzenia przytoczę wspomnienie kard. Józefa Ratzingera: „Mam wciąż w pamięci [pewien] koncert (…). Siedziałem obok ewangelickiego biskupa Johannesa Hanselmanna. Kiedy triumfalnie wybrzmiał ostatni dźwięk jednej z wielkich kantat Bacha, spontanicznie popatrzyliśmy na siebie i powiedzieliśmy: «Ten, kto to słyszał, wie, że wiara jest prawdziwa». Muzyka ta wyraża tak niesłychaną siłę obecnej w niej rzeczywistości, że człowiek wie (…), że coś takiego nie może pochodzić z pustki; mogło się to zrodzić jedynie z mocy prawdy, która uobecnia się w natchnieniu kompozytora” (W drodze do Jezusa Chrystusa, Kraków 2004). Upraszczając, możemy powiedzieć, że pięknem jest to, co budzi zachwyt, podziw. Na to jednak niektórzy mogą protestować, podobnie jak wyraził to Gombrowiczowski Gałkiewicz z Ferdydurke: „Ale kiedy ja się wcale nie zachwycam! Nie zajmuje mnie! […] Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?”. Dokładnie tak reaguje wielu młodych ludzi na rzeczy związane z religią, zwłaszcza z chrześcijaństwem. Gdy słyszymy, że msza jest nudna, a katecheza to strata czasu, kusi nas, dorosłych, by zacytować polonistę „Bladaczkę”: „Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca”. Po cichu przyznajemy jednak młodym rację, gdy wspomnimy na kicz obecny w niektórych kościołach, tak daleki od wielkiej sztuki, którą przywoływał kard. Ratzinger.
piękny Pasterz
O co więc chodzi, gdy mówimy o pięknie chrześcijaństwa? Najprościej mówiąc – o Jezusa Chrystusa i Jego Ewangelię. „Ja jestem dobrym pasterzem” – mówi Jezus o sobie w Ewangelii św. Jana. Co ciekawe, w tekście greckim w miejsce polskiego słowa „dobry”, odnajdujemy kalos, co oznacza bardziej: dobry w sposób atrakcyjny, piękny, szlachetny. Można by więc przetłumaczyć ten werset tak: „Ja jestem pięknym pasterzem”, choć nie chodzi tu o piękno związane z urodą, proporcjami ciała itp. Jezus tłumaczy dalej, że źródłem tego piękna jest miłość do nas i gotowość do poświęcenia za nas swego życia: „Dobry (piękny) pasterz daje życie swoje za owce. (…) Jestem dobrym (pięknym) pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają (…). Życie moje oddaję za owce” (J 10,11.14-15). Chyba najlepszym komentarzem do tego tekstu są słowa z Norwidowskiego Promethidionu: „Cóż wiesz o pięknem? – Kształtem jest Miłości”.
pozwolić się uwieść Jezusowi
Jeżeli wzruszają cię bohaterzy filmowi, oddający życie dla „sprawy” bądź za przyjaciół; jeżeli zachwycasz się pięknem miłości macierzyńskiej, a jednocześnie nie dostrzegasz nic pięknego w Ewangelii, to może pomyliłeś samą Ewangelię z mizerną oprawą, jaką stanowią dla niej znani ci chrześcijanie? Czy wzgardziłbyś fantastycznym winem tylko dlatego, że podano je w nieeleganckim kubku?
A może problemem jest to, że historię Jezusa pamiętasz tylko jako wzruszającą opowieść z dzieciństwa, ale teraz opowiastki o wołku i osiołku, o wskrzeszeniu Łazarza czy wodzie zamienionej w wino wywołują już tylko uśmiech? Mimo wszystko jestem pewna, że warto wziąć do ręki tekst Ewangelii i dać się uwieść Temu, na którego słowo rybacy, celnicy i inni pozostawiali swoją pracę, by za Nim pójść. Warto ulec czarowi dobroci i miłości Tego, którego serce jest zawsze otwarte dla znękanych na duchu, zagubionych, poranionych, który dotykał największych ludzkich brudów, aby je oczyścić.
Życie chrześcijańskie nie rodzi się z lęku przed karą Bożą, ze spełniania przepisów i przykazań czy obowiązków religijnych, ale z odkrycia piękna Boga – chwały Bożej jaśniejącej na obliczu Chrystusa. Wspaniale wyraził to św. Augustyn, po długich latach poszukiwania prawdy, w swoich Wyznaniach: „Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem. W głębi duszy byłaś, a ja się po świecie błąkałem i tam szukałem Ciebie, bezładnie chwytając rzeczy piękne, które stworzyłaś. (…) Zabłysnęłaś, zajaśniałaś jak błyskawica, rozświetliłaś ślepotę moją. Rozlałaś woń, odetchnąłem nią – i oto dyszę pragnieniem Ciebie. Skosztowałem – i oto głodny jestem, i łaknę. Dotknęłaś mnie – i zapłonąłem tęsknotą za pokojem Twoim”. Oby to doświadczenie piękna Ewangelii stało się udziałem każdego z nas!