Z s. Anną Bałchan, streetworkerką, prezesem Stowarzyszenia Po-Moc, o współczesnym niewolnictwie i licznych pomysłach na mądrą pomoc rozmawia Michał Tomaka.
Siostry imię zakonne to Anna. Imię to miała mama Maryi , św. Anna, która wychowała najcnotliwszą i najdoskonalszą kobietę wszechczasów. Czy to nie jest przedziwne, że Siostra też opiekuje się kobietami, tyle że z przeszłością z problemami?
Nasze Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej powstało w XIX wieku we Wrocławiu. Wtedy rozwijał się przemysł, wiele kobiet przyjeżdżało ze wsi do miast w poszukiwaniu pracy. Często padały ofiarami ludzi, którzy chcieli wykorzystać kryzysową sytuację w ich życiu. Problemy były tak wielkie, że władze świeckie zwróciły się do ówczesnego biskupa o pomoc. I tak nasz założyciel – Jan Schneider – z garstką ofiarnych kobiet założyli stowarzyszenie, które dało początek Zgromadzeniu.
Imię Anna znaczy łaska. I ja, i moje współsiostry poczytujemy sobie za łaskę to, by móc towarzyszyć dzisiejszym kobietom.
Siostra czuwa nad podopiecznymi, a one stają się wartościowymi kobietami, znającymi swoją godność i wartość. Zaczynają sięgać po ideał, odnajdują cel, do którego potem dążą, czyż nie?
My staramy się stworzyć warunki i mądrze towarzyszyć. Jesteśmy zespołem terapeutów, prawników, lekarzy, którzy służą. Reszta jest zależna od osobistej relacji z Panem, a to zawsze jest tajemnicą.
Stowarzyszenie Po-Moc, którego Siostra jest Prezesem, pomaga kobietom w różnej potrzebie, z różnymi problemami… Z czym dokładniej?
Dzisiejsze problemy kobiet to brak pracy czy możliwości uzupełnienia wykształcenia zawodowego; problemy małżeńskie, wychowawcze, wczesnego rodzicielstwa, są też rany porzucenia, wykorzystania seksualnego, aborcji, handlu ludźmi. Można by napisać książkę o tym, z czym trzeba się mierzyć.
Zaczęło się od pomocy kobietom prostytuującym się, ale obecne pole działalności Stowarzyszenia uległo rozszerzeniu…
Wcale nie zaczęło się od kobiet prostytuujących się. To media nagłośniły tę posługę, bo jest to medialne. Kobiety doświadczające procederu prostytucji, na ulicy czy gdziekolwiek indziej, z jakiegoś powodu tam się znalazły i potrzebują pomocy, wsparcia, a nie oceny.
W opisie swojej działalności Stowarzyszenie wspomina też o streetworkingu. Co to właściwie jest?
To, co robiło wielu ludzi Kościoła na wezwanie Jezusa: „Idźcie na cały świat.., idźcie na place waszych miast”, mówcie o wielkiej miłości Boga do człowieka. Nieście nadzieję. „Tylko w Bogu jest uleczenie naszych ran i NOWE życie”. Nic nowego.
To teraz może troszkę inny aspekt. Nie co, ale skąd – skąd biorą się problemy tych kobiet?
Największym problemem dzisiejszych czasów to brak więzi rodzinnych, relacji, stałości, walka o lepsze materialnie życie za cenę wzajemnych relacji.
Dziewczyna, kobieta, czy jej rodzina ma pewne potrzeby, których nie da rady zaspokoić w rodzinnym mieście, kraju i decyduje się na wyjazd. Po przyjeździe rzeczywistość jednak brutalnie odbiega od tej wymarzonej… Osobami z takimi problemami też zajmuje się fundacja…
W czasie naszej pracy z kobietami odkryłyśmy to przerażające zjawisko jakim jest handel ludźmi. Robimy specjalne programy „Bezpieczna praca”, przygotowujące młodych ludzi, którzy myślą o pracy za granicą, do wyjazdu oraz by mogli pojechać tam przygotowani i wiedzieli, co podpisują. Dla mnie to było szokujące odkrycie: niewolnictwo kojarzyło mi się z dawnymi czasami – czarny ląd itd. Jego formy są jednak różne. To może być ściągnięcie kobiety z dzieckiem, by żyć z jej socjalu; często aranżuje się z tego powodu fikcyjne małżeństwa. Chodzi tu głównie o samotne matki. Robi się to pod pozorem pomocy, znalezienia pracy. Okazuje się tymczasem, że jest to praca niewolnicza: opiekują się non stop kimś z rodziny bez wolnego dnia za niewielkie pieniądze. Nie mają możliwości kontaktu z bliskimi, są poniżane i zastraszane. Zdarza się także, że pracują na plantacjach bez umowy albo bez żadnej korzyści dla pracownika. Są też przypadki udawania miłości, a potem sprzedawania kobiet, słowem – uwodzenie. Często wykorzystywane są też mechanizmy długu polegającego na tym, że finansuje się przejazd osoby, nocleg, wyżywienie. Mówią: odpracujesz to oddasz, ale jest to tak naliczane, że nie jest to możliwe.
Teraz może popatrzmy na działania Stowarzyszenia: jak wygląda pomoc kobietom potrzebującym? Sama terapia, czy może są jeszcze jakieś dalsze kroki?
Prowadzimy ośrodek dla kobiet i dzieci – ofiar przemocy domowej i ofiar handlu ludźmi. Uczymy porozumienia, gospodarowania zasobami, organizujemy kursy zawodowe, pomoc w znalezieniu pracy, mieszkania. Jest także wsparcie duchowe. Chodzi o to, by kobieta mogła żyć samodzielnie. W klasztorze mamy gabinety, gdzie przyjmuje terapeuta, prawnik, konsultant. Prowadzimy projekty aktywizujące. Ilość osób potrzebujących jest większa niż możemy pomóc. Ośrodek to max 15 osób. Jest to praca kompleksowa wraz z rozwojem relacji matka – dziecko.
Stowarzyszenie organizuje również różne szkolenia i warsztaty podnoszące kwalifikacje zawodowe i pomagające w znalezieniu pracy, tak? Czy pośredniczy też może w samym znalezieniu pracy, mieszkania?
Pomaga, ale nie załatwia za kogoś. Mamy dwa mieszkania readaptacyjne zanim ktoś nie otrzyma swojego mieszkania z zasobów miasta, za które sobie Panie płacą. No cóż, potrzeb jest więcej niż możliwości, ale jeśli ktoś naprawdę chce i jest gotowy, to wszystko się układa.
Planuje Siostra wraz z Stowarzyszeniem jakieś kolejne kroki na drodze rozwoju na najbliższe lata, jeśli mogę oczywiście spytać?
Tak! Chcemy zaprosić do wsparcia wszystkich, dla których relacje i więzi, a także życie w wolności i godności są ważne!
Zbieramy fundusze na budowę żłobka z odziałem przedszkolnym z salą warsztatową, profesjonalną kuchnią oraz na Centrum Opiekuńczo-Rozwojowe św. Józefa.
CENTRUM POWSTAJE, BY:
- zapewnić profesjonalną opiekę dla dzieci w wieku od 6 miesięcy do 5 lat;
- organizować warsztaty dla rodziców i dziadków oraz tych, dla których ważne jest tworzenie więzi rodzinnych oraz wspieranie dziecka w indywidualnym rozwoju;
- pomóc kobietom w kryzysie podjąć pracę (staże i kursy zawodowe).