Piotr* zaczepiał ludzi w okolicach Małopolskiego Dworca Autobusowego. Niski, przygarbiony mężczyzna z zarostem, za którym skrywała się może trzydziestopięcioletnia twarz. Miał na sobie brudną, ciemnozieloną kurtkę, czapkę nieporadnie zaciągniętą na jedno ucho i poprute rękawiczki, którymi próbował ogrzać zniszczone dłonie.
Poprosił o coś ciepłego do jedzenia, ze wstydem wskazując na budkę, w której sprzedawano hamburgery. Bilans wydatków był zaskakujący: sześć wydanych złotych to nakarmione dwie osoby. Piotr nie chciał jeść sam. Po prostu zawołał kolegę i wręczył mu połowę swojej porcji. Z zaskoczeniem przyjął pytanie o to, czego chciałby się napić. Po dwóch łykach kawy, wycierając chusteczką resztki sosu z brody, opowiedział, dlaczego mieszka na ulicy. „W domu regularnie dostawałem lanie. Ojciec znęcał się nad nami. Dopiero kiedy miałem jakieś osiemnaście lat, sam dałem mu w mordę. Miałem dość. Na drugi dzień znalazłem ojca martwego. Chyba nie zniósł tego, że go pobiłem. Powiesił się. Czułem się winny, nadal się czuję. Po jego pogrzebie uciekłem z domu. To było jakieś piętnaście, siedemnaście lat temu. Od tamtej pory nie mam gdzie mieszkać. Nie umiem znaleźć sobie miejsca” – mówił z ogromnym bólem w głosie, jednocześnie ogrzewając zmarznięte dłonie.
bezdomność na papierze
Ustawa o pomocy społecznej z dnia 12 marca 2004 roku definiuje osobę bezdomną jako „osobę niezamieszkującą w lokalu mieszkalnym, w rozumieniu przepisów o ochronie praw lokatorów i mieszkaniowym zasobie gminy, i niezameldowaną na pobyt stały, w rozumieniu przepisów o ewidencji ludności i dowodach osobistych, a także osobę niezamieszkującą w lokalu mieszkalnym i zameldowaną na pobyt stały w lokalu, w którym nie ma możliwości zamieszkania”. W tym rozumieniu osobą bezdomną jest osoba, która „nie zamieszkuje w lokalu mieszkalnym, nie jest zameldowana na pobyt stały lub jest zameldowana na pobyt stały w lokalu, w którym nie ma możliwości zamieszkania”.
W Polsce jest około 600 placówek noclegowych, z możliwością przyjęcia ponad 26 tys. osób. To nadal za mało. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej opublikowało raport zawierający dane z ogólnopolskiego liczenia osób bezdomnych, które odbyło się na początku 2015 roku. Według tego dokumentu liczba bezdomnych przekroczyła 36 tys. osób. To dane oficjalne. Do ilu osób nie udało się dotrzeć? Tego się nie dowiemy. Sami organizatorzy tej akcji przyznali, że nie jest to możliwe. Bezdomni przecież ciągle zmieniają miejsca pobytu. Poza tym nie da się sprawdzić każdego kanału ciepłowniczego, pustostanu, lasu i ogródka działkowego. Tam też „mieszkają” bezdomni.
trzy tysiące talerzy
Ulicą Krakowską, tą samą, przy której mieści się Przytulisko św. br. Alberta, w stronę wzgórza wawelskiego przejeżdża w szczycie komunikacyjnym około dwóch tysięcy osób. W tym samym czasie, po drugiej stronie ulicy, u braci rozlewanych jest 100 porcji ciepłej zupy dla ubogich. Miesięcznie jest to ponad trzy tysiące racji żywnościowych. Zimą potrzeby rosną, co widać po kolejce osób ustawiających się po – być może – jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia. Nie sposób nie zadać sobie fundamentalnego pytania: Czy w świecie, w którym przelewa się od dobrobytu, bezdomność i ubóstwo tak wielu ludzi nie jest skandalem? Tylko w Polsce marnuje się rocznie około dziewięć milionów ton jedzenia. Stawia nas to na niechlubnym piątym miejscu pośród krajów europejskich.
„W naszym Przytulisku znajduje się 90 mężczyzn. Mieszkają u nas, dopóki sami nie staną na nogi albo nie dostaną miejsca w ośrodku pomocy społecznej. Są też tacy, którzy już nie potrafią samodzielnie funkcjonować i potrzebują stałej opieki. Poza tym codziennie przychodzą ubodzy z zewnątrz, często pytają o skarpety i buty, o odzież” – mówi br. Kamil, albertyn. „Dla br. Alberta Chmielowskiego ważne było to, by ubogim przywracać poczucie własnej godności. Wiedział, że praca mogła w tym pomóc. Dlatego mamy fundację, w której pracują nasi ubodzy. Zajmują się m.in. przetwarzaniem surowców wtórnych. Dzięki swojej pracy mają wynagrodzenie, ubezpieczenie. Część osób ma u nas zameldowanie czasowe. Niektórzy po kilku latach pracy i oszczędzania mogą już wynająć swoje mieszkanie i wrócić «do świata». Ci, którzy nie mogą pracować, mają obowiązki w domu. Staramy się tym mężczyznom pokazać, że ich praca, nawet najmniejsza, ma wartość” – kontynuuje br. Kamil. W Przytulisku znaleźć można m.in. mężczyznę, który potrafi pięknie kaligrafować. Ktoś inny jest rzeźbiarzem. Jest sporo artystów. „Tak naprawdę mamy tutaj fachowców od A do Z” – przyznaje albertyn.
Mateusz, jeden z wolontariuszy, początkowo nie chciał przyznawać się do swojej działalności w stowarzyszeniu Exodus. Po prostu mówił, że „musi już kończyć”, przerywał rozmowę i szybko się żegnał. Dopiero po jakimś czasie wysłał wiadomość: „Pomagamy osobom bezdomnym i uzależnionym. Jeździmy i zaglądamy do tych miejsc, gdzie sypiają. Przychodzimy z kanapkami, herbatą. Dajemy więc tyle, na ile nas stać. Czasem szukamy dla kogoś pracy. Rzucamy koło ratunkowe”.
„zawsze macie ubogich u siebie”
„«Na co takie marnotrawstwo? Przecież można było drogo to [olejek – przyp.red.] sprzedać i rozdać ubogim». Lecz Jezus zauważył to i rzekł do nich: «Czemu sprawiacie przykrość tej kobiecie? Dobry uczynek spełniła względem Mnie. Albowiem zawsze ubogich macie u siebie, lecz Mnie nie zawsze macie»” (Mt 26,8b-11). Ten fragment Ewangelii jest zdumiewający. Brzmi trochę tak, jakby Pan Jezus chciał powiedzieć, że na nic społeczna walka z ubóstwem, bezdomnością i wykluczeniem. Dlaczego Ewangelia mówi „zawsze”? „Może ubodzy są po to, żebyśmy się mogli wyzbywać naszego egoizmu?” – zastanawia się br. Kamil. „Przez cały czas muszę się uczyć rezygnować z siebie. Są tacy ubodzy, dla których – od tej ludzkiej strony – warto pracować. Robi się to z przyjemnością, kiedy widzi się, że ktoś się otwiera na pomoc. Jeśli widzę, że ktoś próbuje zmienić sytuację, w jakiej się znalazł, pracuje nad sobą, wtedy jest łatwiej. Ale są też ubodzy, którzy mnie po ludzku denerwują, którzy uczą mnie cierpliwości, uczą mnie, żebym był bardziej łagodny” – kończy albertyn. Mateusz wyjaśnia, dlaczego zdecydował się na wolontariat na ulicy: „Zawsze chciałem działać na rzecz tych najuboższych, najsłabszych. Z różnych powodów. Raz, że w życiu zaznałem wielu trudnych chwil i wiem, jak człowiek bezradny się w nich czuje. Dwa, że to właśnie z tym przesłaniem przychodzi Jezus. By nieść pomoc więźniom, ubogim. By pomóc każdemu, kto tego potrzebuje i co ważne – bezinteresownie. To jest ewangelia: wyciąganie pomocnej dłoni do tych, którzy są na dnie. Zawsze chciałem pomagać, ale wciąż brakowało mi odwagi, żeby się zaangażować. Wtedy spotkałem osobę, która pomogła mi uwierzyć w dobro i w siebie. Pomogła mi dojrzeć do pewnych decyzji. Sprawiła, że zacząłem się dzielić swoim czasem i swoją energią właśnie z bezdomnymi i ubogimi”.
wykluczeni
Wspomniany już wcześniej raport mówi, że ponad 28 tys. osób, a zatem 80 proc. wszystkich bezdomnych to mężczyźni. Kobiety stanowią nieco ponad 14 proc., a dzieci – prawie sześć. Co jest przyczyną tak wielkich dysproporcji? „Jeszcze tego nie rozgryzłem, a w zakonie jestem 18 lat. Może chodzi o to, że kiedy w rodzinie pojawia się konflikt, to dzieci najczęściej zostają z matką, a ojciec odchodzi? Za bezdomnością kryją się różne dramaty. Nasi bezdomni mają często problem z alkoholem, a to doprowadza do rozpadu ich rodzin. Inni są niedostosowani społecznie, jeszcze inni po prostu sobie nie poradzili z trudami życia. Każdy człowiek to osobna historia” – opowiada albertyn. Mateusz myśli podobnie. „Poznajemy tych ludzi i ich, często bardzo trudne, historie. Widzimy łzy bezradności, ale i ogromną chęć zmiany. To są osoby, które chcą często zmienić otoczenie, wyjechać, zacząć od nowa. Trudno się im dziwić. Zdajemy sobie sprawę, że o wiele cięższe są okoliczności ich życia, niż te nasze. Jeszcze bardziej uświadamiamy sobie, jaki człowiek jest mały i słaby. I jak trudno jest tak naprawdę wyciągnąć ich z życiowego dołka. Oni walczą często o życie, bo przekroczenie granicy, po której zaczyna się porażka, może być już drogą bez powrotu. I też byłem tego świadkiem. Świadectwo ich życia – walki i wiary – tak, wiary, jest dla mnie imponujące” – mówi bez zawahania. A jednak w rozmowach z bezdomnymi, jak nieudany refren pojawia się zdanie: „Czujemy się wykluczeni. Ludzie udają, że nas nie widzą. Mijają nas z pogardą, z niechęcią, czasem ktoś zwyzywa od nierobów. Straszą wezwaniem policji i straży miejskiej. Bywa różnie” – przyznają.
W Roku Miłosierdzia w dniach od 11 do 13 listopada podczas jubileuszu ubogich Ojciec Święty spotkał się z ludźmi społecznie wykluczonymi. Zwrócił się do sześciu tysięcy osób tymi słowami: „Przepraszam was za chrześcijan, którzy nie odkrywają w Ewangelii godności was, ubogich; przepraszam was za wszystkie te sytuacje, kiedy chrześcijanie odwrócili się do was plecami”.
Pozostaje zapytać: Czy Franciszek przepraszał także za moją postawę?
*imiona niektórych bohaterów zostały zmienione