To był dobry czas…

z ks. Andrzejem Sawulskim SCJ, jednym z założycieli „Czasu Serca”, rozmawia ks. Krzysztof Zimończyk SCJ

Był ksiądz przy narodzinach „Czasu Serca”. Jak powstał pomysł na wydawanie czasopisma?

Tak bywa, że pomysły są nieraz potrzebą czasu. I tak było w przypadku „Czasu Serca”. Na początku lat dziewięćdziesiątych dojrzała idea wydawania w Prowincji Polskiej Księży Sercanów pisma, skierowanego do tych, których nazywamy dobroczyńcami sercanów, a także do szerszej grupy Czytelników, którym jest bliska duchowość Serca Jezusa. Sprzyjał także temu klimat zmian, jakie nastąpiły w Polsce po 1989 roku, zachęcający instytucje kościelne do pracy na polu środków społecznego przekazu. Jak „grzyby po deszczu” rosły w różnych zakonach i diecezjach rozgłośnie radiowe, pojawiały się nowe tytuły prasowe, powstawały wydawnictwa. Zdecydowano się i u nas na wydawanie najpierw czasopisma, a w przyszłości założenie wydawnictwa z prawdziwego zdarzenia.

W tym czasie wracał z Rzymu po studiach ks. Stanisław Król, rocznikowy kolega, który zaproponował współpracę w tworzeniu pisma. Dostaliśmy „zielone światło” i zabraliśmy się do roboty. W piwnicy domu macierzystego w Krakowie Płaszowie urządziliśmy redakcję. Żartowaliśmy, że działamy jeszcze w podziemiu, gdy w kraju zapanowała wolność. Tam też, przygotowaliśmy pierwszy numer kwartalnika, który ukazał się na święta Bożego Narodzenia 1991 roku.

Skąd się wziął tytuł „Czas Serca”?

To trochę nietypowa historia. Otóż, gdy tworzyliśmy nowe pismo, w Krakowie przestała wychodzić gazeta „Czas Krakowski”. Był to jeden z lepszych, reaktywowanych po 1989 roku dzienników, posiadający stałą rubrykę religijną, co było pewną nowością. Pomyślałem, że skoro upadł „Czas Krakowski”, to może powstać „Czas Serca” i taki tytuł zaproponowałem. Propozycji było więcej, ale ostatecznie zostaliśmy przy tym pomyśle. Poza tym, w jakiś sposób nawiązywał on do tego, co przeżywaliśmy w tamtych latach po odzyskaniu niepodległości. To znaczy, odczuwaliśmy jakiś nowy powiew czasu, dający nadzieję wielu ludziom, w tym Kościołowi. To był także dobry czas dla sercanów, by za pomocą nowego czasopisma, przybliżyć Czytelnikom bogactwo kultu Serca Jezusowego i zaproponować włączenie się w budowanie cywilizacji miłości.

Jak wyglądała praca redakcji przy pierwszych numerach? Skąd pomysły na tematy poszczególnych działów i artykułów?

Trzon pierwszej redakcji stanowili księża, którzy na co dzień zajmowali się m.in. duszpasterstwem, wykładali na uczelniach. Swoim doświadczeniem wspierał nas były pracownik Radia Watykańskiego ks. Adam Włoch SCJ. Rozglądaliśmy się też za współpracownikami świeckimi, ale oni dołączyli później.

Każdy był odpowiedzialny za swój dział, do którego proponował teksty. Na kolegium była dyskusja i zatwierdzenie numeru. Jako, że byłem odpowiedzialny także za szatę graficzną, dopasowywałem odpowiednie zdjęcie lub rysunki do każdego tekstu. Jerzy Palka, wydawca kartek pocztowych i obrazków religijnych, z którym współpracowaliśmy, pożyczał nam klisze na kolorowe okładki do pierwszych numerów. Potem wiele zdjęć otrzymaliśmy od naszych wydawnictw we Włoszech.

W pomieszczeniu redakcyjnym było mało miejsca. Ale za to wszystko w zasięgu ręki. Pierwszy i następne numery wychodziły spod jednego komputera, drukarki laserowej i skanera. Początkowo pismo schodziło z maszyn w drukarni w Długołęce k. Wrocławia. Nie obyło się bez przygód. W trakcie przygotowywania pierwszego egzemplarza pojawiły się kłopoty z wydrukiem. Tymczasem trzeba było zdążyć na pociąg do Wrocławia. Udało się do niego wsiąść dopiero w Katowicach, po pogoni samochodem.

Z jakimi trudnościami spotykaliście się w pracy redakcyjno-wydawniczej?

Wiele rzeczy robiliśmy bardziej na wyczucie. W większości bowiem nie mieliśmy przygotowania dziennikarskiego i edytorskiego. Ale myślę, że udało się stworzyć swoisty styl pisma, różniący się od innych ukazujących się w tamtym czasie czasopism religijnych. Podkreślali to także Czytelnicy, których uwagi były dla redakcji zawsze ważne, i z którymi udało się nawiązać dobrą łączność.

Trudności lokalowe, jakie były na początku, zmieniły się w 1993 roku, kiedy redakcja i już utworzone wydawnictwo, znalazły swą siedzibę w dużym budynku w ogrodzie. Nawiązaliśmy także kontakt z sercańskimi wydawnictwami we Włoszech, które umożliwiły nam tłumaczenie niektórych artykułów, a także zyskaliśmy więcej autorów publikujących w innych pismach. Zapał był tak duży, iż szybko przeszliśmy z kwartalnika na dwumiesięcznik religijno-społeczny, który wkrótce stał się w pełni kolorowym pismem.

Zawsze z sentymentem będę wspominał początki „Czasu Serca” i radość, jaka nam towarzyszyła, gdy braliśmy do ręki pierwsze egzemplarze, przeglądając kilkadziesiąt razy. Choć wiedzieliśmy, że strona edytorska pozostawiała dużo do życzenia, to i tak cieszyło nas wszystko, co udało się zrobić.

 

Jak Ksiądz ocenia obecnie to pismo?

Mimo, iż mija tyle lat od ukazania się pierwszego numeru „Czasu Serca” i trzymamy przed sobą setny, jubileuszowy egzemplarz, to znajduję w obecnym kształcie pisma coś z tamtych lat. Jakąś kontynuację wypracowanego wtedy charakteru czasopisma. Oczywiście, nieporównywalna jest obecna szata graficzna, której wysoką jakość zapewniają zdobycze techniki komputerowej i drukarskiej. Pismo jednak dalej „pachnie” tamtym „Czasem Serca”, choć powstaje i rozwija się w nowym czasie. To akurat dobra strona czasopisma, któremu życzę dobrej kondycji na następne lata, poszerzania się grona Czytelników i wypracowania mocnej pozycji wśród innych czasopism na rynku wydawniczym. A obecnej redakcji życzę takiego zapału, jaki my mieliśmy w przygotowaniu pierwszych numerów „Czasu Serca”.

Dziękuję za rozmowę.

Avatar

Author: ks. Krzysztof Zimończyk SCJ

Share This Post On

Submit a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.