Miłość w ofensywie
Historia pokazuje, jak przeszliśmy od ciężkiej pokuty do prawdy wyrażonej przez papieża Franciszka w sposób lakoniczny, że „Bóg nie męczy się przebaczaniem nam”, najwyżej my się męczymy w wyznawaniu win. Warto sobie uświadomić, jaką drogę odbył Kościół, by odczytać w pełni zamiary Boga.
Miłości nie można zatrzymać
Niesamowite jest to, że także Chrystus wpisuje się w ludzkie doświadczenie drogi. Jego nauczanie odbywa się w drodze. Nie ma On miejsca, gdzie mógłby głowę skłonić. Nigdzie nie pozostaje dłużej, niż rzeczywiście potrzeba. Ze swoim świadectwem miłości, na które składa się słowo i znak, przemierza palestyńską ziemię, bo w różnych miejscach znajdują się ludzie, którzy potrzebują impulsu do drogi.
Miłość rozpoznaje się po znakach…
Obmycie uczniom nóg podczas ostatniej wieczerzy czy gest łamania chleba dla uciekinierów z Emaus to tylko niektóre symbole świadczące o szczególnej trosce Chrystusa o swoich uczniów. Jednak najbardziej czytelnymi znakami Jego zainteresowania człowiekiem i jego kondycją, nierzadko biedą, były Jezusowe cuda. Liczne uzdrowienia, wskrzeszenie Łazarza, nakarmienie wielu ludzi potwierdzają wyjątkowość Jezusa, ale nade wszystko ukazują troskę Boga o swój lud i o każdego z osobna.
Miłość można obudzić…
Uśpienie sprawia, że żyjemy jakby obok Boga, tracimy przeświadczenie o Jego wpływie na naszą codzienność, gubimy wrażliwość pomagającą w odczytywaniu znaków Jego miłości, których ostatecznie nie brakuje w życiu każdego człowieka. Słabnie w nas realistyczne spojrzenie na kruchość ludzkich możliwości, a w wyborach kierujemy się niejako sennymi marzeniami o znaczeniu jednostki, wyższości prawa stanowionego przez ludzi nad prawem Bożym lub naturalnym.
Cud znad Wisły, czyli the perfect way is love
Wiara zdecydowanie pozwala mi zauważyć sens życia, w jego poszczególnych momentach i nawet z pewnej perspektywy. Gdy przyglądam się swojej przeszłości po nawróceniu: studiom politologicznym, zajęciom u Krzysztofa Zanussiego, potem studiowaniu filologii klasycznej, sześciomiesięcznemu stypendium i pobytowi w Indonezji, a następnie niby przypadkowemu trafieniu na studia do niemieckiego Fryburga, w którym po jednej z Mszy św. poznałem swoją dziewczynę Iwonę, nie mogę tego wszystkiego traktować jak przypadku.