Sztuka obchodzenia się ze słabościami

Do redakcji nadeszło kilka listów, w których zawarte jest pytanie o „chrześcijańskie” podejście do życiowych problemów. W jednym z nich pani Monika T. tak wyraża swoją wątpliwość: „Naśladowanie Jezusa przez niesienie krzyża trąci naiwnością. Czy nie należy walczyć ze swoimi słabościami? Czy wreszcie nie lepiej myśleć pozytywnie i osiągać sukcesy?”. W chwilach, kiedy nasze życiowe plany nie wychodzą, zadajemy sobie – tak jak uczyniła to pani Monika – pytanie, które można uprościć do: „Jak należy myśleć?”.

próby zmiany myślenia
Fakt, że potrzebujemy zmieniać myślenie, by przeżyć pełniej życie, potwierdza utrzymywanie się w ostatnich latach na listach bestsellerów poradników na temat pozytywnego myślenia. Neuro­bio­lodzy wykazali, że zmiana samego sposobu myślenia, a przez to oceny siebie i otoczenia, pocią­ga za sobą zmiany na poziomie molekularnym mózgu, co ma dodatni wpływ na cały orga­nizm. Po okresie pierwszych zachwytów nad metodą, która miała być prostą drogą do szczę­ścia, zorien­to­wano się, że czegoś jej brakuje. Z czasem tzw. pozytywne myślenie staje się celem samym w sobie i żeby ciągle poprawnie, pozytywnie myśleć należałoby odrzucać wątpli­wo­ści i ukrywać słabości. Czyli znowu mocno ograniczyć i zautomatyzować w inny sposób swoje myśli. Poprzedni schemat myślowy zostaje zamieniony na inny – tyle, że nastroszony sloganami. Brak spodzie­wa­nego szczęścia, prowadzi nieuchronnie do rezygnacji.

miłość prawdziwa czy iluzoryczna
W odpowiedzi na ten dojmujący wniosek, odkryto coś, co od zawsze było oczywiste – mianowicie, że człowiek, by być szczęśliwym, potrzebuje być kochanym. Niektórzy psychoterapeuci wpadli na pomysł, by ich klienci wymyślili sobie taką osobę, która ich absolutnie kocha, jest dla nich wyrozumiała, czuła, dobra i zawsze pełna miłości. Niektórzy lubią tak fantazjować. Gdyby taka osoba rzeczywiście przy nich była, najprawdopodobniej nie było by potrzeby terapii. Problem zaczyna się znowu, kiedy w obliczu realnych trudności, ta wymyślona osoba ma (!) konkretnie pomóc. Fantazja też jest ograniczona. Mnie na te próby okrążania prawdy o człowieku, która jest nierozerwalna z prawdą o Bogu, nasuwa się pytanie, czy człowiek naprawdę zapomniał o swoim Stwórcy, albo czy to lęk przed niepoprawnością naukowo-polityczną każe pomijać Osobę Chrystusa?

szkoła Jezusa
Jezus nie poprzestaje na życzeniach, byśmy byli szczęśliwi, ale sam zobowiązuje się do tego, że nas pokrzepi i da nam radość wieczną. Trzeba jednak zauważyć, że ta obietnica wymaga z naszej strony pewnej inicjatywy. On nie narzuca się, ale czeka na wszystkich obciążonych i słabych. Wcale nie oczekuje, by się wykazać radzeniem sobie samemu, trudem w walce ze swoimi słabościami ani wyczynami w poskramianiu grzechów. Wygląda na to, że jak długo człowiek liczy na samego siebie, tak długo nie ma co liczyć na pomoc Boga. Jezus uczy nowego myślenia poprzez własne doświadczenie. Kwintesencja Jego nauki to: „Naśladujcie mnie”. Jezus nie zrealizował celu swojego życia poprzez cuda, lecz poprzez śmierć. W chwili zdawałoby się Jego klęski na krzyżu, osiągnął chwałę. Święty Paweł przeszedł przez tę szkołę, dlatego mówi wprost o potrzebie zmiany myślenia (por. Rz 12,2 i Ef 4,23), żeby po pierwsze – wyczulić zmysł duchowy, a po drugie – stawać się człowiekiem w pełni. Ideą przewodnią jest to, że nasze słabości – za przyzwoleniem z naszej strony – stają się bramą do Bożej interwencji. Pierwsze zadanie polega na poznaniu samego siebie.

odkrywanie samego siebie
Ludzie, obojętnie czy myślą negatywnie, czy pozytywnie, są zaangażowani w snucie planów na przyszłość. Własnej produkcji ambicje starają się przeszczepić na najbliższych i całe swoje życie podporządkować ich realizacji. Wedle swoich planów stale walczą, by usuwać przeciwności i za­grożenia. Inwestują w zabezpieczenia i budują swój wizerunek. Są też tacy, choć ich jest zdecydowanie mniej, którym życie toczy się praktycznie bez przeszkód. Szybko osiągają sukcesy i powodzenie. Po jakimś czasie ci pierwsi odkrywają, że włożony wysiłek wcale nie czyni ich szczęśliwymi. Zaś ci drudzy odkrywają – ku niezrozumieniu tych pierwszych – nieznośną pustkę, której nie są w stanie wypełnić żadną rzeczą ani używaniem. Pomiędzy tymi dwoma skrajnościami jest cała rzesza takich, którym się wydaje, że jak osiągną to czy tamto, to dopiero będą szczęśliwi i ich życie się ułoży. Rozczarowanie pozostaje już tylko kwestią czasu. Są jeszcze tacy, którzy już na progu dojrzałego życia uznają służbę Bogu za najlepszy wybór i mówią „tak” na dar powołania do kapłaństwa lub życia zakonnego.

z ciemności w stronę światła
Według szkoły Jezusa zamiast myśleć: „Musisz być silny, musisz walczyć ze swoimi słabościami, musisz się wykazać, musisz osiągnąć sukces i podziw otoczenia, itp.”, należy rozeznać swoje słabości, niedomagania, źródła frustracji i niepokoju. Im ich więcej i im są bardziej nasilone – tym paradoksalnie lepiej. Im mniej mamy punktów podparcia dla swych kombinacji, tym łatwiej wyjść „poza kwadrat”… i zacząć myśleć ewangelicznie. Święty Paweł nauczył się chlubić ze swoich słabości (por. 2 Kor 11). To może zakrawać na szaleństwo – nie tak przecież jesteśmy wychowani. Byłoby też czystym szaleństwem, gdybyśmy na tym tylko poprzestali. Nasza zmiana myślenia ma polegać przede wszystkim na uznaniu Boga, który jest ponad wszystko – także ponad nasze problemy i ciemności. Święty Paweł wiedział, że Jezus wzmocnił go tam, gdzie on sam uznał się za słabego. Tak naprawdę proces rezygnacji ze swojego egoizmu i kapitulacji przed samym sobą jest bolesny i długi. Trzeba silnej wiary i radykalizmu, żeby zaufać tej szkole (por. 1 Kor 15,19-34).

podsumowanie
Wracając do naszego pytania – jeżeli za sukces obieramy nieprzemijające szczęście, to trzeba myśleć pozytywnie – z zastrzeżeniem, że to pozytywnie myślenie musi być oparte na Prawdzie. Jego poręczycielem jest Osoba Jezusa. Z początku dowodem prawdziwości Jego nauki jest wiara (por. Hbr 11,1), potem w miarę rodzącej się zażyłości z samym Jezusem staje się oczywiste, że wszystko inne jest tylko namiastką szczęścia. Wtedy nawet przeżywając obiektywne cierpienie, doświadcza się głębokiej radości i pokoju. Mistyka w obliczu jakiegokolwiek cierpienia zawsze daje siłę i żywą nadzieję.

Avatar

Author: Joanna Jonderko-Bęczkowska

Share This Post On

Submit a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.