Święta Bożego Narodzenia, nawet gdy śnieżnobiałe i z suto zastawionym stołem, zawsze będą niosły zgrzyt. Nawet wbrew Izajaszowym zapewnieniom, że to Syn zostaje nam dany, Ten, którego nazywać będą: „Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju” (Iz 9,5). Dlaczego w święta czasem czujemy się niekomfortowo? Z różnych powodów. Bo trzeba nam łamać się opłatkiem z tymi, którym trudno na co dzień spojrzeć w oczy. Bo dobrze wiemy, że wigilijny stół nie rozwiąże problemów i narosłych blizn. A to dlatego, że kolorowe reklamowe obrazy świątecznych chwil nijak mają się do szarości naszego świątecznego obrusa i zamożności portfela. I pewnie też z tego powodu, że i pokoju często brak we wnętrzu nas samych… Gdyby przedświąteczne konfesjonały mogły mówić…
Czy i te święta, i poświąteczne chwile muszą zgrzytać w naszym życiu? Nie. Absolutnie nie jesteśmy zdeterminowani miernotą. Trzeba jednak zmienić własne przyzwyczajenia. By z życiowych doradców – często zgorzkniałych, widzących wszędzie czyhające zło – zrezygnować na rzecz Tego Przedziwnego, który zamiast patrzenia wstecz i rozdrapywania ran daje nową perspektywę. Co bowiem bardziej popycha nas do autentycznego nawrócenia? Świadomość ciężaru popełnionych grzechów czy uzmysłowienie sobie szansy na niebo?
I znów świętujemy narodzenie Księcia Pokoju, który nie tyle jest ostatnią deską ratunku dla ginącego świata, na której trzeba od niebezpieczeństwa czmychnąć, co Emmanuelem – Bogiem z nami, który pozwala nam bezpiecznie przepłynąć przez życie, mądrze z niego korzystając.
Piszemy zatem o Ziemi Świętej, piątej Ewangelii, której skosztowanie pozwoli rozsmakować się w czytanych biblijnych fragmentach. Ziemi nadal skandalicznie krwawej nie tyle skandalem samego braku pokoju, ile rozgoryczenia, że to wierzący w tego samego Boga okładają się po głowach. Bo czy tam, gdzie obficie wylewa się łaska, nie wzmaga się często również i grzech?
Bo o zapełnienie woła nie tyle puste miejsce przy wigilijnym stole, co pustka w sercu. Niech więc przyjdzie Bóg Mocny, który bardziej niż z tanim poklepywaniem po ramieniu i hasłem: „Jakoś to będzie”, przyjdzie ze słowem Dobrej Nowiny. Byśmy wreszcie poznali, autentycznie doświadczyli, że nie jesteśmy sierotami, mamy bowiem odwiecznego Ojca. Ojca, który nie tylko w swojej obecności jest odwieczny, ale w miłości. Odwieczny, czyli kochający od zawsze, na zawsze.
Czytelnikom, tym wiernym i tym zaglądającym od czasu do czasu na łamy „Czasu Serca”, życzymy, by doświadczali obecności kochającego Ojca, nie za coś, ale pomimo braku tego czegoś. Bóg bowiem dzieli się z nami najcenniejszą częścią siebie – swoim Synem.