Fakt bycia wyznawcą Jezusa pociąga za sobą konsekwencję nieustannego trwania w relacji Mistrz – uczeń. I choć w następstwie tej relacji uczeń musi z czasem stać się nauczycielem dla innych, to jednak bez zrywania więzi z Mistrzem, a zatem nieustannego odnoszenia się do Niego.
metoda Jezusa
Czy Jezus był gwiazdą? Showmanem? Na pewno zaskakiwał i prowokował, lecz tym sposobem nie „sprzedawał” siebie, jak sprzedaje się komercyjny produkt bądź usługę. Towarem i usługą Jezusa była miłość Boga do człowieka, a w konsekwencji sam Bóg, który jest Miłością. Stąd nie dziwią Jego słowa: „Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że JA JESTEM i że ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył” (J 8,28). Być głosem Boga oznacza zatem wskazywać i podprowadzać do Bożej nauki.
Jaka była metoda Jezusa w przepowiadaniu? On inspirował,zachęcał, podpowiadał, przestrzegał, zadawał prowokujące pytania. Tym samym nie oceniał. Chciał, by to sam człowiek w spotkaniu z Bogiem w sumieniu ocenił siebie, poznał prawdę o swoim życiu. Oprócz wzruszenia spowodowanego śmiercią przyjaciela Łazarza w domu w Betanii i smutku w Getsemani wywołanym grzechem ludzkim właściwie nie mówił o swoich uczuciach. Nie skupiał uwagi słuchaczy na sobie. Jego jedynym celem było skierowanie serc ludzkich na Ojca. Bo w szczerym spotkaniu serca ludzkiego z Sercem Boga człowiek staje się zdolny właściwie ocenić swoje życie, zło nazwać złem, a dobro dobrem.
gwiazdorska metoda
Duchowni celebryci na początku swojej działalności medialnej często mówią wyłącznie o Bogu. Bywa jednak niekiedy, że z upływem czasu głoszenie Go wycisza się, przechodzi na drugi plan. Ważniejsze staje się osobiste spojrzenie przepowiadającego, jego opinie i wrażenia. Cechy sezonowych gwiazd podobne są do przymiotów niedojrzałego młodzieńca, który spotkaną dziewczynę rozkochuje w sobie do czerwoności, by za chwilę ją porzucić. Powody są różne.Albo chwilowy obiekt westchnień się znudził, albo pojawił się inny, albo zabrakło sił. Duchowny celebryta potrafi rozkochać dość szybko, sprawnie radzi sobie z tysiącami wzdychających serc. Rozczarować potrafi równie szybko. Dzieje się to w momencie, w którym zaciera się granica między głoszeniem Boga a siebie.
autorytarność showmanów religijnych a autorytet Jezusa
W stylu, sposobie ani w treści swoich przemówień Jezus nie pretendował do posiadacza wszechwiedzy, choć przecież mógł. Wskazywał na wszechwiedzę swojego Ojca, który daje poznać prawdę, pozwala doświadczać dobra, uzdalnia dożycia niekłamaną miłością, w końcu rozbudza tęsknotę za niebem. W gruncie rzeczy to nie On sam wzywa do tego, by czynić to i owo, aby osiągnąć zbawienie, zaś unikać tamtego, by źle nie skończyć. Poprzez przypowieści, porównania i nienarzucający się styl przepowiadania skłania otwarte serca słuchaczy do refleksji. Dopiero ona, jako sposób korzystania z wolności i rozumu, prowadzi do podjęcia decyzji pójścia za słowem Boga. Jezus zawstydza, ale nie osądza. Osąd zostawia Ojcu. Pociąga za sobą, lecz nie mówi, że to On daje zbawienie. Nieustannie wskazuje na Ojca.
Niewątpliwie należy cenić duchownych, którzy dzielą się w przestrzeni online słowem Boga i pozostawiają z nim słuchaczy czy widzów. Chodzi przecież o dialog, a w ostateczności spotkanie pomiędzy człowiekiem a Stwórcą. Niedobrze zatem, gdy dialog kończy się na relacji celebryta –odbiorca. Wówczas mamy do czynienia ze zwodzicielem, duchowym uwodzicielem, który rozkochuje w sobie, a następnie porzuca. Warto pamiętać, że człowiek doprowadzony do Boga i rozkochany w Nim oraz Jego słowie nigdy nie jest sam, choćby nawet czuł się samotny.