„Pragnę opisać Kościół –
mój Kościół, który rodzi się wraz ze mną,
lecz ze mną nie umiera – ja też nie umieram z nim,
który mnie stale przerasta –
Kościół: dno bytu mojego i szczyt.
Kościół – korzeń, który zapuszczam w przeszłość
i przyszłość zarazem,
Sakrament mojego istnienia w Bogu,
który jest Ojcem”.
Karol Wojtyła, Stanisław
W tym poemacie, który powstał tuż przed wyborem kard. Karola Wojtyły na urząd Biskupa Rzymu, wyraził on swoje głębokie przemyślenia i uczucia w stosunku do Kościoła. Jego zdaniem ma On bardzo dobrze rozwinięty system korzeni, które czerpią z bogactwa przeszłości, a jednocześnie zapuszczają się również w przyszłość, w tereny jeszcze nieznane. Jest to zatem wizja Kościoła, który wędruje przez dzieje. Czerpie on z doświadczenia minionych wieków oraz idzie wciąż ku przyszłości, by ostatecznie spełnić się jako wspólnota zbawionych w niebie.
Kościół triumfujący czy ogołocony?
Śledząc historię Europy, można odnaleźć epoki, w których Kościół miał w jej ramach „dużo do powiedzenia”, a jego głos liczył się w społeczeństwach. Być może nie do końca zrozumiałym dla nas przykładem takiego fenomenu przeszłości naszego kontynentu była tzw. średniowieczna Christianitas, czyli wizja Europy, w której chrześcijaństwo stanowiło podstawowe i najważniejsze kryterium opisu tożsamości ludzkiej. Społeczność Christianitas była właściwie jednolitym światem, w którym nawet przynależność państwowa odgrywała drugorzędną rolę, gdyż najważniejszym rodzajem społecznego członkostwa były powiązania feudalne.
Z uwagi na pamięć tych doświadczeń może rodzić się w Kościele pewien sentyment za powrotem do tej triumfalnej przeszłości, tym bardziej, że we współczesnej Europie w większości państw nie ma on już takiej siły oddziaływania jak kiedyś. Czy jednak idea tego rodzaju triumfu jest słuszną drogą? Na czym miałaby ona dzisiaj polegać?
Odnosząc się do takiej wizji Kościoła, ks. Tomáš Halík nazywa ją pokusą. Pisze on: „Triumfalizm to wielka pokusa, którą Kościół odrzucił na II Soborze Watykańskim. Odwrotnością triumfalizmu jest kenoza w odniesieniu do Kościoła”. Kenoza oznacza wyniszczenie, ogołocenie. Tym terminem św. Paweł opisuje ofiarę Pana Jezusa na krzyżu, który „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2,7). Poprzez jego wyniszczenie zatriumfowała miłość oraz stało się jasne, jakich dróg używa zbawienie, chodząc po ziemi. Pozorna porażka w postaci przegranej z krzyżującymi oprawcami stanowi w tym przypadku prawdziwy triumf miłości. Również przynależący do Kościoła uczą się stale żyć takim stylem zwyciężania, a tym samym niepopadania w pozorne triumfalizmy. Zwycięstwo nie przychodzi zatem poprzez wędrówki po powierzchownych drogach, lecz właśnie poprzez wybór i zgodę na kenozę, czyli bycie przygotowanym do ofiarowania samego siebie, oddania siebie drugim. Krzyż stanowi symbol tego ofiarowania.
Jesteśmy obecnie świadkami toczącej się w Europie swoistej batalii o obecność krzyża w przestrzeni publicznej. Wielu jest przekonanych, że Europa, mimo że w głównej mierze z chrześcijaństwa czerpie swoją tożsamość, zaczyna odżegnywać się od tego symbolu. Niekoniecznie widać go bowiem w urzędach, szkołach czy parlamentach. Czy jednak krzyż jest właściwie „na swoim miejscu” wówczas, gdy stanowi jedynie symbol dla symbolu, czy wtedy, gdy staje się swoistą drogą życia chrześcijan?
dusza Europy
Kościół przekonuje przede wszystkim życiem swoich wiernych i świadczy, że nie wychodzi on do świata z jakąś kolejną ideologią, ale przede wszystkim z propozycją drogi do wspólnego przebycia. Nie jest on bowiem wyłącznie mniej lub bardziej urzekającą karoserią – być może nawet gdzieniegdzie przyrdzewiałą – lepiej lub gorzej jeżdżącego wozu. Posiada za to potężny silnik napędowy wyrażający się w czynnej miłości, której źródłem jest sam ogołocony Bóg. Wiele wyzwań stoi przed Kościołami lokalnymi, które tworzą Kościół w całej Europie. Polegają one w głównej mierze na tym, by z ewangelizacji nie uczynić indoktrynacji, lecz poprzez swoją działalność podprowadzać ludzi do doświadczenia żyjącego Boga.
Chrześcijaństwo przyczyniło się niewątpliwie do wykreowania tożsamości Europy poprzez syntezę całego dziedzictwa, które powstało również poza nim. Znaczenie Kościoła dla Europy jest zatem niepodważalne. Wydaje się przy tym, że głębszy wymiar tej tożsamości, który stanowi żywa wiara, niestety powoli zanika w społecznościach Starego Kontynentu.
Jak temu zapobiegać? To znaczy, w jaki sposób zapuszczać chrześcijańskie korzenie ku przyszłości? Podpowiedzi może nam udzielić papież Franciszek. Podczas przemówienia w Parlamencie Europejskim diagnozował on sytuację duchową Europy. Zauważył, że podstawową wartością w niej odkrytą jest godność osoby ludzkiej. Podkreślił zarazem, że Europa nie powinna od niej odchodzić. Jest ona bowiem wartością nie tylko obywatelską, lecz przede wszystkim transcendentną. By to lepiej zrozumieć, papież zaproponował interpretację słynnego fresku Rafaela, na którym widnieją Platon i Arystoteles, twórcy Szkoły Ateńskiej. Opisał go w słowach: „Pierwszy z palcem wskazującym w górę, ku światu idei, można powiedzieć ku niebu; drugi wyciągający rękę do przodu, w kierunku widza, ku ziemi, ku konkretnej rzeczywistości. Wydaje mi się, że ten obraz dobrze opisuje Europę i jej historię, na którą składa się ciągłe spotkanie nieba z ziemią, gdzie niebo wskazuje otwarcie na transcendencję, na Boga, co od zawsze wyróżniało Europejczyków, zaś ziemia przedstawia zdolność praktyczną i konkretną poradzenia sobie z sytuacjami i problemami”. Franciszek konkludował swoją refleksję podkreśleniem, że „Europa, która nie jest już w stanie otworzyć się na transcendentny wymiar życia, jest Europą, której powoli grozi zatracenie swej duszy”. Wydaje się, że najlepszą w tym kontekście rolą do obsadzenia przez Kościół jest właśnie otwieranie na ten transcendentny wymiar życia. Kościół jest w stanie ciągle przeobrażać oblicze naszego kontynentu, to znaczy resuscytować Europę, przywracając jej oddechowi czysty powiew Ewangelii. Ona polega natomiast na nawróceniu, które wyraża się przede wszystkim w spotkaniu człowieka z Bogiem, pójściu za Nim nie jako ideą, ale osobą, która przemawia do człowieka.