Realizacja Bożego losu
„Dzisiaj często człowiek nie wie, co kryje się w jego wnętrzu, w głębokości jego duszy i serca. Tak często niepewny sensu życia na tej ziemi i ogarnięty zwątpieniem, które zamienia się w rozpacz. Pozwólcie więc, proszę was, błagam was z pokorą i zaufaniem! Pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka! On jeden ma słowa życia, tak, życia wiecznego.”.
Z homilii Mszy pontyfikalnej Jana Pawła II w dniu 22 października 1978 roku
manipulacja
Amerykańska firma motoryzacyjna zapłaciła 50 tys. dolarów wytwórni filmowej Warner Bros za możliwość użycia nazwy, pochodzącej od kreskówkowego bohatera Strusia Pędziwiatra (Road Runnera), by wylansować nowy samochód Plymouth Road Runner (1969). Żeby potencjalny nabywca ani chwili nie wątpił w wyjątkowe osiągi auta, zostało ono zaszeregowane do tzw. muscle car i dostało logo z podobizną Strusia Pędziwiatra, który zawsze umyka wygłodniałemu kojotowi. Choć wszyscy wiedzą, że auto nie ma mięśni i nijak się ma do ptaka, to kupujący chce go mieć, bo już sama nazwa i logo kojarzy się mu się z siłą i niezwykłymi osiągami. Reklama sugeruje potencjalnemu nabywcy, że będzie silny, pewny i beztroski – jak atleta i Struś Pędziwiatr razem wzięci. Przez takie skojarzenie ukierunkowuje się proces decyzyjny i auto się sprzedaje. Pół biedy, jeżeli damy się omamić reklamie, gorzej, kiedy nie jesteśmy świadomi wewnętrznego zniewolenia. Kiedy się nam wydaje, że robimy coś w „zgodzie z samym sobą”, a w rzeczywistości nie rozumiemy swoich niepokojów, bólów, nieszczęść i zwalamy to na tzw. „ludzki los”. Tylko czy ten los musi pozostać taki przesądzony?
wola na uwięzi
Jan Paweł II, cytując św. Grzegorza z Nyssy w encyklice Veritatis splendor, potwierdza fakt ustawicznej przemiany wszystkich istot. Ludzie przez to, co robią, stają się albo lepszymi, albo gorszymi. Możliwość status quo nie istnieje. Papież porównuje tę przemianę do ponownych narodzin: „Tu jednak narodziny nie są następstwem działania zewnętrznego, jak to jest w przypadku istot cielesnych (…). Są skutkiem wolnego wyboru, tak że w pewien sposób to my sami jesteśmy własnymi rodzicami, samodzielnie stwarzamy samych siebie i poprzez nasze wybory nadajemy sobie kształt, jakiego pragniemy”. Problem w tym, że życiowe wybory, a w konsekwencji również działania mogą zostać „zmanipulowane” poprzez głęboko zakorzenione uczucia odrzucenia, rozczarowania i braku bezpieczeństwa. Takie uczucia pojawiają się bardzo wcześnie, kiedy małe dziecko przeżywa lęk, a zostają utrwalone i wchodzą na stałe do psychiki przez powtarzające się, różne sytuacje lękowe. Są nieodłącznym towarzyszem życia – choć zakamuflowanym – tak długo, jak długo człowiek nie pozna prawdy o samym sobie i nie weźmie własnego losu w swoje ręce. Trzeba dodać, że wcale nie potrzeba sytuacji ekstremalnych lub rażących zaniedbań wychowawczych, by dziecko się bało. Ono jest niezwykle wrażliwe i nie sposób uniknąć narażenia go na stres i lęk, a samo nie potrafi się obronić ani pocieszyć. Te głębokie uczucia kładą się smutnym cieniem na ludzki los, ponieważ ukierunkowują wolę, która wbrew pozorom, przestaje być wolna. Święty Augustyn mówił o „podleganiu nadal słabości” – mimo zgładzenia grzechów przez chrzest. Dla zobrazowania: ktoś, komu nieobce jest uczucie odrzucenia, bo np. brakowało ciepła w rodzinie, były stawiane zbyt wygórowane wymagania itp., będzie miał w życiu dorosłym trudność z utrzymaniem bliskich relacji z innymi i dlatego jakby na zapas, bojąc się ponownego odrzucenia – choć nieświadomie – będzie skłonny raczej sam porzucać lub się nie angażować.
wybór życia
Dziecko staje się niewinną ofiarą wpływu opiekunów, choć ci nie zdają sobie z tego sprawy. Dorastając, podejmuje decyzje, które mu szkodzą, albo nie wie, co ma robić. Jednak, kiedy staje się dorosłym, ponosi pełną odpowiedzialność za swoje czyny i życie. Jako dorosły ma również możliwość ukształtowania siebie na nowo – niezależnie od innych. Żeby nie zdawać się na przypadek albo ściślej – nie pozwolić, by miotało nim emocjonalne piętno z przeszłości, musi wpierw poznać samego siebie – rozeznać potrzeby, tęsknoty i zajrzeć do swojej głębi. To taki rodzaj pustyni, która przydałaby się każdemu na progu dorosłości i nie tylko. Nie da się też obejść bez skupienia. Wtedy często do głosu dochodzą potrzeby duchowe, dotąd niedostrzegane. Dobrze, kiedy z pomocą może przyjść ktoś, kto ma doświadczenie w tym względzie. Bez solidnych podstaw i określonego celu istnieje poważne niebezpieczeństwo „pójścia na łatwiznę” i zaspokajania rodzących się potrzeb duchowych, wdzierającymi się zewsząd populistycznymi nurtami rodem z New Age. Program życia nie może być programem byle jakim ani programem minimum. Dlaczego nie sięgnąć nieba? Jan Paweł II w Redemptor hominis daje następującą receptę: „Człowiek, który chce zrozumieć siebie do końca – nie wedle jakichś tylko doraźnych, częściowych, czasem powierzchownych, a nawet pozornych kryteriów i miar swojej własnej istoty – musi ze swoim niepokojem, niepewnością, a także słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, przybliżyć się do Chrystusa. Musi niejako w Niego wejść z sobą samym, musi sobie «przyswoić», zasymilować całą rzeczywistość Wcielenia i Odkupienia, aby siebie odnaleźć”. Wtedy będzie w stanie przyjąć postawę miłości, by realizować „Boży los”, który „przebija się ponad wszystkie zagadki i niewiadome, ponad krzywizny i manowce «ludzkiego losu» w doczesnym świecie”.
postawa miłości
Przyjęcie „Bożego losu” wiąże się z radykalnym wypracowywaniem postawy miłości. Z taką postawą nikt się nie rodzi. Dochodzi się do niej stopniowo przez świadomą zmianę życiowych celów i myślenia, które dotąd były urabiane przez innych, kiedy głębokie emocje o zabarwieniu lękowym sterowały naszymi skłonnościami. Odtąd spójne życie duchowe ma być taką prowadnicą, która prostuje myśli i wiedzie do nieba. Myślenie można samemu trochę modyfikować, cel można też sobie jakoś wydedukować, ale potrzeba jeszcze jakiegoś ogromnego żaru motywacji, by dotychczasowe życie odmienić i „być własnym rodzicem”. Tego żaru człowiek sam z siebie nie jest w stanie wykrzesać. Musi się przełamać i być łasym na Bożą łaskę. Jaka z tego będzie korzyść, jeżeli ktoś stanie się nagle świadomy swych skrywanych uczuć i tego, że żył trochę jak nakręcana marionetka, jeżeli nie będzie mógł się od tego uwolnić, by żyć lepiej? Popadnie w rozpacz. Przeszłości nie da poprawić, ale można z całą pewnością uwolnić się od jej ciężaru przez trwanie w Miłości. Dzieje się to poprzez mistyczne zjednoczenie człowieka z Chrystusem. Jan Paweł II zdał się bardzo na Maryję i pragnął Jej towarzystwa. Swoimi doświadczeniami podzielił się w encyklice Redemptor hominis w pierwszym roku pontyfikatu: „Jeśli dokona się w człowieku ów dogłębny proces, wówczas owocuje on nie tylko uwielbieniem Boga, ale także głębokim zdumieniem nad sobą samym (…) Jezus Chrystus wychodzi na spotkanie człowieka każdej epoki, również i naszej epoki, z tymi samymi słowami: «poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli» (J 8,32); uczyni was wolnymi. W słowach tych zawiera się podstawowe wymaganie i przestroga zarazem. Jest to wymaganie rzetelnego stosunku do prawdy jako warunek prawdziwej wolności. Jest to równocześnie przestroga przed jakąkolwiek pozorną wolnością, przed wolnością rozumianą powierzchownie, jednostronnie, bez wniknięcia w całą prawdę o człowieku i o świecie. Chrystus przeto również i dziś, po dwóch tysiącach lat, staje wśród nas jako Ten, który przynosi człowiekowi wolność opartą na prawdzie, która człowieka wyzwala od tego, co tę wolność ogranicza, pomniejsza, łamie u samego niejako korzenia, w duszy człowieka, w jego sercu, w jego sumieniu”.