Pokochaj bardziej swoje dziecko
Do pewnego czasu z naszym dzieckiem nie było problemu, aż do momentu dorastania. Nagle urywał się nasz kontakt z Nim. Syn przestał nas słuchać, zaczął się buntować i robić po swojemu. Przestał też chodzić do kościoła. Przypuszczamy, że wpadł w złe towarzystwo, nadużywa alkoholu. Być może pojawiły się i narkotyki…
Ryszard z Gdyni, ojciec dorastającego dziecka
Drogi Ryszardzie,
dobrze rozumiem Twój ból, który jest bólem straty, bo mimo, że dziecko żyje, to czujesz, że umierają Twoje plany i marzenia w stosunku do Niego. Na Twoich oczach kilkunastoletni trud wychowawczy kończy się fiaskiem. Nie tak miało być.
grzebanie w przeszłości niczego nie wyjaśni
Człowiek przejawia tendencje do wałkowania przeszłych wydarzeń, doszukiwania się winnych na przemian z samooskarżeniami. To robienie wymówek, najczęściej współmałżonkowi, zatruwa jeszcze bardziej, już i tak nadwerężoną, atmosferę domową. Unikanie zaś rozmów, zamykanie się w sobie, to tylko przykrywanie gotujących się emocji. Jest jeszcze trzecia możliwość: przyjrzenie się problemowi takim, jakim jest teraz – z boku i z większego dystansu.
pierwszy punkt widzenia
Z jednej strony jest niewdzięczne, zbuntowane dziecko, które łamie wszystkie wpajane mu wzorce. Wybiera towarzystwo, niestroniące od alkoholu ani od narkotyków. Może nawet Nim manipulują.
Z drugiej strony jesteś Ty – pełen obaw, żalu, targany sprzecznymi uczuciami. Najgorsze zaś z nich jest przeżywanie własnej bezsilności. Całkowita niemoc. Dziecka już nie da się nagrodzić ani ukarać. Kompletnie utraciłeś kontrolę nad Nim.
drugi punkt widzenia
Twoje dziecko osiągnęło już wiek, kiedy zaczyna się usamodzielniać. Nie jest bierne. Szuka na własną rękę i nie chce gotowych rad. Odrzuca narzucane Mu szablony. Skoro jest razem z (jak Ty to nazywasz) „złym towarzystwem”, to znaczy, że wśród Nich czuje się akceptowane i bezpieczne. Alkohol i narkotyki działają natychmiast. Dają iluzję, że to Ono ma kontrolę nad otoczeniem. Syn tęskni za czymś nieprzeciętnym i chce być szczęśliwy. Ty nie masz dostępu do Jego obecnego świata.
Boży punkt widzenia
Problem przedstawia się jeszcze całkiem inaczej z punktu widzenia kogoś, kto swą wiedzą ogarnia wszystko w najmniejszym szczególe. Psalmista potwierdza, że Bóg zna dogłębnie każdego człowieka: „Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję. Z daleka przenikasz moje zamysły, widzisz moje działanie i mój spoczynek i wszystkie moje drogi są Ci znane (…). I dobrze znasz moją duszę” (Ps 139[138],2-14).
Zatem musi znać też Twoje dziecko. Ono jest Mu drogie. Mówi do niego: „Drogi jesteś w moich oczach” (Iz 43,4). Widzi też Jego trudności, ale Go nie przekreśla. Czeka na Niego, bo On ma moc uleczyć słabych i obciążonych. Ty też Go obchodzisz. Jest wobec Ciebie konkretny i nie mami Cię iluzoryczną rzeczywistością: „Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość” (1 J 2,17); „Człowiek jak cień przemija, na próżno tyle się niepokoi” (Ps 39[38],7). Dlatego radzi Ci: „Przerzuć swą troskę na Pana, a On cię podtrzyma” (Ps 55[54],23).
psychologia spotyka się z duchowością
Ta oferta Boga musi przełożyć się na konkretne działanie – razem z Tobą. Wiadomo, że to czego nie można zmienić, należy zaakceptować. To bardzo mądra reguła życiowa. Z własnego psychoterapeutycznego doświadczenia wiem, że dobrze przeprowadzony proces akceptacji danej sytuacji, powoduje nieoczekiwanie zmiany tam, gdzie na początku wydawało się to niemożliwe.
Akceptacja wcale nie oznacza beztroski, zdania się na los ani odrzucenia trudności. Przeciwnie, dobrze przeprowadzony proces akceptacji stanowi porządny fundament pozytywnych zmian. Ten proces bywa trudny, bo wymaga najczęściej przebaczenia. Pracując jako psychoterapeuta, doświadczyłam, że kiedy psychoterapia „staje w miejscu” i pojawia się przeszkoda w terapii, to jest to zawsze spowodowane brakiem przebaczenia. Dopiero doprowadzenie procesu przebaczenia do końca pozwala skutecznie kontynuować terapię. Nie będzie wcale przesadą stwierdzenie, że w miejscu, gdzie brakuje przebaczenia (niezależnie od tego, kto jest winnym), człowiek zaczyna się kręcić wokół własnego ogona. Szamoce się, ale nic z tego dobrego nie wynika.
Szukając wyjścia z przedstawionego problemu, należałoby więc prześledzić potrzebę przebaczenia, zarówno sobie, swojemu dziecku, jak i najbliższym. Jeszcze własnymi siłami możesz komuś przebaczyć. Żeby zaś przebaczyć samemu sobie, potrzebujesz pomocy Boga. Samemu można co najwyżej niedowidzieć własnych słabości, zaprzeczać im lub tłumić. Uzdrowienie zaś, które dokonuje się podczas sakramentu pojednania, wprowadza pokój i wewnętrzną siłę – w miejsce słabości i lęku. Bóg uzdrawia dogłębnie. „Wchodzi” ze swą mocą w wyznane słabości i uzdrawia je u korzeni.
u Boga pomoc w trudnościach (por. Ps 46[45],2)
Z pomocą Boga ta zgoda, na Twoją obecną sytuację na pewno jest możliwa i daje nadzieję na pozytywny bieg wypadków. Trzeba jeszcze cierpliwości – zwykle tak jest, że porządkowanie trwa znacznie dłużej niż destrukcja.
Na co jeszcze możesz liczyć u Boga, który jest Miłością? W ostatnich latach „odduchowiona” psychoterapia, zaczyna odkrywać wagę przeżywania miłości, jako środka leczącego całą osobę. Opowiedział mi niedawno znajomy psycholog, wychowany w rodzinie ateistycznej, że kiedy przygotowywał wykład dla studentów i próbował podsumować swoje wieloletnie doświadczenia terapeutyczne, to ku swojemu zdziwieniu odkrył, że człowiek, by być szczęśliwym potrzebuje mieć idealny cel – nie do osiągnięcia w pełni za życia, musi pomagać słabszym i być we wspólnocie z innymi. Następnie, jeszcze bardziej zdziwiony, wyciągnął wniosek, że to wszystko daje Kościół – i to zupełnie gratis! Miał rację: celem jest zjednoczenie z Chrystusem, Kościół otacza opieką potrzebujących, a jedni z drugimi pozostają w jedności poprzez miłość.
miłość tworzy jedność
No dobrze, ale jak to się ma do Twojego problemu? – Wykorzystaj fakt, że poprzez chrzest i bierzmowanie Ty i Twoje dziecko otrzymaliście Ducha Syna Bożego, którego owocem jest miłość. Wykorzystaj jeszcze drugi fakt, że w czasie Eucharystii, np. w momencie modlitwy wiernych, razem z Tobą do Boga Ojca modli się sam Chrystus. Twoje dziecko, które jest Ci drogie, jest tam razem z Tobą – nawet, gdy w tej samej chwili zadaje się ze swoim towarzystwem.
Pokochaj bardziej siebie i pozwól się uzdrowić, by w miejsce Twojej bezsilności pojawiła się Boża siła. Pokochaj bardziej swoje dziecko. Dostrzeż w Nim dobro. Tylko tyle i aż tyle!
Nie zapominaj, że Ciebie i Twoje dziecko wiążą więzy pokrewieństwa. By łącząca Was więź była budująca, trzeba ją jeszcze wzmocnić miłością, której Bóg hojnie udziela każdemu, kto chce ją przyjąć.