Mój przyjaciel pisze do mnie z Egiptu: „Módlcie się za nas. Mówcie światu, jak bardzo my, chrześcijanie, jesteśmy tu, na Bliskim Wschodzie, prześladowani. Wojtek, potrzebujemy waszego wsparcia, potrzebujemy świadomości, że umierając za wiarę w Chrystusa – nie jesteśmy sami. Chcemy być mężni. Potrzebujemy was”.
Jak mam takiego wsparcia udzielić? Jak mogę pomóc prześladowanym braciom i siostrom w Egipcie, w Syrii, w Iraku? Jak zaprowadzić na świecie pokój? Jest jedyny, niezawodny sposób – wracaj do domu i kochaj swoją rodzinę! O takie wsparcie prosi słowami bł. Teresy z Kalkuty mój serdeczny przyjaciel z Egiptu. Ginący za wiarę chrześcijanie nie potrzebują naszego przerażenia i niedowierzania w oczach na widok ucinanych głów. Oczekują, że będziemy razem z nimi dawali świadectwo heroicznej miłości. Oni – przelewając krew, a my – kochając najbliższych z takim poświęceniem jak nigdy wcześniej. Chrześcijanie ginący z rąk chorych z nienawiści muzułmanów chcą wiedzieć, że było warto i że dzięki ich ofierze będziemy lepsi.
skłócone serce
Irak, Syria, Somalia, Nigeria, Kenia, Iran, a nawet Indie i Egipt. W tych krajach wyznanie wiary nie jest tylko słowną deklaracją. Nikt tam nie kłóci się o przepisy liturgiczne i nie spiera się o wyższość swojej grupy wyznaniowej nad inną. Wśród moich przyjaciół z Syrii i Egiptu są katolicy, prawosławni i protestanci. Dziś stanowią jedność w obliczu prześladowań i zgodnie proszą nas o modlitwę, a przede wszystkim o solidarność w wierności Jezusowi Chrystusowi. Wojna światów trwa nie od dzisiaj, a jej główny front nie przebiega wzdłuż granic państw i religii, lecz przez skłócone wewnętrznie serce. Nasilające się prześladowania przypominają mi o tym.
„Nie mogę siedzieć bezczynnie, ale też nie pojadę do Afryki” – mówi jeden z wolontariuszy. „Byłbyś tam bardziej ciężarem niż pomocą, jak każdy nawiedzony turysta, który myśli, że przytulając głodne dziecko, zmieni świat” – odpowiadam. „Ja wracam do mojej wspólnoty, by modlić się za prześladowanych i być lepszym współbratem niż byłem wczoraj. A ty? Wracaj do domu, by kochać swoją rodzinę i cieszyć się tymi, dla których żyjesz. Może już wielu okazji nie będzie”.
wierzący praktykujący
Dzisiaj krew męczenników za wiarę woła głośniej niż słowa i wyraźniej przynagla nas do heroicznych czynów niż za czasów Kaina i Abla. „To jest moja Krew” (Mk 14,24) – mówi Jezus. To jest mój chrzest, moja obietnica. „Podniosą na was ręce i będą was prześladować. (…) Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa” (Łk 21,12-13). Sposobność? Okazja? Obietnica? Myślałem, że z Jezusem odniosę sukces, że rozwiąże mi wszystkie moje problemy, a tymczasem… Nie, moi drodzy, Jezus nie rozwiązuje problemów, lecz uczy z nimi żyć, pogodnie i z godnością znosić przeciwności.
Inne religie mają bogów pachnących kadzidełkami, zasiadających na wygodnym tronie, którzy obiecują dobrobyt każdemu, kto będzie im wiernie służył. Nasz Bóg stał się jednym z nas, cierpiał i pocił się ze strachu, jak my musiał pić i jeść, miał potrzeby fizjologiczne i za tron obrał sobie drewniany krzyż. Przebity przez nas i za nasze grzechy, zanim wyzionął ducha, wydał na nas wyrok powalający na kolana całe stworzenie – aż ciarki przechodzą po plecach: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34).
Jeśli ktoś chce pójść za Nim, a są tacy, idzie na śmierć. Chrześcijanie zabijani dziś w Azji i na Bliskim Wschodzie przypominają nam wszystkim, jakiego Boga wybraliśmy. Czasem zastanawiam się, czy my, zdrowi i poukładani, europejscy chrześcijanie, nie powinniśmy nazywać siebie wierzącymi niepraktykującymi. Bo czymże jest nasza wiara w praktyce? Odświętną liturgią i paciorkiem na dobranoc? Miłością sprowadzoną do robienia sobie świątecznych prezentów i odczuwania przyjemnych motyli w brzuchu? To jest miłość kaleka. Dojrzała miłość zawsze prowadzi do umierania.
zwycięży miłość
Gdy prześladują cię w domu, w szkole albo w pracy, ciesz się i raduj, albowiem jest to dla ciebie „sposobność do składania świadectwa” (Łk 21,13), sposobność do uśmiercania własnego egoizmu. Odpowiadaj przebaczeniem na krzywdę, życzliwym słowem na potwarz, troską na obojętność.
Gdy rosyjscy przywódcy wymachują szabelką zza miedzy, nie rwij włosów z głowy, nie wściekaj się, nie wygrażaj pięścią, lecz wróć do domu i kochaj, bardziej niż kochałeś wczoraj. To jest wojna światowa, nie tylko w mediach, o twoją duszę. Chrystus tę wojnę już dla ciebie wygrał. Nie daj się więc zastraszyć tym, którzy zabijają ciało. Oni nie mogą cię skrzywdzić.
Żyjący w I wieku św. Ignacy Antiocheński został uwięziony i skazany na rozszarpanie przez dzikie zwierzęta. Gdy przewożono go do Rzymu, by tam dokonać egzekucji, napisał siedem listów do różnych wspólnot chrześcijańskich. W jednym z nich prosił, by bracia nie czynili niczego, co mogłoby mu zaoszczędzić męczeństwa: „Jestem Bożą pszenicą. Trzeba, bym został starty na mąkę zębami dzikich zwierząt i stał się czystym chlebem Chrystusa”.
Podobnie jak świadectwo św. Ignacego, poruszyły mnie również słowa znalezione w jednym z hitlerowskich obozów zagłady, spisane na kartce przez nieżyjącą ofiarę zbiorowego mordu. Brzmiały one mniej więcej tak: „Boże, ty wiesz, ile znieśliśmy upokorzeń, jak wiele bólu zadali nam nasi oprawcy, jak niewinnie cierpieliśmy. Ale wiesz także, ile solidarności zrodziły w nas te okrutne zbrodnie. Widziałeś, jak dzieliliśmy się najmniejszym kawałkiem chleba, jak oddawaliśmy za siebie życie. I proszę Cię, Boże, nasz Ojcze, gdy nasi oprawcy staną przed Twoim obliczem na sądzie, miej na uwadze nie tylko te wszystkie niesprawiedliwości i katusze, jakie nam zadali, ale także owoce, jakie zrodziły się z tych okrucieństw: przyjaźń, bezinteresowność, poświęcenie, miłość. Niech staną się one dla nich przebaczeniem”.
Przypominam sobie te świadectwa za każdym razem, gdy ktoś strzela do mnie wrogimi słowami lub gdy inni utrudniają mi życie, tylko dlatego że wierzę w Boga, który z miłości do nieprzyjaciół stał się bezsilny. Nie z masochizmu, lecz po to, by każdego pozyskać i zbawić. Nawet największego łotra. Nawet mnie.