„Jestem obecny na ślubie P. J. – Odczuwam głęboki smutek. Zawsze uważałem, że ten młody człowiek ma powołanie zakonne. Dlaczego na nie nie odpowiedział? Zbytnio roztrząsał i oceniał, a my nie zbudowaliśmy go wystarczająco naszym przykładem”.
L. Dehon, Zapiski codzienne, 30 listopada 1887 roku.
Często kiedy wypowiadamy słowo „powołanie”, to myślimy o życiu kapłańskim lub zakonnym. W tym kontekście należy rozumieć słowa komentarza o. Dehona dotyczące uroczystości ślubnej, na której jeden z jego wychowanków przyjmował sakrament małżeństwa, które oczywiście także jest ważnym i pięknym powołaniem. Ojciec Dehon uważał jednak, że ten młody człowiek miał powołanie do życia zakonnego, na które nie odpowiedział. Dlatego Założyciel księży sercanów odczuwa, jak sam się wyraził, głęboki smutek.
Jednocześnie należy zauważyć, że jest obecny na ślubie swojego ucznia. Zostawia mu wolność wyboru i nie demonstruje swojego niezadowolenia. Okazuje szacunek dla tej decyzji, mimo że wewnętrznie się z nią nie zgadza. Ojciec Dehon często sam błogosławił małżeństwa swoich podopiecznych i chętnie bywał na tych uroczystościach. Tym razem także jest obecny, niestety doświadcza innych uczuć niż zwykle przy takich okazjach. Uważa, że ten młody człowiek nie odpowiedział na powołanie do życia zakonnego i jednocześnie zastanawia się nad przyczynami braku właściwej odpowiedzi na ten Boży dar. Uważa, że zbytnio roztrząsał swoją decyzję i nadmiernie ją oceniał. Nie wiemy, dlaczego tak robił, ale można domniemywać, że podświadomie bał się pójścia za Bożym wezwaniem, zwlekał zanadto, aż w końcu wybrał inną życiową drogę.
Często tak bywa, że kiedy decyzja nie jest podjęta z odwagą w należytym czasie, to później tej odwagi zaczyna brakować jeszcze bardziej i coraz trudniej jest się zdecydować na tak radykalny wybór, jakim jest wstąpienie do zakonu. Czas w takim wypadku nie zawsze jest sprzymierzeńcem. Oczywiście jest to ważna życiowa decyzja, więc nie można jej podejmować pochopnie, ale odwlekanie jej w czasie wcale nie jest wyrazem rozwagi, tylko niezdecydowania, a czasem braku odwagi w podejmowaniu zdrowego ryzyka. A tym jest zawsze pójście za głosem Boga. Nigdy powołany nie będzie miał pewności, nie otrzyma powołania na piśmie i nie zostanie ono przyniesione przez posłańca na „srebrnej tacy”. To jest i będzie zawsze ryzyko, które trzeba podjąć.
Należy pamiętać jednak, że brak decyzji także jest decyzją, ale najgorszą z możliwych, bo nie podjętą przez powołanego, ale przez życie i różne okoliczności. Wtedy taka niezdecydowana osoba już nie ma wpływu na to, co się dzieje, bo niejako sama się wyklucza z procesu decydowania o swoim życiu. Jest jak liść niesiony przez nurty życia tam, gdzie niekoniecznie chce iść. Zbytnie roztrząsanie i ocenianie często kończy się niewłaściwą decyzją, jak w sytuacji, o której pisze o. Dehon.
Ostatnim elementem, o którym wspomina Założyciel księży sercanów jest właściwy przykład. Dawcą powołania jest zawsze Bóg. Jednak ważne jest, by osoba powołana została pociągnięta przez dobry przykład tych, którzy już idą po drodze powołania zakonnego czy kapłańskiego. To element często niezbędny w procesie rozeznawania. Osoby konsekrowane czy kapłani często nie zdają sobie sprawy ze znaczenia, jakie na drodze rozeznania powołania u młodych ludzi ma ich własny przykład i styl życia.