Znalazłam ją w Chorzowie. Nie chciała zdjęć. Nie chciała także, byśmy podali jej nazwisko. O tym, co robi w swojej codzienności, mówiła krótko, ale zdecydowanie. Nawet w adresie e-mail zawiera to, jak żyje, jaka jest. A jest „dyskretna”. Ania. Jedna z tych wielu cichych bohaterów, którzy uczynki miłosierdzia znają nie tylko z teorii, ale przede wszystkim z praktyki.
Aniu, Twoi znajomi mówią, że jak nikt inny potrafisz szybko zorganizować pomoc i jednoczysz wokół siebie ludzi.
Nie jest sztuką znać wiele osób. Sztuką jest znać takie osoby, na których można polegać i które odwzajemnią zaufanie. Mam taką grupę ludzi, do których wiem, że mogę zwrócić się w każdej sytuacji. Nawet jeśli oni na daną chwilę nie mogą pomóc, to jestem pewna, że sami zorganizują wsparcie. To taka reakcja łańcuchowa. Pomagają mi osoby nie tylko z Chorzowa, ale także z Dąbrowy Górniczej, Częstochowy… A tak naprawdę, gdybym się dłużej zastanowiła, to znalazłabym chętnych do pomocy z całej Polski.
Na czym polega Twoje niesienie pomocy? Komu pomagasz, w jakich sytuacjach?
Tak naprawdę to nie mam „preferencji”. Zależy po prostu, kto jest w potrzebie. Czasami są to rodziny ubogie, w jakiś sposób pokrzywdzone przez los, życie… Odtrącone, wykluczone. Trudno to ująć w jakieś ramy.
Rozumiem. Czy to, że pomagasz, jest w jakiś sposób związane z Twoją pracą?
Nie, pomaganie nie wiąże się z moim zawodem. Po prostu mam kontakt z różnymi ludźmi. Czasem przychodzi myśl, żeby pomóc i wtedy to robię. Bywają też sytuacje, że ktoś mnie prosi o pomoc albo sugeruje, że ktoś inny jest w potrzebie. Ja to wychwytuję i działam. Wstaję i robię swoje.
Nie boisz się, że ktoś Cię wykorzysta, nadużyje Twojej dobroci?
Pomoc materialna nie jest prowadzeniem przez życie, nie jest przyzwyczajaniem kogoś, że coś się robi za niego. Zawsze jest jakiś limit, to się wyczuwa. Jeśli spotykam się z sytuacją, że ktoś chce nadużywać pomocnej dłoni, to wtedy tłumaczę, że jego życie jest w jego rękach, a nie w moich. To są jednak sporadyczne przypadki. Ci, którzy naprawdę potrzebują pomocy, najczęściej o tym nie mówią. Wstydzą się albo próbują walczyć sami.
W takim razie komu teraz pomagasz?
Na chwilę obecną niesiemy pomoc pewnej rodzinie wielodzietnej. Jest tam trzynaścioro dzieci. To pomoc zarówno finansowa, jak i materialna – organizujemy odzież, jedzenie, chemię i artykuły pierwszej potrzeby.
Wiesz, to zadziwiające, że ludzie, którzy najbardziej potrzebują pomocy, tak naprawdę nie mają wielkich wymagań i oczekiwań. Oni się cieszą z małych rzeczy. Mogą dostać parę drobiazgów, a w momencie obdarowania cieszą się tak, jakby dostali coś o naprawdę wielkiej wartości. To zdumiewa.
Myślę sobie, że chociażby przez pomoc tej rodzinie, możemy obalić mit, że wielodzietność to patologia. Na Śląsku to bardzo mocno wybrzmiewa – stare familoki, dzieci źle ubrane, alkohol, bieda… A wiem, że ta rodzina jest inna, że się starają. Dlaczego mam im nie pomóc? Chcę pokazać, że wielodzietności należy się ogromny szacunek, a nie lincz. Dobrze by było, gdyby mieli świadomość, że mają wsparcie, że nie są sami. Że społeczeństwo ich podziwia za odwagę założenia tak dużej, pięknej rodziny.
To rzeczywiście piękna inicjatywa, na dodatek z ukrytym wymiarem edukacyjnym. A jakieś inne akcje? Pewnie jest ich sporo.
Nie liczę tego, ilu osobom pomogłam. Bywały różne sytuacje, od takich pojedynczych – np. kupiłyśmy kiedyś ze znajomą pewnemu dziecku mp4. Dzisiaj niemożność kupna takiego urządzenia to powód do wstydu. A ta młoda osoba nie dość, że w domu miała trudne warunki finansowe, to nie stawiała rodziców pod ścianą, nie wymagała, nie buntowała się. Są tacy, których nadal nie stać na kupno takiej drobnostki. A my sprawiłyśmy radość, podarowując ten player w prezencie. Takim osobom bardzo chętnie pomagam. To skromni ludzie, pokorni, którzy nie mają oczekiwań, za to są pełni wdzięczności. Dziś ludzkość ma zupełnie inne priorytety – teraz marzy się o dobrym laptopie, najnowszym telefonie, coraz częściej młodzi chcą dostawać samochody od rodziców… Świat się zmienia.
Czasem jest tak, że płacę komuś rachunki. Innym razem wykupię potrzebne leki, pomogę załatwić miejsce w domu opieki. Kiedyś udało nam się wyremontować pewnej mi bliskiej osobie całe mieszkanie. Zebrałam pieniądze od znajomych, a część materiałów miałam swoich. Remont zrobiliśmy wspólnie z mężem (w sensie fizycznym). Ta osoba weszła niemal do nowego mieszkania.
Skąd taki pomysł, żeby pomagać innym?
Nie wiem. Urodziłam się z tym. Od zawsze tak mam. Przyszłam na ten świat ze świadomością, że żyję dla innych. Teraz nie pracuję, ale kiedy pracowałam, nie byłam związana z jakąś instytucją pomocową. Pomaganie jest moją pasją. Po prostu.
Jak reagują na to najbliżsi? Mąż, dzieci?
Mąż nie ma nic przeciwko temu, ale oboje wiemy, że to zdecydowanie moja działka, że mam do tego smykałkę. Jeśli jest możliwość, to włączam go w jakieś „dzieło”, ale niczego nie narzucam. To normalne, że czasem mi pomaga, że coś robimy wspólnie.
Remont mieszkania, recepty, ubrania, jedzenie. Przecież to wszystko kosztuje, a jednak starasz się nie zostawiać nikogo bez pomocy…
Mam coś takiego w sobie, nie wiem skąd, że oddałabym ostatnią koszulę, jaką mam w szafie. Gdybym musiała, to poradziłabym sobie z tym, co mam na sobie. I znowu – sztuką nie jest dać to, co nam zbywa, ale cenne jest to, czym dzielimy się, choć czasem sami nie mamy zbyt wiele. Podejrzewam, że dla kogoś to, co ja mam, nie ma żadnej wartości, że to niewiele albo zupełnie nic. A mnie wystarczy, żeby normalnie funkcjonować.
Masz kogoś, kto jest dla Ciebie wzorem w tym, co robisz? Ktoś, kto Cię inspiruje?
Nie chcę być czyjąś kopią. Pewnie, że szanuję pracę innych, ale nie chcę kopiować ich zachowań. Jestem Ania, robię tyle, na ile mnie stać. To wszystko. Po prostu kiedy jest potrzeba, to wstaję i robię, co do mnie należy. To jest codzienne realizowanie przykazania miłości.
A wiara? Pomaga Ci w tym?
To nie jest tak, że pomagam tylko dlatego, że wierzę. Gdybym nie wierzyła, to pewnie też bym pomagała. Wiara mnie umacnia w tym wszystkim, nadaje duchowy wymiar. Ale trzeba mocno podkreślić, że obok wiary mamy też rozum i musimy korzystać i z jednego, i z drugiego.