Nie wszystko złoto, co się świeci
Od trzech lat spotykałam się z Robertem. Bardzo się kochaliśmy, mieliśmy wspólne plany na życie, rozmawialiśmy o dzieciach, o ślubie – na razie cywilnym, a potem ewentualnie o kościelnym po całkiem prawdopodobnym unieważnieniu mojego małżeństwa, z którego mam już 4-letnią córkę. Robertowi zdarzały się napady lęku i złości, które odbijały się na mnie. Był wtedy bardzo nieprzyjemny w swoich słowach. Nie umiał nad tym zapanować, dlatego zaprowadziłam Go do zaufanego bioenergoterapeuty. On mówił, że go wyleczy. Powiedział też, by nie zatrzymywać Roberta, gdy w przypływie emocji będzie chciał mnie opuścić. On po pewnym czasie przejrzy na oczy i wróci odmieniony. Robert odszedł, ale już do mnie nie wrócił. A ja odchodzę od zmysłów. Do pewnego czasu wystarczał mi ten bioenergoterapeuta. Potem zaczęłam pisać sms-y do wróżek z Internetu. Bardzo zmieniłam się na gorsze. Nawet nie potrafię się zająć córką z taką czułością jak kiedyś. Acha, poza wróżkami, które przestały mi dawać nadzieję, zaczęłam szukać na internetowych stronach dotyczących okultyzmu rytuałów lub ludzi, którzy mogliby je odprawić na „powrót ukochanego”. Zaczynam wątpić, czy Bóg w ogóle istnieje? Bardzo cierpię i tęsknię za Robertem.
Magda
Droga Magdo,
Z Twojego długiego listu, który powyżej został przytoczony tylko urywkowo i dla celów redakcyjnych trochę zmieniony, wynika, że cierpisz z powodu niespełnionej tęsknoty za stabilną rodziną. Dodatkowo cierpienia przysparza Ci rozczarowanie nieskuteczną pomocą ze strony osób, którym zaufałaś, wśród nich są bioenergoterapeuta i samozwańczy egzorcysta w jednej osobie, kolejne wróżki i osoby trudniące się okultyzmem.
emocje tworzą relacje
Podkreślasz wagę bycia razem, bliskości, wspólnych planów. Wielokrotnie używasz słowa „miłość”. Z tego wynika, że jesteś osobą doświadczającą bardzo żywych emocji. To Twoja silna strona. Bez odczuwania emocji nie można przecież budować jakichkolwiek związków międzyludzkich. Emocje wpływają na nasze działanie, myślenie i w końcu na nasze wybory. Problem w tym, że emocje same z siebie nie mają mocy porządkowania naszego świata. Wymagają ukierunkowania. Dla porównania: można uzyskać sporo energii cieplnej, podpalając las, ale żeby sensownie zdobyć tę energię, lepiej podpalić drewno w piecu.
cel ukierunkowuje życie emocjonalne
Jeżeli wystarcza mi odrobina krótkotrwałego ciepła – zapalam zapałkę, jeżeli chcę mieć stałe źródło ciepła – instaluję centralne ogrzewanie. Podobnie, gdy chodzi o to, by poczuć bliskość na krótką chwilę – wystarczy przelotna znajomość, ale na całe życie – trzeba budować więź z drugą osobą. Więź jest możliwa, gdy jest oparta na obopólnej zgodzie, gdzie jest się świadomym nie tylko zalet bycia razem, ale i swoich słabości i co najważniejsze, akceptuje się je.
Błędnym jest zakładanie, że „on się zmieni” albo „przejrzy na oczy”. Ryzykuje się wtedy kompletną porażkę. Bo nasze plany zmiany drugiej osoby niekoniecznie muszą być po linii tejże osoby. Odwołuję się znowu do powyższego porównania – jeżeli lubię dokładać do pieca co parę godzin, wystarczy, że kupię tańszy piec, bo doglądanie go nie będzie dla mnie powodem do narzekań. Jeżeli jednak chcę mieć duży komfort, to postaram się o rozwiązanie najwyższej klasy.
w rozwiązywaniu problemów trzeba użyć rozumu
Podobnie jak przy zakupie czegoś o dużej wartości, nie należy się śpieszyć ani zbytnio polegać na reklamach. Warto rozeznać rynek, a nawet skonsultować swój zamiar z rzeczoznawcą. W ważnych sprawach życiowych trudniej jest oddzielić emocje i działać z zimną krwią. Może się bowiem okazać, że rozsądek podpowie, by zrezygnować, kiedy serce mówi zupełnie coś innego. W grę wchodzi jeszcze tęsknota za szczęściem, co dodatkowo komplikuje czysto logiczne myślenie.
Jest tylko jeden sposób, żeby bez szwanku zrezygnować z czegoś, co przy rozumowych przesłankach jest skazane na niepowodzenie. Mianowicie należy podwyższyć poprzeczkę naszych pragnień tak, by cel był najlepszy i zawsze na czasie. Dążyć do czegoś jeszcze lepszego i nie godzić się na półśrodki. Jeżeli zależy mi tylko na tym, by zatrzymać ukochaną osobę, to jeśli nawet to się uda, istnieje stałe ryzyko, że ta osoba zmieni zdanie. Nawet w sytuacji, gdy ma ona najpiękniejsze plany wobec nas, to te plany i tak w pewnym momencie obrócą się wniwecz, bo ostatecznie przyjdzie śmierć. Brzmi brutalnie, ale po co udawać, że śmierć nas nie dotyczy, skoro to najpewniejsza rzecz, jaka każdemu się w życiu zdarzy. Czemu nie pragnąć przeżyć życia w taki sposób, by dążyć do coraz doskonalszej Miłości? Dążyć do tego, nie wiedząc, kiedy spotkam tę Miłość ani jak to się to w detalach stanie. Kochać tak, by nie szukać swego, a zarazem stawać się Tą w największym stopniu ukochaną i upragnioną.
na kogo liczyć?
Żeby już nie doznawać dojmujących porażek, trzeba dobrego rozeznania i mądrego myślenia, tak by umieć trudną sytuację ocenić z dystansu i ukierunkować swoje emocje i pragnienia na ten najwyższy cel. To nie jest takie proste. Wymaga, by wpierw samemu stać się Kimś. Søren Kierkegaard ujął to w ten sposób: jesteśmy wielcy na miarę tego, kogo kochamy. Jeżeli kochamy samych siebie, jesteśmy wielcy na swoją miarę. Jeżeli kochamy innych, jesteśmy wielcy na miarę innego człowieka. Jeżeli zaś kochamy Boga, jesteśmy wielcy na miarę Boga.
Człowiek sam z siebie może naprawdę dużo, ale prędzej czy później potrzebuje czyjeś pomocy. Również w uporządkowywaniu swych emocji. Lęk może być tak silny, że aż paraliżuje i boli. Uczucia rozczarowania i samotności odbierają radość i życie zaczyna nabierać czarnego koloru. Jest się wtedy bardzo podatnym na wpływy innych i kolejne zranienia. Wtedy nasza sytuacja staje się podobna do tonącego, który chwyta się brzytwy. Zaczyna brakować rozeznania odnośnie tego, kto jest w stanie udzielić nam właściwej pomocy. To zdarza się wcale nie tak rzadko, np. wykazano, że w ostatnich 25 latach w USA zmarło 300 dzieci, bo rodzice zaufali spirytualistycznym praktykom, zamiast wezwać lekarza.
Ślepe zaufanie drugiemu człowiekowi, który twierdzi, że posiada nadprzyrodzoną moc, zna odpowiednie praktyki, poprzez które jest w stanie spełnić każde Twoje życzenie, jest prostą drogą do uzależnienia o charakterze duchowym. Wzbudzona zostaje nadzieja, połączona z krótkotrwałą radością z płonnych obietnic. Krótko potem pojawia się jednak rozczarowanie i zawód. Dlatego kontaktujesz się znowu z tym samym albo kolejnym „cudotwórcą” i „prorokiem”, by na nowo otrzymać pocieszenie. Tak w kółko. Zupełnie jak narkoman, który sięga po coraz silniejsze narkotyki, by stłumić swój lęk i wszystkie nieprzyjemne objawy wywołane już przez sam narkotyk. Z czasem całe jego myślenie koncentruje się na zdobyciu narkotyku, mimo, że już od dawna nie ma początkowego efektu euforii.
Tak i Ty szukasz coraz to „skuteczniejszych” jasnowidzów i innych okultystów. Z czasem bezwiednie oddajesz swoją wolę i myślenie ich wyrokom. Bierzesz udział w ich rytuałach. Twoje życie coraz bardziej zostaje podporządkowane ich woli. Myśli zataczają coraz to węższe kręgi wokół tego, co oni powiedzieli. Porównujesz ich wypowiedzi i szukasz potwierdzenia ich słów we wszystkim, co Ci się przydarza. Zdajesz się na ich wyroki. Czasem mówisz „dosyć”, ale po raz kolejny pokusa „jeszcze ten raz i już z tym skończę” bierze górę. A Ty tylko chciałaś pomocy i dałaś wiarę czyimś zapewnieniom o ponadnaturalnej mocy.
moc należy do Boga
Szukanie mocy u kogoś innego niż Bóg nigdy nie ma prawa się udać (por. Ps 62[63]). Do Ciebie należy wybór, komu jednoznacznie zaufasz i jaką Drogę wybierzesz: grząską drogę zakłamania i iluzji czy drogę Prawdy, prowadzącą do coraz większej Miłości.
Na koniec dedykuję Ci końcowy fragment z Psalmu 124 [123]:
Dusza nasza jak ptak się wyrwała
z sidła ptaszników,
sidło się porwało,
a my jesteśmy wolni.
Nasza pomoc jest w imieniu Pana,
który stworzył niebo i ziemię.