Obok kupienia węgla na zimę „priorytetem jest życie w zdrowiu, wychowanie dzieci w dobrej, kochającej się rodzinie”. O wytrwałości, wspólnym życiu, pokonywaniu trudności w młodym małżeństwie Monice Godziembie-Dąmbskiej opowiadają Joanna i Dominik Porębowie.
Jaki jest Wasz ideał małżeństwa?
Asia: Chodzi nie tylko o to, żeby się kochać, ale wytrwać razem, wspólnie. Przysięgaliśmy przed Bogiem i chcemy żyć ze sobą do śmierci. Dla mnie pewnym wzorem są ci, którzy do końca żyją ze sobą, umierają razem, trzymając się za rękę. Tak właśnie bym chciała.
Jesteście tzw. tradycyjnym małżeństwem?
Dominik: Uważam, że nie powinno być tak, że żona siedzi przy garach i tylko ona ma to robić, a przy tym prać i sprzątać. Ja to chyba wyniosłem z domu, bo mój tata też robił mi śniadania do szkoły. Pamiętam, że denerwowałem się, kiedy herbata była za ciepła (śmiech). W jakiś naturalny sposób przejąłem to robienie śniadań dla rodziny. To priorytet. To znaczy kiedy tylko mogę, to je robię. A ostatnio myłem nawet podłogę (śmiech).
Asia: To prawda, pomaga mi. Tego wcześniej nie było. Kolację też czasem robi Dominik. Przejmuje więcej obowiązków (śmiech). Staramy się uzupełniać. Od początku jesteśmy burzliwym małżeństwem. Kłócimy się jak szaleńcy, a kochamy jak wariaty. Jesteśmy jednak bardzo blisko.
Co Waszym zdaniem spaja związek?
Asia: Myślę, że na początku zakochanie, ale potem to ewoluuje. Wtedy już nie kochasz człowieka za to, że wspólnie spędzacie czas, jest wam dobrze. Ważna staje się opieka, troska o niego czy nawet pomoc. W małżeństwie jesteśmy bardziej „odkryci”, jeśli chodzi o te sprawy. W narzeczeństwie tak nie było. Wszystko wydawało się proste. Nie znaliśmy właściwie swojej natury. Teraz mamy więcej czasu na przyglądanie się naszym wadom i staranie o to, by je zaakceptować.
Dominik: Właśnie, ważna jest wzajemna akceptacja siebie.
A w jaki sposób choroba Waszego dziecka miała wpływ na Waszą relację?
Asia: Choroba Michałka jeszcze mocniej nas zespoliła. Nawet mierzenie cukru i takie techniczne rzeczy, jak pilnowanie jego poziomu we krwi. To bardzo jednoczy. Rozmawiamy o tym. Czasem byłoby nudno, gdyby nie dzieci (śmiech).
Dominik: Nie wiem, czy bylibyśmy razem, gdyby nie one. Tak naprawdę.
Jakimi wartościami kierujecie się na co dzień?
Asia: Wszystkimi zasadami, które poniekąd wynieśliśmy z domu. Należą do nich: wzajemny szacunek, miłość, akceptacja siebie i to, co w naszym życiu odgrywa dużą rolę, czyli Bóg. Wcześniej nie byliśmy tak związani z Kościołem. Dzisiaj samo chodzenie na Mszę już nam nie wystarcza. Trzeba przyjąć komunię. Ona daje oddech. Oczywiście nie zawsze jest łatwo, cudownie czy sielankowo.
Dominik: Jest właściwie na odwrót.
Asia: Problemów jest dużo, ale wierzę w to, że Bóg wystawia nas na próbę i sam pomoże nam to wszystko okiełznać.
Czujecie Jego obecność w Waszym życiu?
Dominik: Modlimy się, chodzimy do spowiedzi, a jednocześnie ciągle mamy pod górę. Czy nie czujemy czasem zwątpienia?
Asia: Być może Bóg chce nas zbliżyć do siebie przez te problemy. Kiedy nie przystępujemy do sakramentów, jest jeszcze gorzej. Czasem człowiek prosił, błagał o coś, a problemów było jeszcze więcej, ale wciąż trwamy. Wierzymy, że to tylko próba. Nie ustajemy. W sytuacjach beznadziejnych brałam pod uwagę wszystko. Nawet to, że możemy się rozwieść, jeśli byłaby to najlepsza droga. Zawsze prosiłam jednak Boga, by decydował za mnie. Wtedy wszystko się układa. To nie ja dyktuję warunki. Ty decyduj, Ty się tym zajmij! Rób to, co uważasz dla mnie za najlepsze. Jestem tylko człowiekiem. Nawet w ostatniej chorobie Michałka tak było. Miał on bardzo ciężką grypę. Wydawało się, że odpływa w gorączce. Modliłam się nad jego łóżkiem. Błagałam, żeby w końcu się ocknął. Gorączka z 41,5 spadała do 38 stopni i wracała. W pewnym momencie, kiedy skończyłam się modlić, ocknął się, popatrzył na mnie. Jego wzrok był błędny. Powiedział: „Mamuś, mamuś, jestem twardy”. W moich uszach były to jakby słowa Boga wypowiedziane ustami dziecka. Wtedy się rozpłakałam. To dodało mi skrzydeł.
Okazujecie sobie wdzięczność? Ja to wyrażacie?
Asia: My nie musimy nic mówić. Czujemy to.
Dominik: Oznacza to, że nie jest dla nas jakąś niespodzianką, że ktoś robi coś dla drugiego. Nie wiem, jak to wygląda w innych małżeństwach. Być może są tacy mężowie, którzy nigdy nie zrobili żonie śniadania. Kiedy już to się stanie, ona jest w wielkim szoku i dlatego bardzo mu dziękuje. Dla nas to jest naturalne. My sobie właściwie nie dziękujemy.
Jak przezwyciężać w małżeństwie kryzysy?
Asia: Ważne jest to, żeby długo się na siebie nie gniewać. Jeżeli coś do siebie mamy, mówimy to tu i teraz. Zazwyczaj jest tak, że to Dominik przeprasza.
Dominik: Jestem takim hamulcem.
Asia: Najlepiej jak najszybciej oczyścić atmosferę, żeby dzieci nie widziały, co się dzieje. One bardzo szybko to czują.
Czy wszystko można przebaczyć współmałżonkowi?
Asia: Są pewne rzeczy, których bym nie wybaczyła. Dominik wie jakie.
Dominik: Zdrada.
Czy da się wypracować równowagę pomiędzy realizacją potrzeb własnych oraz drugiej osoby?
Asia: Trzeba pójść na kompromis. Marzenia wyłącznie jednej strony nie są ważne. Zawsze są dwie strony do uszczęśliwienia.
Ważna jest kontrola czy zaufanie?
Asia: Zaufanie musi być, choćby minimalne. Bez niego nie da się żyć razem. Ale kontrola też powinna być. Wyjątkiem jest tylko Facebook (śmiech).
Jak wyglądają Wasze plany?
Asia: Priorytetem jest życie w zdrowiu, wychowanie dzieci w dobrej, kochającej się rodzinie. Mam nadzieję, że Dominik ma podobne (śmiech).
Dominik: Na pewno muszę kupić węgiel na zimę (śmiech). Jako głowa rodziny myślę również o takich przyziemnych rzeczach. Trzeba przecież zadbać o to, żeby w domu było ciepło. Oczywiście ważne jest przy tym wszystkim życie z Bogiem, ale nie mieszkamy w kościele. Trzeba się modlić i robić swoje.