Czy możemy mówić, że Bóg ma serce? Albo że Syn Boży ma serce? Kościół odpowiada twierdząco na to pytanie: gdy Syn Boży stał się człowiekiem, pracował ludzkimi rękoma, myślał ludzkim umysłem, działał ludzką wolą, kochał ludzkim sercem! Zatem jak normalny człowiek potrafił kochać, ale i oczekiwał miłości.
w kręgu przyjaciół
Jezus nie kochał pojęcia „ludzkość” ani jakiejś abstrakcyjnej, bezimiennej masy. Kochał konkretnych ludzi. Ewangelia nazywa ich po imieniu: „A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza” (J 11,5). Każdy człowiek potrzebuje przyjaciół, osób, wśród których czuje się akceptowany, rozumiany, kochany w sposób wyjątkowy i niepowtarzalny. W Betanii Jezus czuł się dobrze, bo byli tam ludzie bliscy Jego sercu. O wyjątkowej zażyłości z Łazarzem świadczy płacz i głębokie wzruszenie Jezusa przy jego grobie. Nie uszło to uwagi Żydów, którzy na widok tych oznak smutku po stracie przyjaciela przyznali: „Oto jak go miłował!” (11,36).
Ewangelie mówią też o uczniu, którego Jezus miłował, mianowicie o św. Janie. Również w tym przypadku musiała to być miłość, wybranie, które dało się zauważyć. Tylko św. Jan mógł sobie pozwolić na to, aby w czasie ostatniej wieczerzy zdobyć się na taką poufałość wobec Pana i spoczywać na Jego piersi (por. J 13,23). Chyba nieprzypadkowo Jezus tuż przed śmiercią temu właśnie uczniowi powierzył swoją Matkę.
żal mi tego ludu
Szczere uczucia Jezus okazywał również wobec wielkiej rzeszy ludzi. Głosił im nadejście królestwa Bożego, uzdrawiał chorych, ale też okazywał im litość, gdy widział, jak byli znękani i porzuceni – zupełnie jak owce niemające pasterza (por. Mt 9,36). Możemy sobie wyobrazić, że te liczne masy ludzkie tak naprawdę nikogo nie obchodziły. Jeśli interesowały władców, to tylko jako źródło podatków, siła robocza czy obronna. Jezus jak mało kto rozumiał ich twardy los, przychodził specjalnie do nich, ubogich tego świata, z zainteresowaniem, z pomocą i ze zrozumieniem. Gdy ludzie wyczuli to niezwykłe traktowanie, sami lgnęli do Jezusa. Zresztą On ich do tego zapraszał, gdy wołał: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11,28). Chrystus zachęcał wszystkich zmęczonych życiem, aby od Niego uczyli się znosić swój los. Zdradził przy tym dwa przymioty swojego serca: „jestem cichy i pokornego serca” (11,29). Naśladując to serce, ludzie znajdą ukojenie również dla swoich obolałych dusz. Raz jeszcze Jezus wyraził swoje współczucie dla kroczących za Nim rzesz, gdy po trzech dniach słuchania jego nauk zabrakło im jedzenia. Powiedział wtedy do apostołów z zatroskaniem: „Żal Mi tego tłumu! (…) Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby ktoś nie zasłabł w drodze” (15,32). Tu już nie chodziło o wzniosłe nauczanie. Ludzie byli po prostu głodni i Jezus pragnął ich nakarmić.
rzucił mu się na szyję i ucałował go
Pośród tych, którzy zbliżali się do Jezusa, byli też ludzie naznaczeni słabościami i grzechami. W oczach faryzeuszów należeli oni do osób drugiej kategorii. Jezus i dla nich miał wielkie zrozumienie, bo wiedział, że lekarza potrzebują „ci, którzy się źle mają” (Mt 9,12). Aby usprawiedliwić swoją postawę wobec grzeszników, Jezus opowiadał słuchaczom przypowieści o zagubionej owcy, drachmie czy marnotrawnym synu. Jakże sugestywny był obraz ojca, który już z daleka dostrzegł powracającego syna marnotrawnego, wzruszył się głęboko, wybiegł mu naprzeciw, rzucił mu się na szyję i ucałował go (por. Łk 15,20). Czy w tym obrazie Jezus nie mówi o swoim wrażliwym Sercu, które tęskni za grzesznikiem, wzrusza się jego skruchą, mocno przygarnia go do siebie? Ile zawartych jest tu głębokich, ludzkich uczuć, odmalowanych z najlepszym znawstwem ludzkiej natury.
apogeum miłości
Gdy przychodzi godzina przejścia Jezusa z tego świata do Ojca, punkt kulminacyjny osiąga również Jego miłość do przyjaciół, jakimi są apostołowie. Ten niezwykły moment św. Jan odnotował w ten sposób: „Umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (J 13,1). Święty Łukasz zacytował słowa samego Jezusa: „Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami, zanim będę cierpiał” (22,15). Obydwa stwierdzenia wyrażają niezwykłą miłość Jezusa do Jego najbliższych. On sam przeżywał chwile niezwykłego wzruszenia, bo wiedział, że to Jego ostatnia Pascha, ostatni posiłek tuż przed męką i śmiercią, czego uczniowie nie byli jeszcze świadomi. W takim momencie Jezus przekazał apostołom to, co miał najcenniejszego: swoje ciało i krew, które zostaną unicestwione, staną się ofiarą na odpuszczenie grzechów i na znak Nowego Przymierza. Zawsze gdy apostołowie, a potem ich następcy będą czynić na pamiątkę Jezusa ten gest ostatniej wieczerzy, będą również uobecniać Jego miłość do końca, to Jego gorące pragnienie, by spożywać tę Paschę z nami.
zostańcie ze Mną
Po wieczerzy paschalnej Jezus poszedł z uczniami do ogrodu Getsemani. I tu uczynił im bolesne wyznanie, odsłaniając stan swojego ducha: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci”, oraz prosił ich usilnie: „zostańcie tu i czuwajcie ze Mną” (Mt 26,38). W tych krótkich słowach wyraził, jak bardzo potrzebował wówczas wsparcia. W tej jednej godzinie nie chciał być sam, choć wcześniej całe noce przebywał na osobności. Serce Jezusa było pełne trwogi, przerażenia przed tym, co miało nadejść. Jakże jest On tu bliski tym wszystkim, którzy również stoją w obliczu wielkiego cierpienia, może i męczeńskiej śmierci, a w takich chwilach są samotni i opuszczeni.
przebity włócznią
I wreszcie na krzyżu dopełniła się Jego ofiara z miłości do nas. Przyczyną śmierci Jezusa nie było jednak przebicie serca włócznią. Kiedy żołnierze podeszli do Niego, aby połamać Mu golenie i tak przyśpieszyć Jego zgon, okazało się to niepotrzebne, bo Jezus już nie żył. Wtedy żołnierz przebił włócznią Jego bok, aby w sposób niezbity stwierdzić fakt śmierci. I tak się stało: z boku wypłynęła krew i woda, już oddzielone, co znaczyło, że faktycznie śmierć nastąpiła jakiś czas temu. Dla Rzymian był to tylko ryt przy wykonywaniu wyroków śmierci. Dla chrześcijan przebicie boku stało się symbolem Jezusowej miłości do końca. Czy potrzeba jeszcze większych argumentów za tym, że „umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2,20)?