„Młodzi będą mieć takie doświadczenie Ducha Świętego, do jakiego ich poprowadzą przygotowujący ich do sakramentu. Ważne jest, aby temu, kto przygotowuje się do przyjęcia sakramentu bierzmowania, towarzyszył świadek. Ale to nie może być ktoś, kto tylko potrzyma rękę na ramieniu” – mówi ks. Artur Godnarski, sekretarz Zespołu Konferencji Episkopatu Polski do spraw Nowej Ewangelizacji. O poszukiwaniu młodych, zaufaniu i misyjności Kościoła rozmawia z Karoliną Krawczyk.
W Polsce jesteśmy w uprzywilejowanej sytuacji. Mamy lekcje religii, w parafiach są odprawiane Msze Święte specjalnie adresowane do dzieci. Nie brakuje kapłanów. A jednak „gubimy” młodych. Dlaczego?
Dlatego, że młody człowiek mimo wszystko nie jest zaopiekowany. To, o czym pani wspomniała, to pewne działania strukturalne, które – owszem – są ważne, ale są niewystarczające. I nie mogą być podstawowym działaniem. W dzisiejszych czasach lekcja religii jest chyba jedynym przedmiotem, który może otworzyć umysł młodego człowieka na to, co transcendentne. Jest też pewna nadzieja w lekcjach etyki, ale one muszą być dobrze prowadzone. Prędzej czy później uczniowie spotkają się z tematem etyki i antropologii chrześcijańskiej. Uczciwe podejście do sprawy nakazuje, aby pojawiło się odniesienie do Boga, do absolutu i do miłości Bożej.
Musimy pamiętać, że sprawa wiary to nie tylko sprawa umysłu, choć to właśnie umysł poznaje pewne prawdy, które są ważne dla człowieka. Obserwuję, że wielu młodych ludzi nie ma pewnej dyscypliny myślenia, ale chyba nie ze swojej winy, tylko z naszej, ze strony dorosłych. My im nie pomagamy w samodzielnym myśleniu, nie prowadzimy ich, nie prowokujemy do zadawania pytań. Wiara jest zaufaniem, a nie ślepym przyjęciem pewnych prawd.
Za mało wymagamy od młodego człowieka? Nie rozumiemy jego świata?
Dziś mamy do czynienia z człowiekiem, który ma inne potrzeby niż dziesięć czy dwadzieścia lat temu. To obszar, który wymaga ogromnego zaangażowania. Niewielu księży chce pracować z młodymi, a ci, którzy chcą – i to pragnę podkreślić – to naprawdę wyjątkowi ludzie. Znam takich księży. Ale oni, podobnie jak rodzynki w cieście, niestety są w mniejszości.
Wielu księżom się jeszcze wydaje, że jeśli powiedzą mocną konferencję (najlepiej o demonach, egzorcyzmach i charyzmatach), to to wystarczy. Prawda jest taka, że to nie ma nic wspólnego z wprowadzeniem młodych w misterium wiary Kościoła. Dzisiaj naprawdę niewielu rozumie, co to znaczy mistagogia.
Podstawowym zadaniem Kościoła i chrześcijanina jest pokazać Chrystusa i prowadzić do spotkania z Nim. Widzę dziś wielu młodych, którzy nie chcą przyjąć sakramentu bierzmowania, bo nie widzą takiej potrzeby. A my w Kościele nie potrafimy wzbudzić w nich pragnienia, żeby mogli powiedzieć: „Chcemy widzieć Jezusa”.
Jak – Księdza zdaniem – można zdobyć zaufanie młodych ludzi?
Odpowiedź jest bardzo prosta. Z kim spędzamy swój czas? Z tymi, którym ufamy. Zatem jeśli współczesny człowiek ma zaufać nam, ludziom Kościoła, to my musimy spędzać z nim czas. I to jest właśnie zmiana modelu Kościoła, o której wciąż mówi papież Franciszek. My musimy stać się Kościołem, który nie jest już zamknięty w murach, ale takim, który wychodzi do drugiego człowieka. Mówię tu szczególnie o naszej, duszpasterzy, obecności.
Co Ksiądz odpowiada swoim współbraciom w kapłaństwie, kiedy proszą o rady dotyczące posługi wśród młodzieży?
Że nie ma jednej, złotej recepty dla wszystkich. Nie da się dopasować, wymyślić jednego działania dla wszystkich w całej Polsce. To trzeba rozeznać indywidualnie w swoim środowisku. Jan Paweł II mówił, że trzeba, aby życie księży było bliższe życiu świeckich. My musimy być bliżej człowieka. Trzeba nam opuścić plebanie i wejść między ludzi, pamiętając, że nie jesteśmy urzędnikami, którzy mają wykonać zadanie, ale po to, żeby być bratem dla drugiego człowieka. Mamy być blisko, także po to, aby dać się poznać.
W odniesieniu do ludzi młodych ważne jest, aby zorganizować im wycieczkę, pójść z nimi do kina, pojechać gdzieś na rowerach, zorganizować adorację Najświętszego Sakramentu. Potrzebujemy być dla nich D-O-S-T-Ę-P-N-I w sakramencie pokuty i pojednania! Młody człowiek potrzebuje mojego numeru telefonu, który nie będzie zastrzeżony. Dla nastolatka liczy się głównie „tu i teraz”. On nie jest w stanie, jak dorosły człowiek, czekać do niedzieli, żeby się spotkać z księdzem. On potrzebuje zadzwonić natychmiast, żeby móc z siebie wyrzucić: „W moim życiu dzieje się tragedia, potrzebuję pogadać”. I wtedy taki ksiądz robi to, o co chodzi papieżowi Franciszkowi – po prostu towarzyszy młodemu człowiekowi. Tej tematyce poświęciliśmy nowość wydawniczą z serii Nowej Ewangelizacji: Owocna posługa wśród młodzieży – czyli jak towarzyszyć młodym (www.owocna.org). Zachęcam do sięgnięcia do tej niesamowicie praktycznej pozycji książkowej. Powinien ją przeczytać każdy, kto chce zajmować się młodymi w Kościele.
Stale włączony telefon, brak czasu dla siebie, ciągłe rozmowy, spowiedzi… To wymagające.
Każdy kapłan potrzebuje odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest w stanie zrezygnować z dużej części swojej prywatności, by być dostępnym dla drugiego człowieka. Jeśli ksiądz ograniczy swoją pracę z młodzieżą do jednej godziny w tygodniu, to nie mamy prawa nazywać tego towarzyszeniem. To jest cenny czas, ale na pewno nie jest towarzyszeniem w pełnym tego słowa znaczeniu. To bycie dla drugiego zaczyna się dopiero wtedy, gdy młody człowiek przychodzi i pyta: „Czy mogę przychodzić do księdza do spowiedzi? Czy zostanie ksiądz moim kierownikiem?”. Kiedy młodemu człowiekowi coś się dzieje, on nie może czekać na to, aż wybije piątek, godzina 17, gdy ksiądz będzie miał dyżur w konfesjonale. Zdaję sobie sprawę, że dla kapłana to życie w dość dużym napięciu. Ale to jest duch misyjny Kościoła. I to stara się zrobić papież Franciszek – zmienić obraz Kościoła ze statycznego w misyjny, który jest gotowy wyjść na poszukiwanie człowieka.
Jak w tym działaniu misyjnym może odnaleźć się człowiek świecki?
Trzeba podkreślić z całą mocą, że mandat misyjny nie jest zarezerwowany tylko dla duchownych. Mocą sakramentu chrztu świętego każdy z nas wszedł w potrójną misję Chrystusa. Chrzest otworzył nam drogę do zbawienia, Komunia Święta karmi nas, abyśmy byli uczniami Chrystusa, a sakrament bierzmowania czyni z nas misjonarzy. Świecki człowiek musi być otwarty na środowisko, w którym żyje. Musi mieć apostolską odwagę do tego, aby przede wszystkim świadectwem własnego życia ewangelizować. Nie może bać się opowiadać o tym, co Chrystus czyni w jego życiu. Kiedy spotyka się ze słabością i cierpieniem drugiego człowieka, może zaproponować wspólną modlitwę. To na początku może być trudne, ale okazuje się, że człowiek, który cierpi i otrzymuje taką propozycję, wie, że ten drugi życzy mu po prostu dobra. Wiele razy, gdy pytałem o to, czy mogę się za kogoś pomodlić, ta druga strona odpowiadała twierdząco.
Podkreślę jeszcze raz – ludzie świeccy mają misję głoszenia słowa Bożego poprzez składanie świadectwa i mówienie o tym, co Jezus czyni w ich życiu. A co może pomóc ludziom świeckim w podjęciu takiej misji? Mamy na przykład dynamicznie rozwijające się Szkoły Nowej Ewangelizacji. W Polsce jest ich ponad czterdzieści. Korzystają z nich kapłani, siostry zakonne, ale także cała rzesza wiernych świeckich. Formacja w SNE na pewno pomoże zdobyć pewną wiedzę, umiejętności i wsparcie od innych świeckich osób.
Sakrament bierzmowania bardzo mocno akcentuje Osobę Ducha Świętego. Jak młody człowiek rozumie trzecią Osobę Trójcy Świętej? Jak pomóc mu zrozumieć, kim Duch Święty jest?
Młodzi będą mieć takie doświadczenie Ducha Świętego, do jakiego ich poprowadzą przygotowujący do tego sakramentu. Ważne jest, aby temu, kto przygotowuje się do przyjęcia sakramentu bierzmowania, towarzyszył świadek. Ale to nie może być ktoś, kto tylko potrzyma rękę na ramieniu.
Kładąc nacisk na obecność świadka w tym procesie przygotowania, nie odkrywamy niczego nowego, ale sięgamy do działania Kościoła pierwotnego. Osobie przygotowującej się do przyjęcia sakramentów towarzyszył świadek, czyli ktoś, kto swoim życiem pokazywał, że Duch Święty jest i że życie wiarą wydaje dobre owoce. Taka osoba musi być gotowa na to, by odpowiadać na pytania dotyczące wiary, bo kandydat może, ba, musi mieć mnóstwo pytań. I dzisiaj młodzi mają mnóstwo pytań! A my w Kościele wciąż mamy taką manierę nietworzenia przestrzeni do dialogu. Nie mamy miejsc, gdzie młodzi mogliby te pytania stawiać. Niestety wciąż myślimy, że jeśli zwołamy ich raz, dwa razy, to oni nagle zaczną pytać, mówić, opowiadać o sobie. A to jest bzdura. To dokładnie tak, jakby rodzicie powiedzieli swoim dzieciom: „Kochane dzieci, w sobotę od 15 do 16 będziemy do waszej dyspozycji, będziemy odpowiadać na wasze pytania i wysłuchamy, co macie nam do powiedzenia”.
Musimy pamiętać, że pytania o wiarę stawiane są w codzienności: wtedy, gdy człowiek przeżywa coś trudnego, coś fascynującego, kiedy nie wie, co ze sobą zrobić. Cechą młodości jest niecierpliwość, a my musimy być gotowi do tego, by być z człowiekiem wtedy, gdy on te pytania zadaje, gdy szuka, gdy nas potrzebuje. Jeśli chcemy, by młody człowiek poznał Ducha Świętego, to on potrzebuje o Nim usłyszeć wtedy, kiedy zacznie o Niego pytać. I ważne jest, żeby właśnie wtedy był przy nim świadek.