Jezus żyje tu nadal

 

O izraelskiej codzienności i tle wieczystej adoracji Najświętszego Sakramentu z s. Miriam Michalak ze Zgromadzenia Sióstr Pobożnych Uczennic Boskiego Mistrza rozmawia Karolina Krawczyk.

Jak trafiła Siostra do Ziemi Świętej?

To proste: samolotem! Do Ziemi Świętej zostałam wysłana przez moich przełożonych. To tak w skrócie. Choć jest to jak najbardziej zgodne z prawdą, to jednak cała historia jest dosyć długa.

Jest to może związane z charyzmatem zgromadzenia?

Związane z faktem, że w Jerozolimie została otworzona kaplica adoracji Najświętszego Sakramentu i potrzeba było tam grupy osób, które na stałe zapewniłyby obecność przed Jezusem Eucharystycznym. A Zgromadzenie Sióstr Pobożnych Uczennic Boskiego Mistrza w swoim charyzmacie ma kult eucharystyczny, który przejawia się przede wszystkim adoracją.

Czyli jednak spełnione marzenie i zrealizowany charyzmat?

Moja przygoda z Ziemią Świętą jest długa, bo tak naprawdę zahacza o moje dzieciństwo.

Urodziłam się w Szpitalu Żydowskim w Lublinie, a mieszkałam na Starym Mieście przy ul. Grodzkiej. Ten, kto choć trochę zna Lublin, wie, jak wiele ma on wspólnego z Żydami. Kiedy byłam dzieckiem, z innymi dziećmi z podwórka opowiadaliśmy sobie historie o zamurowanych przez Żydów skarbach w ścianach naszych mieszkań… Później wiele czytałam na temat historii Lublina, chcąc uczestniczyć w konkursie wiedzy o Lublinie, i dowiedziałam się o jego związkach z historią narodu wybranego.

Czy marzyłam wtedy o wyjeździe do Izraela? Nie. Nawet nie śmiałam o tym pomyśleć.

Zaczęłam natomiast z większą uwagą czytać Pismo Święte, zwłaszcza Stary Testament. Odkrywałam podobieństwo mojej historii z historią tego małego narodu. Po wstąpieniu do zakonu jakoś jeszcze bardziej pogłębiała się moja słabość do historii Żydów.

Podczas pierwszych ślubów zakonnych miałam wybrać imię, jakie chciałabym przyjąć jako siostra zakonna. Nie myślałam za wiele, bo wybrałam już dawno: s. Maria Izraela. Jednak przełożone nie zaakceptowały go i dały mi jeden dzień na wybór innego imienia. Powodem była zbytnia oryginalność. Zgadzam się z tym teraz, choć to imię jest obecne w Izraelu…

I jak zmieniła Siostra imię?

No i miałam kłopot. Nad imieniem myślałam i modliłam się o nie przez kilka lat, a tu miałam jedynie jeden dzień na wybór innego. Nic nie przychodziło mi do głowy. Nie wyobrażałam sobie imienia, które nie miałoby związku z Biblią.

W tym też czasie nasza grupa nowicjuszek została poproszona o poprowadzenie czuwania na Jasnej Górze, z racji peregrynacji figury Maryi z Nazaretu. To właśnie tam podczas modlitwy zobaczyłam na skraju szaty Miriam z Nazaretu gwiazdę Dawida. I już wiedziałam, jakie będzie moje imię! Zakon zaakceptował!

No dobrze, ale to jeszcze wcale nie było równoznaczne z wyjazdem do Ziemi Świętej.

Tak, racja, ale kiedy jedna z naszych sióstr wyjechała do Ziemi Świętej na studia, to wszystko stało się bliższe. Gdy okazało się, że zakładamy tam wspólnotę, nabrała siły, by o moją obecność w tamtym miejscu zawalczyć. Napisałam więc do głównej przełożonej, wyrażając swoje pragnienie, by kiedyś stanowić część wspólnoty jerozolimskiej.

Pamiętam jak dziś: 2 lutego 2009 roku, trzymając w ręku kanapkę z kiełbasą (absolutnie niekoszerną), odebrałam telefon, w którym przełożona generalna zapytała mnie, czy jestem gotowa na przyjęcie misji wyjazdu do Ziemi Świętej. Trudno było mi uwierzyć w to, co usłyszałam. Oczywiście zgodziłam się. I tak zaczęła się na poważnie moja przygoda z ziemią Jezusa.

Jakie były Siostry pierwsze myśli po wystartowaniu samolotu i pierwsza myśl już w Ziemi Świętej?

Bardzo przeżyłam już sam wylot do Izraela, bo był to dla mnie w ogóle pierwszy lot samolotem. Kiedy już po odprawie znalazłam się nagle sama na lotnisku, bez sióstr i przyjaciół, którzy odprowadzili mnie do hali głównej, ogarnął mnie lęk. Myślałam o tym, jak oni wracają teraz do swojej codzienności, a ja lecę w nieznane, pomiędzy ludzi, których nie znam. Poczułam się bardzo samotna, dopóki nie wsiadłam do samolotu. Od tego momentu zaczęła się moja miłość do latania samolotem.

Pierwsza myśl w Tel Awiwie na lotnisku dotyczyła temperatury. Był 25 czerwca, a ja czułam się, jakby mnie ktoś oblał wiadrem wody. Ale ojcowie franciszkanie, którzy przyjechali po mnie z Jerozolimy, zapewniali, że w Świętym Mieście oddycha się lepiej. Zawieźli mnie najpierw na Górę Oliwną, skąd rozciąga się najcudowniejszy widok na Starą Jerozolimę. I taki widok miałam przed oczami: Święte Miasto w świetle wschodzącego słońca. Zakochałam się.

Czyli miłość od pierwszego wejrzenia! Czym zatem Siostra zajmowała się, będąc w Jerozolimie?

Naszym głównym obowiązkiem w Jerozolimie była adoracja Najświętszego Sakramentu przy IV stacji Via Dolorosa, czyli w samym sercu Starego Miasta. Oprócz tego pracowałam w bibliotece kustodii Ziemi Świętej, studiowałam także w międzyczasie na Studium Biblicum Franciscanum.

Jaka jest atmosfera codzienności w Izraelu? Czy odczuwa się te wszystkie napięcia, o których informują media?

Jest tam spokój, nie odczuwa się tak bezpośrednio napięć. Ale kiedy już zamieszka się tam dłużej, okazuje się, że to przyzwyczajenie, a ludzie jakoś uczą się funkcjonować nawet w takich nietypowych warunkach. Jednak ci, którzy przybywają tam na chwilę, zauważą od razu, jak bardzo to życie różni się od życia chociażby w Polsce. Sama obecność wojska na ulicach czy tzw. checkpointy są czymś, co przypomina nasz okres stanu wojennego, a wiemy, że na taką codzienność trudno się zgodzić. Jednak często dalekie od prawdy są też media. Bardzo wyolbrzymiają wydarzenia związane z konfliktem palestyńskim. Kiedy był zamach bombowy w Jerozolimie i zginęła tylko jedna osoba, w mediach w Polsce pokazywano zdjęcia z ostatniej Intifady!

Czy w takim klimacie możliwe są przyjaźnie siostry zakonnej z muzułmanami?

Oczywiście, że tak. Przyjaźń nie zależy od wyznania, ale od człowieczeństwa. Choć wygląda ona inaczej niż taka między chrześcijanami. Jeszcze zależy, jak gorliwi są muzułmanie. Z niektórymi moimi znajomymi mam bardzo serdeczne relacje, znam całe ich rodziny, ale są i tacy, z którymi wiele rozmawiam, ale ręki mi nie podadzą. Oczywiście mam tu na myśli mężczyzn. Posiadam bardzo wiele pozytywnych doświadczeń przyjacielskiego kontaktu z muzułmanami. Pomoc między rodzinami chrześcijańskimi i muzułmańskimi jest czymś codziennym. Choć nie brakuje podkreślania, kto jest chrześcijaninem, chociażby przez dość pokaźne krzyże, jakie noszą tak mężczyźni, jak i kobiety.

Ilu chrześcijan jest w Izraelu? Czy chrześcijanie boją się żyć w Ziemi Świętej?

Trudno powiedzieć… Podaje się, że chrześcijan w Izraelu jest około 2-3%. Nie wiem dokładnie ilu. Myślę, że więcej niż strachu jest w nich troski o przyszłość, bo jednak chrześcijanie wielokrotnie nie są traktowani w sposób równy chociażby Żydom wyznania judaistycznego. Państwo Izrael to państwo religijne.

Widoczne są jakieś prześladowania? Jak wspólnoty chrześcijańskie reagowały na akty wandalizmu ze strony Żydów? Chodzi mi tutaj o ataki na klasztor w Betanii, o wulgarne napisy na Wieczerniku…

Prześladowania to chyba w przypadku Ziemi Świętej zbyt dosadne słowo, patrząc na inne kraje. Takie zachowanie wobec chrześcijan spotyka się przede wszystkim z ogromnym wyrazem bólu, bo oni w Ziemi Świętej są ludźmi bardzo otwartymi. Stąd też tak trudno zrozumieć nam, z naszą mentalnością przebaczenia, że ktoś tak bez powodu nagle obrzuca samochody kamieniami lub splunie na widok krzyża czy habitu. My jesteśmy otwarci, ale mentalność nasza a chociażby ortodoksyjnych Żydów czy gorliwych muzułmanów jest tak bardzo różna, że nasz sposób zachowania wobec nich może zostać odczytany odwrotnie do intencji. Stąd myślę, że ważna jest świadomość kultury tej drugiej osoby i uszanowanie tego, co jest inne, oraz na pewno unikanie wymuszania zmian. To przede wszystkim musimy powiedzieć do siebie, bo trzeba zawsze zaczynać od siebie, a nie czekać, aż ktoś się dostosuje.

Po takich aktach wandalizmu najczęściej wspólnota Kościoła otrzymuje list z przeprosinami ze strony osób odpowiedzialnych. Myślę, że nie to jest najgorsze, co spotyka tam chrześcijan, ważne, aby oni sami tego nie prowokowali i między sobą potrafili żyć w pokoju.

Jak Siostra na własnej skórze odczuła, że Ziemia Święta to piąta Ewangelia?

Może wydawać się to dziwne, ale ja w Ziemi Świętej spotkałam Jezusa nie w budynkach i miejscach, ale przede wszystkim w ludziach. Mówi się, że właśnie ludzie są tymi żywymi kamieniami, z których zbudowane jest to miejsce święte. Jezus żyje tam nadal, właśnie w sercach ludzi. I wtedy nie ważne, jakiego jest się wyznania, z jakiego kraju się pochodzi i jaki ma się kolor skóry. Jednocześnie w tej otwartości nie zacierają się tożsamości. Każdy wie, kim jest i do jakiej grupy należy…

Gdy wyjedziesz z Ziemi Świętej, będziesz nosiła ją w sercu i nie ważne, gdzie jesteś dzisiaj, a gdzie będziesz jutro. Ta piąta Ewangelia jest tym, co piszemy naszym życiem.

Karolina Krawczyk

Author: Karolina Krawczyk

Kiedyś kard. Nagy zadziwił się moim wzrostem i nazwał mnie "małą redaktorką". Tak już zostało :) Z CzasemSERCA związana jestem od 2009 roku. Prowadzę także nasze radiowe audycje w Radio Profeto.pl Fascynuje mnie człowiek, dlatego najczęściej przeprowadzam dla Was wywiady. Uważam, że ludzie są Cudem.

Share This Post On

Submit a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.