Okazało się, że odpowiedź na pytanie, z kim rozmawiać o uchodźcach jest tuż za moim oknem. Nie musiałem nawet wyjeżdżać z miasta, w którym mieszkam. W katowickiej parafii św. Ludwika Króla i Wniebowzięcia NMP, prowadzonej przez ojców franciszkanów, znalazła schronienie rodzina z Syrii: Fahed, jego córka Rita wraz z mężem Eliasem oraz niespełna roczny Fadi.
początki w Polsce
Czy to wyłącznie medialny temat na czasie? Może ktoś szuka rozgłosu? „Chodzi o to, żeby ten reportaż przyniósł pożytek” – mówi o moim przybyciu o. Alan Rusek, proboszcz. Rozmawialiśmy zaledwie kilka chwil, a obgadaliśmy mnóstwo spraw. W międzyczasie dowiedziałem się, jak żyją bohaterowie tego tekstu. Zacznijmy jednak od początku…
Rodzina Faheda przyjechała do Polski w październiku 2015 roku. Najpierw znaleźli oni schronienie i pomoc w okolicach Zielonej Góry. Po niedługim czasie z propozycją wsparcia wyszła parafia franciszkanów w Katowicach. Syryjczycy odnaleźli tutaj dom. Obecnie mogą w miarę spokojnie żyć. W ich sercach mieszka natomiast cały czas Syria, a przede wszystkim bliscy, którzy tam pozostali. Minęły już dwa lata odkąd Fahed z córką i jej rodziną przybyli do Polski. Nie oznacza to jednak, że nie potrzebują oni dalszej pomocy.
W jaki sposób syryjska rodzina trafiła na polską ziemię? Otóż syn Faheda, Giorgio, jest od ponad pięciu lat franciszkaninem, klerykiem uczącym się w seminarium w Jerozolimie. Jeden ze współbraci o. Alana był w pewnym momencie jego wychowawcą. To właśnie dzięki niemu udało się zorganizować przeprowadzkę rodziny z Syrii w bezpieczne miejsce. „Inna kultura, inny język, ale wiara ta sama” – mówi proboszcz. Z porozumiewaniem się nie jest łatwo. Fahed i Elias uczą się wprawdzie polskiego na Uniwersytecie Śląskim oraz w parafii, osiągają nawet dobre wyniki, jednak język nie przychodzi im bezproblemowo.
pomoc niewystarczająca
„Od jakiegoś czasu mówi się wiele o emigrantach, ale do tej pory nie ma stosownych uchwał, przepisów w tym temacie” – stwierdza o. Alan. „Trudności są ze wszystkim. Obecnie jest tutaj jedna rodzina, ale możemy się domyślać, co by było, gdyby było ich u nas więcej. Dlatego lepiej jest pomagać im tam, w Aleppo”. Zwraca na to uwagę również miejscowy biskup. „Jeśli chrześcijanie opuszczą Aleppo, na ich miejsce przyjdą muzułmanie, a po chrześcijanach w ogóle zniknie ślad. Tymczasem są oni potrzebni w Syrii” – parafrazuje jego refleksję o. Rusek. Spotkał się on niedawno z tym duchownym we Wrocławiu. Motywem jego przybycia była akcja „Dar dla Aleppo” zorganizowana na Dolnym Śląsku przez kościoły i władze samorządowe, w wyniku której zebrano ponad milion złotych na pomoc dla szpitala św. Ludwika w Aleppo. Ośrodek ten ucierpiał wskutek bombardowania i kradzieży sprzętu i maszyn. Podczas tego spotkania biskup podkreślił również, że oprócz organizacji kościelnych, polski rząd jest jedyny na świecie, który pomaga ofiarom z Aleppo.
Problem leży nie tylko w tym, żeby skutecznie pomagać chrześcijanom w Syrii, ale również tutaj, u nas w Polsce. Państwo świadczy co prawda pomoc socjalną, jednak wyłącznie na rok. Ten czas jest przeznaczony na integrację oraz naukę języka. To nie wystarczy. „Po roku pomoc się kończy” – kwituje franciszkanin. Jedyne, co potem pozostaje, to liczenie na wsparcie ze strony MOPS-u oraz parafii. Mieszkanie dla Syryjczyków jest przecież wynajmowane prywatnie i trzeba je opłacać. Do tego dochodzą trudności ze znalezieniem pracy. Rodzina mieszka blisko klasztoru. To dużo ułatwia. Pobliski proboszcz pomaga im w wielu kwestiach na tyle, na ile potrafi, właściwie jest z nimi na okrągło. Pytałem innych współbraci o. Alana, choćby tych, którzy utrzymują kontakt z gośćmi zza granicy, o to, z kim jeszcze mógłbym porozmawiać na temat tutejszych Syryjczyków. Odpowiadali zawsze, że to proboszcz jest we wszystko zaangażowany. Za opiekę nad nimi otrzymuje on jednak coś w zamian: uczy się ich kultury, zgłębia panujące w Syrii zwyczaje, poznaje nowe potrawy.
tacy jak my
Prawda jest taka, że nie wystarczy nagłaśniać temat i wyłącznie mówić o Fahedzie oraz jego rodzinie jako gościach w Polsce. Nie pozostają przecież tutaj na miesiąc czy rok. Planują w Polsce swoje życie, chcą na dobre osiąść, znaleźć dobrą pracę i założyć własne rodziny. Rita i Elias mają teraz dziesięciomiesięczne dziecko. „Są akceptowani” – mówi o. Alan. „Kilku Syryjczyków, którzy już wcześniej tu zamieszkali, pomagało nam w komunikacji. Jeśli trzeba było coś precyzyjnie wyjaśnić po arabsku, zgłaszali się do tłumaczenia. Oni są do nas naprawdę podobni, właściwie tacy sami jak my”. Fahed jest inżynierem, architektem z 30-letnim stażem pracy, Elias studiował prawo. Studia prawnicze ukończył, jednak niestety nie zdążył odbyć praktyk. Przerwał je wybuch wojny. Wojna przeszkodziła również w dalszej edukacji Rity.
Nie wszyscy, którzy mówią po arabsku są terrorystami. Mają inne zwyczaje wynikające z ich kultury, ale również wierzą, podobnie jak my. Przychodzą na msze, uczestniczą w życiu parafii. Fahed śpiewa nawet w chórze parafialnym, w basach. „To również jest jego sposób na naukę polskiego” – dodaje proboszcz. Owszem, czasami zdarzają się nieprzyjemne sytuacje. Podróżując autobusem, Elias rozmawiał kiedyś przez telefon po arabsku. Usłyszała to grupka ludzi i zaczęli go zaczepiać. Jedynym sposobem na uniknięcie niepotrzebnego incydentu było wyjście z pojazdu na najbliższym przystanku.
jak pomóc?
Najistotniejszym problemem, który stoi teraz przed Fahedem, Ritą i Eliasem jest znalezienie pracy. Ojcu Alanowi zależy na tym, by przez nią jakoś się oni usamodzielnili. Posługują się biegle arabskim oraz angielskim. To może być przydatne np. w pracy w korporacji. Dlatego zwraca się on z apelem również do czytelników tego tekstu. Jeśli ktoś mógłby ofiarować pomoc, proszony jest o przesłanie informacji na maila parafialnego: parafia@panewniki.pl. Można także udzielić wsparcia finansowego na konto parafialne z dopiskiem „dla rodziny z Syrii”: PEKAO 41 1240 1330 1111 0010 0388 6189.
Warto w tym miejscu wspomnieć również o akcji Caritas Polska „Rodzina Rodzinie”. Jest to inicjatywa polegająca na pomocy finansowej rodzinom, które ucierpiały w wyniku konfliktu w Syrii. Deklarując chęć pomocy, przez pół roku możemy pomagać konkretnej rodzinie znajdującej się w potrzebie. Do akcji można dołączyć jako rodzina, grupa, parafia czy nawet diecezja. Zazwyczaj jest tak, że aby pomóc jednej rodzinie, potrzeba zaangażowania większej liczby dobroczyńców. Wpływy inwestowane są w zapewnienie godnego życia Syryjczykom w ich zniszczonym wojną kraju.