Dobrze, że ksiądz przyszedł. Spotkanie 19.
Nadszedł miesiąc maj. Wiosna rozkwita pięknem soczystej zieleni traw i wachlarzem różnobarwnych kwiatów. Ptaki w parkach wyśpiewują wspaniałe arie, zachęcając wszystkich zakochanych do romantycznych spacerów i wyznawania wzajemnej miłości. W majowej scenerii tak łatwo jest wypowiadać słowa, mówiące o miłości, deklarujące oddanie i wierność. W takich sytuacjach raczej nie zastanawiamy się nad konsekwencjami spontanicznych wypowiedzi i gestów. Być może dlatego przychodzą później rozczarowania i miłosne zawody serca. Zanim więc wypowiemy nasze “kocham”, warto postawić sobie pytanie, co kryje się w tym jednym słowie? Otóż to krótkie słowo zawiera w sobie całe bogactwo człowieczego serca, to wszystko, co w nas najpiękniejsze, co określa istotę naszego człowieczeństwa.
Idealny obraz miłości ukazał nam Chrystus, gdy wszedł w naszą ludzką egzystencję. W Eucharystii uczynił siebie całkowitym darem, a na Kalwarii oddał swoje życie aż do ostatniej kropli krwi. Oto niedościgniony przykład miłości, realizującej się w bezinteresownym darze samego siebie. Tak więc to nie sentymentalizm majowych uczuć ma kreować kształt naszej miłości, lecz realizm Bożej miłości, zawarty w niezgłębionej symbolice Jezusowego, zranionego Serca.
Prawdziwie kochać to znaczy dać siebie drugiej osobie i otworzyć dla niej swe serce, nawet za cenę własnego życia, jak to uczynił Jezus. Zatem każdy z nas, wyznając swą miłość, powinien zapatrzeć się w Serce Mistrza z Nazaretu, by nadać właściwy wymiar swym słowom i gestom?