W poprzednim numerze naszego czasopisma omówiliśmy kwestię ilości ewangelii, wykazując, iż tylko cztery – Mateusza, Marka, Łukasza i Jana – zasługują na miano wiarygodnych. Pozostawiliśmy jednak otwarte pytanie o możliwe zniekształcenia tekstu na przestrzeni wieków. Pytanie to jest o tyle zasadne, że co jakiś czas rozmaici miłośnicy taniej sensacji i poszukiwacze spisków, za którymi rzekomo miałby stać Watykan, ogłaszają wszem i wobec, iż tekst, który znajduje się w naszych Bibliach, jest zafałszowany.
czy ewangelie są naprawdę takie stare?
Jak to zwykle bywa, w każdym kłamstwie jest próbujące je uwiarygodnić ziarnko prawdy. W przypadku kwestii tekstów Ewangelii tym ziarnkiem jest bezdyskusyjna prawda, że do dzisiaj nie zachował się pierwotny tekst żadnej z czterech ewangelii. Zanim jednak pogrążymy się w otchłani zwątpienia, spróbujmy sobie uświadomić jedno – nie istnieją też oryginalne teksty innych klasycznych dzieł starożytnych, jak choćby Iliady Homera, a jednak nie kwestionujemy ich autentyczności. W przypadku czterech ewangelii jesteśmy natomiast w o tyle szczęśliwej sytuacji, że ich teksty były powszechnie znane i czytane w starożytnym Kościele, co oznacza, że każda poważna zmiana (nie mówimy tu o przypadkowym, drobnym błędzie kopisty) byłaby z pewnością zauważona i wzbudziłaby powszechny protest. Co więcej, do naszych czasów zachowały się bardzo stare, bo pochodzące z II, a nawet I w. n.e. teksty poświadczające autentyczność Ewangelii. Są to zarówno starożytne ewangeliarze lub ich fragmenty, jak i wplecione w teksty starożytnych kazań czy komentarzy biblijnych cytaty, z którymi łatwo można skonfrontować posiadane przez nas ewangelie. Oczywiście, mając do czynienia z tak starożytnym tekstem, trudno się spodziewać, że na przestrzeni wieków żaden kopista nie popełnił błędu, który (niezauważony) mógł być po wielokroć kopiowany. Warto jednak wiedzieć, że istnieje cała gałąź nauki zwana krytyką biblijną, zajmująca się wyszukiwaniem takich pomyłek i rekonstrukcją tekstu oryginalnego. Każde poważne tłumaczenie nie tylko Ewangelii, ale całej Biblii opiera się właśnie na tzw. wydaniach krytycznych, będących owocem bardzo specjalistycznych i zaawansowanych poszukiwań naukowych, mających na celu dojście do tekstu najbliższego oryginałowi.
Podchodząc zatem z uzasadnionym zaufaniem do posiadanego przez nas tekstu czterech ewangelii, możemy, opierając się na nich, spróbować odpowiedzieć na pytania fundamentalne: Kim był Jezus? Za kogo się uważał? Czy to, co mówił sam o sobie, zasługuje na wiarę?
większy od Mojżesza
Wczytując się uważnie w relacje ewangelistów, a szczególnie w najstarsze pokłady tekstu, zawierające wtręty z języka aramejskiego, którym posługiwał się na co dzień Jezus i apostołowie, zauważamy ciekawą rzecz – Jezus bardzo niewiele miejsca poświęcał samemu sobie. Całe Jego nauczanie było skoncentrowane na Bogu, którego nazywał Ojcem, i na Jego królowaniu. A jednak nauczanie Jezusa budziło zdziwienie. „Uczył bowiem, jak ten, który ma władzę” (por. Mk 1,22), tak, że budziło to zdumienie, a nawet opór świetnie zaznajomionych z ówczesną Biblią „uczonych w Piśmie”. Jednym ze zwrotów, który wręcz musiał powodować kontrowersje, były słowa: „A ja wam powiadam”. Słyszeliśmy je już nieraz i przywykliśmy do nich. Dzisiaj już nas nie zaskakują. Z pewnością jednak dla słuchaczy Nauczyciela z Nazaretu musiały być one wstrząsające i bulwersujące. Sugerowały bowiem, że Jezus ma się za kogoś większego, lepiej znającego Boga niż najwyższy autorytet religijny Żydów – Mojżesz. Rabini nieraz spierali się ze sobą, ale nikt nigdy nie próbował korygować Mojżesza! Co więcej, Jezus często rozpoczynał swoje nauczanie od dziwnego zwrotu: „Amen, amen mówię wam…”. Polscy tłumacze najczęściej oddają go słowami: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam…”, które brzmią dosyć archaicznie i nie sugerują nic oprócz patosu. Tymczasem, używając bliższego nam sposobu mówienia, należałoby je przetłumaczyć jako: „Mówię wam, jak jest; tak właśnie jest”. Używając tego sformułowania, Jezus niejako mówił: „Znam Boga i mam pewność, że w tym, co o Nim mówię, nie ma niczego, co byłoby kłamstwem lub wymysłem, pochodzącym z wybujałej fantazji”.
Syn Ojca
Choć w ewangeliach synoptycznych (Mateusza, Marka i Łukasza) nie znajdujemy wzmianek, wskazujących na to, by Jezus mówił o sobie jako o Synu Bożym, to jednak uwadze uczniów nie umknął sposób, w jaki zwracał się do Boga. Był on na tyle niespotykany, że ewangeliści zdecydowali się jedynie zapisać go w transkrypcji fonetycznej, ale nie tłumaczyć na język grecki. Chodzi tu oczywiście o słowo „Abba”. Wprawdzie w Starym Testamencie Bóg objawia się jako Ojciec, ale jako Ojciec całego ludu Izraela. Nigdzie nie znajdujemy jednak tej osobistej poufałości, z którą zwracał się do Boga Jezus; często dawał On wyraz temu, że zna Ojca i jest jedno z Nim.
Syn Człowieczy
Choć, ze względu na polityczne konotacje, Jezus stronił od nazywania Go Mesjaszem czy Synem Bożym, lubił mówić o sobie jako o Synu Człowieczym. Zwrot ten jest bardzo ciekawy, gdyż cechuje go mocna dwuznaczność. Z jednej strony oznaczał po prostu człowieka, z drugiej zaś – kogoś znacznie większego. Co Jezus miał na myśli, używając tego sformułowania, wyjaśnia się pod koniec Jego publicznej działalności. W trakcie nocnego przesłuchania, poprzedzającego sąd Piłata, arcykapłan zapytał Go: „Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?” (Mt 26,63). Odpowiedź Jezusa była klarowna, a zarazem wstrząsająca dla słuchaczy: „Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach niebieskich” (w. 64). Oznaczała ona m.in., że tytułując siebie Synem Człowieczym, Rabbi z Nazaretu miał na myśli nie tyle zwykłego człowieka, co przychodzącego od Boga Sędziego świata. Reakcja arcykapłana była więc łatwa do przewidzenia – teatralnym gestem rozdarł swoje szaty i rzekł: „Zbluźnił”. Inni dodali: „Winien jest śmierci”. Okoliczności, w których Jezus bez ogródek wyjawił, za kogo się uważa, wskazują na to, że rzeczywiście musiał być co do tego przekonany. Czy jednak można mu wierzyć? A może był w błędzie? Na to pytanie odpowiemy w następnym numerze.