Czy znamy księży celebrytów? Choć może wydawać się to nieprawdopodobne księży celebrytów gościmy w naszym domu kilka razy w tygodniu. Są tacy, którzy „wpadają na kawę” nawet codziennie. Czy to normalne? Sądzimy, że tak. Co więcej, to czasem jedyna sposobność, by spotkać się ze świadkiem zmartwychwstałego Pana.
zanęta do Kościoła
W lutym ubiegłego roku o. Adam Szustak zgromadził na rekolekcjach wielkopostnych w poznańskiej katedrze ok. pięć tysięcy ludzi. To wynik jego niezliczonych podróży kaznodziejskich, ale przede wszystkim obecnie co najmniej 400-tysięcznej stałej widowni internetowej. I chociaż w wielu kręgach, nie tylko wśród zazdrosnych braci w kapłaństwie, uważany jest za „najgorsze”, co ma do zaoferowania Kościół w Polsce, to jednak nie sposób było znaleźć w 2018 roku w naszym kraju drugiego takiego siewcę Słowa, zapalającego ludzi w każdym wieku i stanie do życia w przyjaźni z Bogiem.
Zanęta zatem rzucona, kto jednak złowi rybę? Ludzie szukają czegoś, co ich poruszy, co do nich przemówi. Także emocjonalnie. Wiara nie opiera się wszak głównie na emocjach, ale my jesteśmy emocjonalni i ten wymiar ma u nas duże znaczenie. Ksiądz Grzegorz Strzelczyk, skądinąd znany z mediów teolog, powiedział ostatnio: „Jeżeli Szustaka uznamy za zanętę, bo to ją wrzuca się w wodę, żeby przypłynęły ryby, to trzeba uczciwie przyznać, że robi świetną robotę, bo zanęca do Kościoła”.
raper w sutannie
Najlepszy raper wśród księży i najlepszy ksiądz wśród raperów dostał talent do składania rymów, ale nie szuka rozgłosu, a muzę nagrywa, bo jest to pasja, którą chce się dzielić, by ewangelizować. Hiphopowiec, którego piosenki mają miliony wyświetleń, w swoich tekstach mówi jasno, że nie interesuje go „fejm”, ale chwała Boża, a wszystko, co robi, oddaje w ręce Tego, który go posyła na żniwo. Przypomina w tym Jana Chrzciciela (bluza z kapturem zamiast wielbłądziej skóry, ciągła „nawijka” o Bogu w miejscu szarańczy, brak kont w portalach społecznościowych jako pustelnia), który swoim stylem życia i głoszenia pociągał tłumy. Kiedy jednak przyszedł „Większy”, on usunął się w cień.
Ksiądz Kuba Bartczak, bo o nim mowa, twierdzi, że bez realizacji pasji nie ma mowy o spełnianiu siebie. „Oczywiście po drodze wiele razy trzeba mierzyć się z lenistwem, liczyć z tym, że może być trudno, że ktoś nam będzie zazdrościł, przeszkadzał, ale i tak warto szukać w życiu pasji”. A gdy już ją się znajdzie, po prostu za nią podążać, bo ona pozwala żyć w pełni, dzień po dniu odkrywać świat. Mówi o sobie: „Moją największą pasją jest kapłaństwo. Muzyka jest na dalszym planie”. To słychać w jego tekstach. To widać, wszędzie tam, gdzie głosi (w ubiegłym roku spotkaliśmy się na Mazurach). Dla młodych ludzi jest księdzem, którego „chciałoby się mieć” u siebie w parafii, szkole i… na ławeczce między blokami.
ewangelizacja 2.0
„Szczęść Boże, z tej strony ks. Teodor Sawielewicz. Chciałbym zrobić z wami live na Facebooku”. Kiedy dostaliśmy wiadomość o tej treści, poczuliśmy się zawstydzeni. Oto działamy w sieci już jakiś czas, a katolicki ksiądz „tłumaczy” nam, jak tworzyć w Internecie. Wie, co mówi, bo jego transmisje modlitwy online docierają do dziesiątków tysięcy ludzi spragnionych słowa Bożego. Coś, co było niedawno domeną technologicznych speców i blogerów, staje się kolejnym narzędziem w służbie nowej ewangelizacji.
Jak powtarza abp Grzegorz Ryś, wszelka działalność internetowa to zaledwie preewangelizacja, ale w dzisiejszych czasach od spotkania online do spotkania w „realu” jest całkiem niedaleko. Potwierdza to dobitnie przykład twórcy teobańkologii. Ksiądz Teodor wielu swoich penitentów poznał na Facebooku, albo raczej to oni poznali jego. Kapłana rozmodlonego, wierzącego w moc Chrystusa, otwartego na drugiego człowieka, szukającego zagubionych owiec tam, gdzie one dzisiaj zwykle bywają – w sieci.
znajomy ksiądz celebryta
Choć może wydawać się to nieprawdopodobne, księży celebrytów gościmy w naszym domu kilka razy w tygodniu. Są tacy, którzy „wpadają na kawę” nawet codziennie. Celebransów celebrytów wpuszczamy już nie tyle do naszego domu, co do miejsc, gdzie do tej pory bywaliśmy jedynie sami (ewentualnie z mężem/żoną). Czy to normalne? Sądzimy, że tak. Co więcej, to dla wielu nadal jedyna sposobność, by spotkać się ze świadkiem zmartwychwstałego Pana.
Cytowany nieco wyżej ks. Strzelczyk dopowiada: „Zanęta daje głównie zapach, ale nie pozwala się najeść. I trochę uzależnia. Pytanie, kto te ryby teraz powyciąga…”. Można dodać: czy, choć zanęceni, wrócimy na dno naszych przyzwyczajeń, czy wreszcie damy się złowić Chrystusowi?