Odpowiedź: „Zależy w jakiej dziedzinie” wydaje mi się najrozsądniejsza. Sercanie w Polsce od ćwierć wieku zajmują się działalnością wydawniczą. I to właśnie ta dziedzina, jak rzadko która, zmienia się w szalonym tempie. A w nieco mniej szalonym zmienia i nas. Tajemnicą poliszynela jest to, że do pędzących zmian technologicznych nie dorastamy. I wcale nie myślę o trudnościach w operowaniu nowymi mediami, ale o sprytnym wpleceniu ich we wcześniej przemyślaną strategię.
Na ewangelizacyjnej scenie jest dużo miejsca. Także tego jeszcze nie dość zagospodarowanego, preewangelizacyjnego. Ta właśnie przestrzeń wydaje mi się bardzo istotna, aby nasze ewangelizacyjne działanie było wychodzeniem z kryjówek, budowaniem mostów i mówieniem z satysfakcją o tym, co sercanie robią.
pytanie o treść
W drogę musimy wyruszyć, myśląc o nowej treści. Zbudowanej na głębokim przekonaniu, że to, co robimy i to, w co wierzymy, ma sens. Ale zanim wyjdziemy na jakąkolwiek elektroniczną czy drukowaną ambonę, trzeba zapytać, czy rzeczywiście kochamy naszych odbiorców takimi, jakimi są. Czy jest w nas jakaś porcja sympatii do nich albo czy przynajmniej jest w nas pragnienie pokochania ich? Bo czasy wychodzenia na ambonę z góry gotowymi, mniej lub bardziej przemyślanymi treściami, powinny czym prędzej odejść do lamusa. Dziś wyczuwam czas słuchania, a następnie poszukiwania. Czyli słuchania nie tylko w celu dania odpowiedzi czy przekonywania do własnych racji.
Nie działają albo przynajmniej nie powinny działać serie gotowych odpowiedzi, ale wspólnie stawiane pytania i wspólne poszukiwanie dróg wyjścia. Bóg nie zesłał nam cudownie kolejnych tomów boskich pism do wprowadzenia w życie, ale swojego Syna. Syna, który dzielił z ówczesnymi stół, łóżko, warsztat pracy i świątynię. Nie zdezerterował nawet od dzielenia krzyża. Wielu będzie pytało, czy w momencie wchodzenia w taki szeroki dialog nie ocieramy się o utratę wyrazistości czy nawet zdradę przekonań. Czasem tę wątpliwość czy zakamuflowany lęk uzasadniamy „trudnymi czasami dla Kościoła” lub wręcz „zmasowanym atakiem”, na który odpowiedzią ma być zwarcie szeregów i wyjście z „Katechizmem na ustach”. Nie jest to optymalna droga. Bo wśród naszych odbiorców są i tacy, którzy oczekują preewangelizacyjnego spotkania. Jestem przekonany, że Ewangelię i Katechizm bardziej niż na ustach trzeba mieć we krwi.
Świeża treść, nowa opowieść, którą musimy zbudować, powinna być spotkaniem jasno określonych celów i wartości z oczekiwaniami i potrzebami tych, z którymi chcemy się komunikować.
pytanie o człowieka
Lubię pytanie, jakie autor biblijny wkłada w usta Boga w Księdze Rodzaju: „Adamie, gdzie jesteś?” (por. Rdz 3,9). Pozornie naiwne, bo oto Wszechwiedzący o coś zapytuje. Stwórca zagubił stworzenie. Czy czasem nie jest dla nas jednym z największych wyzwań pytanie o człowieka? Nie tylko gdzie on jest, ale jaki on jest? Czym żyje? Jakie są jego wartości i obawy? Trudno bowiem cokolwiek z dziedziny wiary proponować komukolwiek w sposób efektywny, nie poznawszy wcześniej tego, jak on mówi, czym żyje, jakie ma religijne doświadczenie. Coraz mocniej przekonujemy się, że wzajemne wyobrażenia po jednej i drugiej stronie ambony są – jeśli nie błędne, to – co najmniej niepełne. Dlatego cierpliwe słuchanie mówiącego odwzajemnia się tym samym w drugą stronę. Dziś odbiorcy Dobrej Nowiny stają się przecież jej nadawcami. A to, do czego zmierzamy w ewangelizacji, to jakaś forma interakcji, w której dorastanie do Ewangelii dotyczy każdej ze stron.
pytanie o technikę
Co dzień można zachwycić się kolejną możliwością cyfrowych narzędzi komunikacyjnych. Usłyszeć o telefonie z czterema obiektywami, który już stoi na sklepowej półce, a raczej leży na sklepowej wyspie, by łatwiej wzmóc apetyt. Można zachwycać się non stop rosnącą pamięcią i nową generacją procesora ulubionego urządzenia mobilnego, ale po co? Technika zmienia nas, naszą szybkość podejmowania decyzji, ilość przeglądanych przez nas informacji. Ale sama w sobie treści nie niesie.
Dziś sercanie w swojej działalności wydawniczej chcą skoncentrować się nie tyle na przygotowywaniu do druku kolejnej publikacji, ale na promowaniu idei i wartości, które są dla nas ważne. Po 25 latach chcemy postawić sobie ponownie te same pytania, co wtedy: „Po co nam taka działalność?”; „Czego zabraknie, gdy nas nie będzie?”; „Jakie są realne potrzeby, które jesteśmy w stanie zaspokoić?”. Przede wszystkim chcemy medialnie wspierać sercańskie dzieła, bez względu na to, jakiego narzędzia czy kanału informacyjnego trzeba będzie użyć.
Dlatego też i nasz „Czas Serca” przybiera nową formę, o której w tym numerze pisze ks. Przemysław Bukowski SCJ – redaktor naczelny. Pragniemy zaciskać więzi z naszymi czytelnikami, chcemy, opowiadając o tym, co my sercanie robimy w Polsce i świecie, zachęcić, by włączyli się w to, co robimy, byśmy razem współtworzyli sercańską rzeczywistość. Kolejny numer „Czasu Serca” będzie zatem o nas, o Kościele, o sercańskiej duchowości. W nowej odsłonie graficznej i tematycznej będziemy spotykali się cztery razy w roku, ale mam nadzieję, że bardziej intensywnie.
Przed nami, Wydawnictwem Dehon, mnóstwo wyzwań, do których trzeba podejść z otwartym sercem i umysłem. Mamy wiele do zaoferowania i odkrywamy wiele potrzeb, które jesteśmy w stanie zaspokoić. Przede wszystkim tę, według mnie najważniejszą: pomóc człowiekowi doświadczyć tego, że Bóg go kocha nie za coś, ale pomimo braku tego czegoś.