Meksyk. Nie ma tam nas, sercanów, a jednak w takich miejscach jesteśmy nieraz bardziej obecni niż tam, gdzie mamy stałe struktury. Oaxaca – meksykańskie miasto, które stało się domem dla ks. Franciszka van der Hoffa SCJ, jest nie tylko „kopalnią” kawy, ale i zieloną wyspą na mapie rolniczego wyzysku.
Mało kto wie, że za światową inicjatywą Fair Trade stoi holenderski misjonarz sercański Frans van der Hoff, który swoją misyjną przygodę rozpoczął w chilijskim Santiago, pracując wśród robotników. W 1980 roku zamieszkał w Oaxaca i podjął pracę wśród plantatorów kawy. To właśnie wtedy w tym miejscu zrozumiał swoją misję: walczyć o sprawiedliwy i solidarny rynek plantatorów.
razem
Pierwszym krokiem było stworzenie Spółdzielni Plantatorów Kawy (Union de Comunidades Indigenas de la Region del Istmo – UCIRI), która miała na celu pominięcie w sprzedaży lokalnych hurtowni. Van der Hoff jest teologiem i ekonomistą w jednej osobie, a pierwszy odważny krok otworzył mu wiele drzwi w holenderskim świecie biznesu. Pięć lat później stworzył wraz z Nico Roozenem pierwszą markę rynku uczciwego i solidarnego Max Havelaar. Inicjatywa oferowała drobnym kawowym plantatorom (campesinos) cenę skupu dużo bardziej atrakcyjną niż tradycyjna oferta rynkowa. Przyciągającą i stałą w całym sezonie. Gdzie zatem jest „kruczek”? Plantatorzy musieli spełniać dość wygórowane standardy społeczne i środowiskowe. Inicjatywa na cztery ręce wymagała od van der Hoffa zdobycia zaufania lokalnych plantatorów, a od Roozena determinacji w walce ze sceptycyzmem dostawców i dystrybutorów. Dzisiaj Max Havelaar Fair Trade obejmuje nie tylko produkcję kawy, a roczne obroty sięgają miliardów dolarów.
chodzi o BIO, czyli ludzi
Trzeba zauważyć, że owe standardy dla campesinos nie są ekstra wymogami, ale drogą powrotu do klasycznych metod i szerokiego szacunku. Już UCIRI, dając stałą niezmienną cenę przez cały sezon, w przeciwieństwie do coyotes, którzy spekulowali, chciało pomóc zrozumieć, że uprawa kawy to nie zysk ze sprzedaży, ale zdolność organizacji, rozwój lokalny, troska o własną tożsamość, a w konsekwencji rozpoznawalna marka. Trafili na podatny grunt, bo dla Zapotecosów, Mixesów i Chontalesów należących do UCIRI grunt ten nie był własnością prywatną, ale obszarem przydzielanym z roku na rok według potrzeb. Grunt, a raczej ziemia. Matka Ziemia.
Na terenie UCIRI kawę BIO uprawia się na wysokości 1600-1800 m n.p.m. na terenach zacienionych. To właśnie odpowiednia ilość zacienienia gwarantuje jakość kawy. Jeśli będzie go zbyt mało, w wysokiej temperaturze rozwiną się choroby niszczące kawowe krzewy. Gdy będzie zbyt ciemno, owoce nie będą dorodne. Campesinos muszą tak przycinać rośliny, by zagwarantować najbardziej optymalne zacienienie. A ciągle pochyleni przy pracy kawowi zbieracze (cafetales) szybki transport i selekcję zbiorów. Często nie ma tutaj szans na zmechanizowanie nawet transportu, a tradycja całkowicie wyklucza agresywne nawozy.
gdzie tkwi sukces?
Zastanawiam się, na ile inicjatywa van der Hoffa odniosłaby sukces, gdyby nie fakt, że wybrał dość kontrowersyjny styl życia księdza robotnika? Czy można tworzyć coś dla kogoś, z kim nie ma się bezpośrednich relacji? Jeśli tak, to gdzie jest granica otarcia się o absurd i odrealnienie?
Osiągnąwszy sukces, Van der Hoff nie wyjechał z biednego Meksyku. W listopadzie mieszkał nadal w kuchni domu częściowo zburzonego przez trzęsienie ziemi (8,1 stopni w skali Richtera). Trochę w myśl tego, co jest napisane przy wejściu do UCIRI – zjednoczeni wygramy.