Graniczymy z Brazylią, krajem, gdzie religijność jest wysysana z mlekiem matki i prawie każdy należy do jakiegoś kościoła, a nierzadko do dwóch i więcej. U sąsiadów za południową granicą wydaje się, że Bóg (prawie) umarł…
Tydzień Turystyki zamiast Wielkiego Tygodnia
Wielki Post wypada tutaj w czasie karnawału, który w różnej formie trwa aż do Wielkanocy. Wielki Tydzień to Tydzień Turystyki. W tych dniach ludzie mogą skorzystać z szerokiej oferty różnego rodzaju hucznych zabaw. Clubbing w dniu misterium męki Pańskiej; wyjazd za granicę zamiast rodzinnych, świątecznych spotkań przy stole; obietnice dostatniego życia, zanurzonego w niekończącej się zabawie, afirmacja cielesności, zaspokajanie zmysłów poprzez wyzwoloną rozrywkę; promowanie „kultury zabawy” jako sensu życia i panaceum na wszelkie ludzkie bolączki…
Opisywana sytuacja bynajmniej nie dotyczy krajów europejskich, kojarzonych z największą sekularyzacją, laicyzacją – Holandii, Belgii, Francji czy Luksemburgu. Dotyczy natomiast Urugwaju – państwa, które 30 lat temu było ostoją katolicyzmu, a obecnie jest najbardziej ateistycznym rejonem Ameryki Łacińskiej.
są igrzyska, nie ma chleba…
Laickie państwo nie ułatwia Urugwajczykom życia Ewangelią, nie pozwala się duchowo odrodzić. Karmi ateistyczną propagandą. W szkołach naucza się, że Boga nie ma i zabrania się o Nim mówić. Przeszło 30 lat temu lewicowa władza, mocno wspierana przez masonerię, obiecała Urugwajczykom dostatnie życie. W zamian za głosy miała budować nowe szkoły, szpitale, zapewnić najuboższym comiesięczne dotacje. Wykreowała też 3 naczelne bożki: piłkę nożną, karnawał i politykę, próbując uśmiercić przy tym prawdziwego, żywego Boga… W pełnym rozrywki i (pustego) śmiechu kraju nie było dla Niego miejsca. Po wygraniu wyborów władza zrealizowała zaledwie znikomy procent programowych deklaracji. Obecnie w Urugwaju panuje ogromne bezrobocie i poczucie beznadziei. W samej stolicy jest wiele dzielnic nędzy, w których biedę po prostu się dziedziczy. Państwo wciąż organizuje regularne igrzyska – karnawał, mecze piłkarskie, imprezy masowe, ale nie zapewnia społeczeństwu miejsc pracy czy życiodajnej kromki chleba.
Naturalna spontaniczność miejscowych sprzyja rozwojowi „kultury świętowania”. Nie jest to jednak świętowanie budujące wartość człowieka i szanujące jego godność. Zabawy na ulicach i plażach nierzadko kończą się tragicznie: rozbojami, pobiciami, morderstwami. Brak moralnego fundamentu, marginalizacja Boga, ekonomiczno-socjalne problemy sprawiają, że po zakończeniu upojnej imprezy Urugwajczycy popadają w depresję. Wchodzą w błędne koło: żeby nie myśleć o przyszłości, zagłuszyć lęk i samotność, uciekają w nierealny świat zabawy; przez moment doświadczają szczęścia, zapominając o szarej rzeczywistości. Kiedy jednak umilknie muzyka, wyparują procenty, padną wszystkie gole w zwycięskim meczu, ludzie muszą wrócić do smutnej codzienności.
nawrócenie… moje i Urugwajczyków
W pracy misyjnej niezwykle istotne jest ukazywanie najważniejszych wartości w życiu chrześcijanina. Głoszę, że rozrywka i zabawa nie może stanowić celu życia. Choć większość Urugwajczyków jest ochrzczona, to ich znajomość Boga pozostaje na poziomie znajomości modlitw Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo. Przyznawanie się do Boga i wiary jest w Ameryce Łacińskiej dość powszechne. Niestety, przeważnie nie wiąże się to z głęboką relacją z Jezusem, widoczną chociażby w korzystaniu z sakramentów czy życiu Ewangelią na co dzień. Zetknięcie z Ameryką Południową jest dla mnie impulsem do tego, abym sam pogłębiał relację z Jezusem i codziennie się nawracał. Życie misyjne wspaniale ubogaca: jest piękne, ale niełatwe. Realizując sercański charyzmat, podejmuję wyzwania nie tylko ewangelizacyjne… Poza karmieniem ludzi Bogiem pragnę karmić potrzebujących również posiłkiem.
nowe życie za 9 zł dziennie?
Posługuję w czerwonej strefie Montevideo, stołecznej dzielnicy nędzy. Funkcjonują tutaj katolickie świetlice przyparafialne. Z uwagi na fakt, że wydajemy ciepłe podwieczorki (merendero), cieszą się one zainteresowaniem i dużą frekwencją małych Urugwajczyków. W 2014 roku w 2 świetlicach pomocą socjalną objęliśmy 280 podopiecznych w wieku od 2 do 15 lat. Wydaliśmy około 8000 merendero – często był to jedyny posiłek dzieciaków w ciągu dnia. Poza zaspokajaniem głodu fizycznego pracujemy nad mentalnością najmłodszych, którzy nie potrafią budować prawdziwych przyjacielskich relacji, a także wciąż nie znają Boga i Jego pełnej miłości nauki. Organizujemy spotkania modlitewne, warsztaty zawodowe, zajęcia integracyjne. Koszt jednego merendero to 9 zł. Dla urugwajskich dzieci to coś więcej niż ciepłe mleko z bułką – to wyraz troski i nadzieja na nowe życie… Dla mnie, misjonarza, to szansa na głoszenie Ewangelii i kształtowanie żywej wiary wśród młodego pokolenia! Będę niezwykle wdzięczny za każdą formę pomocy: modlitewną, wolontariacką, finansową.
dziękuję i proszę…
Dotychczasowe wsparcie polskich Darczyńców wzrusza, choć nie zaskakuje! Polacy słyną z otwartych serc… Dzięki pomocy Sekretariatu Misji Zagranicznych Księży Sercanów oraz setkom kolędników akcji „kolędujMY misyjnie” otrzymałem na dożywianie aż 9160 zł! Wiem, że był to wstęp do rozpoczęcia regularnego projektu wsparcia naszych świetlic pod hasłem „Dzieci Uruguayu”. Wszystkim Darczyńcom, którzy dotychczas pomogli, mówię z całego serca: „Dziękuję!”.
Proszę was również o wielką modlitwę przez Serce Jezusa i Niepokalane Serce Maryi o odnowę duchową ludzi i kraju, gdzie Bóg posłał mnie na misje.